Niepełnoprawność nie tylko na papierze…

Gdy biorę dokument do ręki i z uwagą się w niego wczytuję, a nie przebiegam tylko wzrokiem, wyszukując to, co najbardziej mnie interesuje w danej chwili, to w końcu do mnie dociera fakt… że jestem ciężko chorą osobą, bo tymi dokumentami są wypisy ze szpitala, w których zamieszczone są wyniki badań bądź orzeczenia. Na co dzień nie zaprzątam sobie tym głowy, może dlatego, że ograniczenia przychodziły stopniowo, a ja je akceptowałam. No i pomimo ich, uważam, że daję sobie świetnie radę i nieustannie się dziwię pytaniem: to ty sama jeździsz autem? No jeżdżę, wprawdzie wkoło komina, ale do DM nie jadę sama, nie z powodu samej jazdy za kierownicą, tylko z innych, praktyczniejszych. Ale! Być może to się zmieni, bo…

Dostałam orzeczenie o stopniu niepełnosprawności, a w nim, że ten stopień jest znaczny. Cokolwiek to znaczy. Dla mnie jedno, że przysługuje mi karta parkingowa. I już oczami wyobraźni widzę jak jadę do DM dzień wcześniej, nie wyjmuję całego majdanu z auta, by następnego dnia zaparkować najbliżej bramy szpitalnej i zostawić auto na parkingu na cały pobyt w szpitalu 😀 Ale najpierw jeszcze muszę złożyć wniosek o taką kartę i poczekać pewnie kilka tygodni. OM ma się dowiedzieć, czy muszę zrobić to osobiście (wymóg osobistego ze względu na dokonanie podpisu przy składaniu wniosku na miejscu), gdy orzeczenie odbyło się bez stawania przed komisją. Lekarzom wystarczyła moja złożona dokumentacja- zaświadczenie od Rodzinnej i ostatni wypis ze szpitala. Orzeczenie wydane mam na trzy lata.

Temat (nie)choroby Zera jest jak gorący kartofel. Budzi wiele emocji, kontrowersyjnych dyskusji, zacietrzewienia…etc… Mogłabym do niego nie wracać, ale chyba się nie da, dopóki w końcu Zero nie stanie przed przedstawicielami Temidy. Podsumowując własny udział w dyskusjach wszelakich, moje zdanie odnośnie Zera jako pacjenta onkologicznego, jest jednoznacznie niezmienne- uważam, że żaden pacjent nawet polityk-oszust nie musi udowadniać suwerenowi, że jest chory (robić konferencję, publikować wyniki badań etc…). I suweren- gawiedź powinien naciskać, skupić się na opieszałości wymiaru sprawiedliwości tudzież komisji śledczych, by wzywając Zero na świadka bądź w charakterze podejrzanego ukrócili te wszelkie spekulacje na jego temat, gdyż jego ewentualne niestawiennictwo byłoby udokumentowane orzeczeniem lekarza sądowego. W tej chwili to jest tylko bicie piany i tworzenie różnych teorii spiskowych, choćby takich, że Zero już dawno leży pod jakąś palmą i popija kolorowe drinki 😉 I na tym kończę, czekając na dalszy rozwój sytuacji, czyli na ruch organów ścigania wobec tego przestępcy.

I tak w temacie okołoświątecznym, bo przecież już za tydzień Wielki Czwartek…

No u mnie się myły właśnie, LP nawet nie przeszkadzał deszcz 😉 Ale, zanim wzięła się do roboty, to po moim powrocie z przychodni, by spuścić krew do analizy, usiadłyśmy do kawy i czgoś słodkiego… na zdjęciu to już resztki, ale i orzeszki i ekler pistacjowy warte grzechu 😉

A potem to już była jazda na szmacie…

Pierwszy dzień wiosny i pizdnęło deszczem, a ja akurat musiałam wyjść, okna miały się myć, a w ogrodzie miałam zaplanowaną schadzkę z ML a pogoda pokazała środkowy palec 😉 Z ML się dzwoniłyśmy, przekazałam instrukcje, a co do większych konkretów jesteśmy umówione na sobotę w ogrodzie. Jak już byłam w Miasteczku, to chciałam zakupić tulipany do wazonu, ale w mojej ulubionej kwiaciarni nie było, a że pogoda barowa, a w domu już czekała LP, więc nie chciałam dłużej włóczyć się po mieście w poszukiwaniu tychże, więc zakupiłam goździki…

A jak wiosna to i przesadzanie 😉 Jedno. Z tymczasowej doniczki, a przy okazji rozsadzanie…

Dla mnie od lat, a ściśle od 32 ten pierwszy dzień wiosny będzie się kojarzył z syną, który następnego dnia, a była to niedziela w samo południe, oznajmił krzykiem światu, że oto się narodził. Zdumiewające, że mija już tyle lat, a ja te dni pamiętam, jakby to było dziś.

Czapka, którą noszę w domu od dwóch dni bawi się ze mną w ciuciubabkę. Noszzzz nie mogę pojąć, gdzie się zapodziała. Fak, ze zdejmuję ją w momentach, kiedy mi się robi za ciepło w głowę, najczęsciej w kuchni Oboje z OM już się śmiejemy, że tak skutecznie schowała się przed naszymi oczami. LP też jej nie znalazła.

*

Jestem z tej opcji, która coraz mniej rozumie rolników. Serio. A wyrzucenie gnoju przed dom rodziców Marszałka, to już szczyt pospolitego gnojstwa. I nie bardzo mnie to interesuje czy to rolnicy, czy pseudo rolnicy, bo ci pierwsi pozwalają się rozgrywać politycznie. Widać, słychać i czuć, że większość z nich to zwolennicy/fanatycy pisdzielców. I mają krew na rękach, bo skutkiem ich protestów zginął człowiek.

Za to całym sercem jestem za protestującymi opiekunami osób z niepełnosprawnością. Panie posłanki i posłowie weźcie się do roboty! Obiecaliście, to zrealizujcie.