Być razem…

Dziwnie tak obudzić się mając wrażenie, że drzewa za oknem trwają w jakimś makabrycznym stuporze, kiedy to wcześniej przez trzy dni odstawiały wisielczy taniec. Cisza otuliła dom, nie ma już świstów w kominie, złowieszczych podmuchów wiatru, tak silnych, że przenikających przez każdą szczelinę… Budzących zgrozę. Szczególnie że moją lekturą na ten czas, była książka o psychopatycznym dziecku. Dziewczynce. Błędach, jakie popełniają rodzice z miłości, żeby chronić dziecko. Chyba udzielił mi się klimat, bo nawet jak zabrali prąd, to czytałam z latarką w ręku…

Weekend miałam i intensywny i leniwy. Sobota pod znakiem naszego jubilata. Dziesięć lat- kto by uwierzył? W niedzielę odespałam noc sobotnią, bo czytałam do godziny 3 ciesząc się i wykorzystując, że o 1.30 oddali prąd, którego rano znów nie było. Zabierali, oddawali, przez jakiś czas telefony komórkowe również nie działały.

U nas w zagrodzie spokojnie, ale we wsi kilka rodzin musiało opuścić swe domostwo, bo budynek został uszkodzony na tyle, że nadzór budowlany wydał taką decyzję.

Ooo właśnie coś drgnęło za oknem… Ruda przemknęła po brzozie, skoczyła na lipę i pewnie udała się w kierunku leszczyny… Ha! Jemy śniadanie w zbliżonych godzinach 😉

Dobrze być razem… Rodzinnie przy urodzinowym obiedzie zakończonym dmuchaniem świeczek na torcie okraszonym szerokim uśmiechem Jubilata, który właśnie stawia swe pierwsze kroki w nastoletni świat, bo w następne urodziny to będzie już nastolatek pełną gębą 😉 I tak jak wczoraj z milionami ludzi o gorącym sercu, życzliwej duszy, uśmiechniętych, wierzących i czyniących dobro. Kolorowych, kreatywnych, stojących po jasnej stronie mocy, przynajmniej w tę jedną zimową niedzielę.

W obu naszych parafialnych cerkwiach stały puszki…

Życzliwego i uśmiechniętego początku nowego tygodnia 🙂

Casting…

Ostatni będą pierwszymi, albo i nie 😉

Misiek, zanim wynajął swoje mieszkanie, to zrobił casting na lokatorów. Sprawdziła mu się ta metoda, nigdy nie miał żadnych problemów z najemcami mieszkania.

Tuśka, kiedy usłyszała, że w czwartek odbiera klucze od mieszkania, to wpadła w popłoch, bo skąd tu wziąć od ręki fachowca. Kompleksowego. Okazało się, że jest strona, na której można się ogłosić, więc tak zrobiła. Telefon się rozdzwonił, co było naszym zdziwieniem, bo przecież każdy fachowiec ma roboty po kokardkę, a terminy odległe niczym jak na organizację dużego wesela 😉

I tak pierwszego miała mieć już w dniu odbioru, ale ostatecznie odmówiła, zaś na sobotę umówiła się z trzema- godzina po godzinie. Będąc po raz pierwszy w tym mieszkaniu, zrobiła sobie ze mną telekonferencję, a potem do mnie jeszcze przyjechała i tak trzy godziny upłynęły nam na rozmowach o kafelkach, podłodze, armaturze, grzejnikach i ścianie, która miała być przesunięta, a nie jest. Waha się, czy zostawić tak jak jest, więc pojadę dziś przyjrzeć się na własne oczy- umówiłyśmy się po jej pracy. W międzyczasie zadzwonił jeszcze jeden fachowiec, i po dość specjalistycznej rozmowie, podpowiedziałam jej, żeby się z nim umówiła na jutro, czyli piątek, bo i tak będziemy obie w mieszkaniu, więc…tak ostatni będzie pierwszym do ocenienia.

Cały wieczór oglądałam różne struktury podłóg i kafli (na przemian z piramidami, wielbłądami, słonecznym niebem, morzem i basenem i cudną radością na twarzy Najmłodszych zadowolonych z wakacji), choć córcia jest już zdecydowana i wie czego chce. Ale! Być może również jeszcze w tym roku będziemy urządzać swoje mieszkanie, więc ten tego… Nie, nie zamierzam się wyprowadzać z domu. Jeszcze nie.

