Przeczytałam artykulik o pewnej młodej damie-jedenatoletniej- która to śmiała założyć trampki do długiej sukni wizytowej… zamiast szpilek. Łomatko i córko, a raczej łoojciec, który towarzyszył córce i sam był nienagannie ubrany, czyli elegancko i pięknie, gdy oboje wizytowali teatr w Wenecji. No dramat! Jakie to gromy posypały się na młodą damę, bo przecież nie wypada… Ech… I nie zwróciłabym na to uwagi, ale akurat trampki już dzień wcześniej zagrały pierwsze skrzypce na własnym podwórku, kiedy to dziesięciolatek miał je na nogach w czasie uroczystości zakończenia roku szkolnego i został otaksowany pogardliwym i pełnym dezaprobaty spojrzeniem… własnej ciotki. Toż trzeba było (matka!) kupić dziecku lakierki czy inne wizytowe buty!- na jeden raz… Fakt, ulubione vansy nie były pierwszej nowości, więc i czystości… Acz pewien sympatyk stwierdził trafnie, że lepiej mieć trampki na nogach, niż być głupim jak trampek 😀
W sobotę byłam ostatni raz w już byłym domu Najmłodszych. Jutro przychodzi pani do sprzątania, a w środę przekaz kluczy. Dom to nie tylko ściany i dach- to dziesięcioletnia historia tocząca się tu każdego dnia. To w nim bliscy witali Pańcia i Zońcie, to w nim stawiali swoje pierwsze kroki… Był świadkiem pięknych i radosnych chwil, ale pewnie i tych trudnych… Mnie się zawsze będzie kojarzył z miłością i radością… bo tylko takie chwile były moim udziałem. Wybujałe lipy i sosny zasłaniają z każdej strony budynek… i najbardziej żal mi drzew, choć nowy właściciel, który pokochał ten dom od pierwszego wejrzenia, pewnie nie zrobi im krzywdy… Niech mu się tam szczęśliwie i pięknie mieszka.
Jestem rozczarowana, bo… nie będę mogła obejrzeć Wimbledonu, gdyż mając pierdylion kanałów sportowych, tego jednego nie posiadam. Noszzz… I nie zamierzam posiadać, bo z Polsatem od wieków mi nie po drodze… ale zamiast pierdylion ich kanałów, których nie używam, mogłabym mieć akurat ten jeden. Ech… i czym ja się teraz zajmę? Jak żyć? ;pp A tak mi dobrze było z ogrodem i tenisem, bez polityki…
I do tego ten upierdliwy upał. Klimatyzacja chodzi jak szalona, choć muszę przyznać, że długo się przed włączeniem wzbraniałam, ale polegam. Po nocy, kiedy to mimo długiego snu obudziłam się zmęczona i wymięta, stwierdziłam, że czas na spanie przy zamkniętym oknie. Nie lubię, oj nie lubię…
I dla ochłody, bo nadchodzący tydzień z żarem z nieba…
Uśmiechniętego 🙂
Dwa z nich przygarniemy…
O homofonicznych wypowiedziach prezesa od Kota wolę nie wspominać, bo… zwyczajnie na samą myśl robi mi się niedobrze od tego jego obrzydliwego rechotu…
Ale zostawię tu te słowa obrazujące w jakim nam kraju przyjdzie żyć, jeśli pozwolimy na kolejną kadencję tego dziaderstwa…
PS. Dziś przyszedł na świat śliczny chłopczyk, uszczęśliwiając swoim istnieniem rodziców i dumną babcię- moją przyjaciółkę- oraz nas wszystkich bliskich.