Tuśka ma dorobić mi klucze, bo już przewiduje, iż w wielu sprawach będzie trzeba ją wyręczyć, gdyż ona jest kobietą zapracowaną. Kiedy budowała i urządzała dom, była w ciąży, więc towarzyszyłam jej przy wybieraniu materiałów, ale często też robiłam pomiary. Widząc jej przerażenie na twarzy, pocieszam, że mieszkanie to nie jest duży dom, który przecież ogarnęła tak naprawdę bez pomocy faceta przy boku (ten był wiecznie w pracy), więc ma doświadczenie. No i ma mnie ;p Biorę miarę i do roboty!

ps. Czasem lękasz się, że coś się może wydarzyć. Masz to z tyłu głowy, choć nie myślisz o tym codziennie. I przychodzi taki moment, w którym niepokój zamienia się w zdarzenie, które ma swoje konsekwencje.

Uśmiechniętego i życzliwego weekendu 🙂

Siła sprawcza…

Wyszedł w piątek premier na konferencję prasową i pogonił lekarzy do roboty. Rodzinnych. I niech ktoś mi powie, że premier nie ma wśród lekarzy posłuchu. To nic, że rada lekarska przy rządzie abdykowała, twierdząc, że ani minister, ani premier posłuchać się jej nie chcieli. Grunt, że odwrotnie to działa. W ciągu 48 godzin w niedzielne południe odwiedziła mnie Rodzinna. Ze stetoskopem. To nic, że jestem 60 minus, a nie plus, że nie mam dodatniego testu na covid-19, za to mam katar, kaszel i stan ciut wyższy niż podgorączkowy. Wszak nie ma co się stricte do słów premiera przyzwyczajać, bo może wyjść w środę i oznajmić, że do 50 plus to w ciągu 72 godzin, a 40 plus odwiedzić w domowych pieleszach należy przed upływem 96 godzin. Bez testu. W czasomierze lekarzy nie ma co zaopatrywać, bo każdy porządny lekarz ma furę w garażu i drogi zegarek na ręku 😉 Na pewno znajdą sposób jak rozliczyć z ewentualnej niesubordynacji rodzinnych, wszak Pegasus czuwa!

Nic mi nie jest, oprócz rzeczonego kataru, który sprzedał mi OM, kaszlu, który jest notoryczny i być może występuje jako skutek uboczny piguł, jedynie podwyższona temperatura, która pojawiła się w piątek wieczorem, mnie zaniepokoiła, więc postanowiłam przetestować decyzję premiera w praktyce.

Polecam wszystkim! To działa! ;P

Zdrowego poniedziałku i całego tygodnia 🙂

Na papierze…

Nie dorośliśmy jako społeczeństwo do realizacji planów odnośnie ratowania naszej planety. Własnego zdrowia. Ekologia to tylko ambitny plan na papierze. Puste frazesy, brak czynów i krzyk ekologów.

Z lokalnego podwórka: padły słowa, że śmieci mogą być wywożone nawet po rowach, byle cena nie wzrosła, a najlepiej spadła. Bo przecież za chwilę kolejne wybory, a stołek burmistrza jest wygodny. Coś, co zostało już uzgodnione i podpisane, zostało zerwane, bo przecież mieszkańcy nie zaakceptują kolejnej podwyżki. Tonięcia w śmieciach i smrodach nie zauważą.

Z krajowego podwórka: 57 miliardów z unii za zielone certyfikaty, to pieniądze na modernizacje i nowe obiekty odnawialnej energii. Zielonej. Pewnie poszły na zakup węgla z Rosji. W każdym razie, rząd nie zrobił nic w tej sprawie. A jedynie co robi, to rzuca kłody pod nogi. Jak dziś czują się ci wszyscy, którzy zrezygnowali z pieców węglowych i przeszli na ogrzewanie gazowe?

W lipcu firma założyła nam panele fotowoltaiczne. Od tamtej pory trwa korespondencja z Eneą, z którą nie mamy kompleksowej umowy na dostawę prądu, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo to ona ma w obowiązek podpisać z nami umowę i wymienić licznik. Umów jest kilka, wymian licznika również, bo przecież nie można było wymienić od razu na ten ostateczny. Ktoś coś z tego rozumie? My nie. Wciąż czekamy na zakończenie tej nieskończenie długiej historii, i tylko się cieszyć, że za oknem zima…

*

Najmłodsi wylecieli na ferie, więc wspólne świętowanie dnia Babci i Dziadka odłożone. Nie mam z tym żadnego problemu, mam za to cudownie wzruszające wspomnienia z takich dni. Tak czy inaczej, świętowania w przedszkolu Zońci i tak by nie było, bo pandemia.

Wszystkim Babciom i Dziadkom moc serdeczności. Każdy z nas wie, że wnuki to ogrom radości!

Afera…

Pod tym słowem może kryć się nadużycie, oszustwo, szwindel stulecia, innymi słowy sensacja. Właściwie nie ma dnia, żeby media nie użyły w swych nagłówkach słowa afera. Często tylko po to, żeby przykuć uwagę czytelnika, zwiększyć klikalność. I tak grube afery, które mają wpływ na rzeczywistość, na życie przynajmniej niektórych osób umykają pod zalewem codziennych aferek, jakie fundują nam media. No cóż, media dobrze wyczuwają nastroje w społeczeństwie, które podnieca się każdą opublikowaną aferką. A jak jeszcze dotyczy to znanych (nie)lubianych, to temat grzany jest, aż nie zastąpi go następna mniejsza lub większa draka…

Czy ktoś jeszcze pamięta o „ośmiorniczkach”? Jest ich około 300 gatunków, ale tylko jeden z nich obalił ówczesny rząd 😉 Obecnemu rządowi żadna afera nie jest w stanie zaszkodzić. A konsekwencje ponosimy wszyscy.

Najmłodsi też potrafią rozpętać niezłą aferkę między sobą, ale jedyną konsekwencją są słowa już cię nie kocham. Po czym za chwilę znów się kochają jak starszy brat z młodszą siostrą. Jutro wyjeżdżają na ferie- 10 dni ciszy i… pewnie zdążę zatęsknić 😉

Ps. Przeżyliście poniedziałek bez większych szkód?

Średnie miasto…

Wymarło.

Dwa lata temu w lutym i w marcu doniesienia z Włoch wbijały w fotel z przerażenia. Dziś kolejne śmierci prawie 700 osób na mało kim robi wrażenie. W Polsce. A najmniej na rządzących.

Przyzwyczailiśmy się? Chyba tak. A przynajmniej 45% społeczeństwa ma to głęboko w odwłoku.

Wczoraj nasze piękne polskie miasto, jakim jest Wrocław, wysunęło się na pierwsze miejsce na świecie w kategorii zanieczyszczenia powietrza. Na całym globie, to tam ludziom oddychało się najtrudniej.

Ale! Jest i też dobra wiadomość dla pacjentek z rakiem jajnika, a nie posiadających mutacji. W styczniu weszła refundacja leku niraparib. Do tej pory mogły brać go tylko w programie badań klinicznych, więc zamiast leku mogły trafić na placebo. Tak się przydarzyło jednej z pacjentek na moim oddziale. Lek nie zdziałał, ale ona się nie poddała, a mając znajomego w Kanadzie w odpowiednim instytucie, lek został zbadany i udowodniła, że podano jej placebo, więc MZ przyznało jej możliwość kolejnego leczenia.

A ja spokojnie rozpoczęłam szósty rok z olaparibem. Wyniki się ustabilizowały na byle jakim poziomie, ale w tej sytuacji to tylko może cieszyć. I cieszy 🙂

Kocham i (nie)rozumiem…

Tak niewiele myślę
Tak niewiele znaczę
Tak niewiele słyszałem
Tak niewiele potrafię

Wolność. Każdy ją pojmuje po swojemu.

W Zakopanem podczas ostatniego długiego weekendu dziki tłum, bo ludzie zmęczeni i złaknieni wytchnienia od codzienności, stęsknieni za wolnością. W Polsce ją mają, bo nie trzeba mieć paszportu covidowego, nie są zmuszani do testowania się, a maseczkę można mieć na brodzie, w kieszeni albo w ogóle jej nie posiadać przy sobie. Dlatego niektórzy ceniąc sobie wolność, od prawie dwóch lat podróżują tylko po kraju, bo obecne zasady wyjazdów zagranicznych to zamach na ich wolność. Jak to idiotycznie patetycznie brzmi, prawda? Zupełnie inaczej, niż gdyby taki miłośnik podróży bliższych i dalszych, powiedział, że rezygnuje z wyjazdów w świat, bo jest pandemia, a on nie jest zaszczepiony, gdyż z nauką mu nie po drodze, nie będzie się co chwilę testować, bo to kolejne koszty, trzeba też się zorientować, jakie w danym kraju obowiązują obostrzenia, a to już zbyt trudne jest…

Od lat obserwuję na FB pewną rodzinę kochającą podróże te bardzo dalekie, ale również bliskie. W czasie pandemicznym nie zrezygnowali ze swojego stylu podróżowania, które bardzo się różni od standardowych wakacyjnych wyjazdów większości turystów. Nie zrezygnowali z tego co kochają, dostosowując się do obecnej pandemicznej rzeczywistości, bez poczucia, że ktoś im cokolwiek ograniczył, a na pewno nie ich poczucie wolności.

Dobrego początku i całego tygodnia 🙂 Ja rozpoczynam krótką podróżą do DM, po piguły 😉

Osiem gwiazdek…

Tytuł właściwie wystarczyłby za cały post… Ale! Nie rozpisując się na temat tego, że czego się nie dotkną, to spieprzą, (nawet gdy mają całkiem dobre niektóre pomysły), nie mówiąc już o wszelkiej niegodziwości tej władzy, to wspomnę o wdrożonym „nieładzie pisowskim”, który hula po portfelach obywateli bez ładu i składu… Wiadomo było, że jednym zabierze, drugim rzuci ochłapy, a w końcowym rezultacie stracą i tak wszyscy.

Wiem, że nawet niektórzy przeciwnicy PIS-u cieszyli się z obniżenia wieku emerytalnego. Dla pracujących na własny rachunek ta opcja jest korzystna, gdyż wraz z osiągnięciem wieku pobierają emeryturę i dalej prowadzą firmę. Większość, jak nie wszyscy, tak robi, gdyż przedsiębiorcy, nawet firm jednoosobowych, potrafią liczyć, a przede wszystkim nie wierzą w nasz system emerytalny. I mają rację, bo oto emeryci zostali ograbieni ze swoich pieniędzy, które latami, ciężką pracą sobie wypracowali.

Cały ten nowy system podatkowy nie powinien dotyczyć emerytów, czyli nie powinien nikomu obniżyć dotychczasowej emerytury. Osobiście moja renta wzrosła o całe 85 złotych, więc być może komuś by się wydawało, że jeśli nie straciłam na tym „nieładzie”, to nie powinnam zabierać głosu. No cóż, wychowana byłam w etosie pracy i szlag mnie trafia, jeśli ludzi, którzy całe życie poświecili pracy zawodowej, odprowadzali swoje składki z ciężko zarobionych pieniędzy, teraz się okrada. Oni nie potrzebowali 13 emerytury, nie mówiąc o 14 i kolejnych, które PAD w ferworze kampanii zapowiadał z tym swoim nikczemnym uśmiechem… Im wystarcza to, co wypracowali oraz rzetelna waloryzacja.

*

Za chwilę czas świąteczny będzie już tylko wspomnieniem. Kolejnym. Jak dobrze, że mamy tylko trzy kotłownie, bo Tacie dni by zabrakło, gdyż średnio spędzał tam pół dnia- każdego dnia ;pp

Spokojnego, uśmiechniętego weekendu! 🙂

Koniec reżimu…

Wraz ze zmianą kapsuł na tabletki skończyła się era reżimu niejedzenia godzinę przed i dwie godziny po. Szybko się okazało jakie to zbawienne dla mojego snu o poranku tudzież swobodnego biesiadowania w doborowym towarzystwie lub nie, wieczorową porą. Jak (nie)zbawiennie wpłynie to na moją wagę, to się pewnie okaże, ale na wszelki wypadek nie wymieniam w niej baterii, więc milczy porzucona w kącie. Przymusowe ważenie dopiero w poniedziałek, więc nie będę się tym stresować; każdy kilogram na plus (u mnie) cieszy moje przyjaciółki (takie wredne som!) oraz pielęgniarki na oddziale, więc jakby co, to mam motywacje sprawić radość innym. Dlatego dziś zaczynam dzień od kawy, a do niej serniczek i jabłecznik… Wybitnie wstać mi się nie chciało, mimo iż środa więc urody doda, ale zobaczywszy przesyłkę z zaprzyjaźnionej piekarni, nie żałowałam, że o kole 10. zwlekłam się z łóżka. Świętowanie czas zacząć! Wprawdzie święta od jutra, ale kto mi zabroni?

Burza mózgów (dwóch) w końcu skończona… i przypieczętowana decyzją. Łatwo nie było, bo że trzeba i w co, to wiadomo, tylko gdzie i w jakie nie do końca po jednej linii, choć gdzie to szybko doszliśmy do porozumienia (mały smuteczek). Wygrała moja opcja, więc teraz już tylko czekamy na kosztorys i podpisanie umowy. Ufff… Czasy niepewne, nikt nie wie, jak namiesza nam ten (nie)ład pisowski- gorąca linia z naszymi księgowymi, którzy też niewiele wiedzą.

Uśmiechu dla Was 🙂

Życzmy sobie dobrze…

Zapach piernika wydobywający się z zapalonej świecy w ten ostatni wieczór starego roku spowił moje zmysły wraz z muzyką wszechczasów… Żadne tam koncerty marzeń-zakażeń, tak jakby wirusa nie było, bo gawiedź musi się bawić… Igrzyska muszą trwać, żeby niektórzy przetrwali.

W tym ostatnim dniu myślami byłam zanurzona we wspomnieniu- najradośniejszym w minionym roku. To była uczta dla oka i duszy- najfajniejszy prezent w postaci linku do zdjęć, na których uwieczniono miłość, przyjaźń, życzliwość i radość. Ta ostatnia aż wylewała się z ekranu. U wszystkich uczestników tego wydarzenia.

Potrafimy być radośni, szczęśliwi. Dobrzy i życzliwi również. Okazjonalnie. Na co dzień bywa z tym różnie. Może czas to zmienić?