Zjazd…

Formy i nastroju miałam przez weekend. Mimo świadomości, że znajduję się na równi pochyłej, mimo uprzedzenia, że ból nastąpi, bo jest pokłosiem zastrzyków, które muszę brać przez 10 dni od dnia podania chemii, którego już doświadczyłam poprzedni razem, to jednak zostałam przeczołgana. Było dłużej i boleśniej, tak po krzyk…Zresztą nie całkiem przeszło, więc nie wiem, w jakiej formie się obudzę- jutro ostatni zastrzyk! Widzę też różnicę w kondycji poruszania się po schodach, aż sprawdziłam dokładnie moje parametry- hemoglobina, która była do tej pory w normie, jest poniżej, niewiele, ale jest. Przyjmuję to na klatę, a w czwartek bądź w piątek zrobię kontrolne badanie w laboratorium.

Przedrzemałam sobotę i niedzielę, co absolutnie nie miało wpływu na szybkie zaśnięcie i spanie przez całą noc- zasnęłam w trakcie czekania aż w Indian Wells przestanie padać 😉 Przez dwa dni nawet nie wyściubiłam nosa za drzwi… Zdjęcia są z piątku, kiedy w trakcie oglądania komisji śledczej potrzebowałam łyknąć świeżego powietrza, bo oglądanie i słuchanie dziadersa z Żoliborza wywołuje u mnie odruch wymiotny. Te jego banialuki, dworowanie z wszystkich i z wszystkiego ta jego pogarda do ludzi i prawa i to obsesyjne wynikające z kompleksów mówieniu o Tusku i agenturze niemieckiej jest i żałosne i obrzydliwe.

W chwilach większej użyteczności umysłu i ciała popełniłam kolejną sałatkę śledziową, ale nie zrobiłam zdjęcia: śledzie, czerwona papryka, ogórki konserwowe, czerwona cebula; sos: śmietana, majonez, miód, carry, sól i pieprz. Wyszła pysznie. I taki niedzielny obiad…

przed wsadzeniem do piekarnika

A teraz będzie na poważnie, choć pewnie powtarzająco się, bo być może podchodzę do tego zbyt emocjonalnie, co w sumie nie powinno dziwić. Ale! Żałosne jest ocenianie choroby/leczenia po wyglądzie pacjenta. Debatowanie i podważanie jego choroby na podstawie tego, jak wygląda. Żenujące, przykre i krzywdzące. Nie tylko dla ocenianego chorego, ale dla całej rzeszy chorych. I nie mam tu nikogo konkretnego na myśli, choć pewnie domyślacie się, skąd wziął się temat- ocenianie prawdziwości choroby Zera. Abstrahując od powodu tych wszystkich komentarzy, jakie czytałam na blogach czy ogólnie w sieci, to mam jeden wniosek: niewielka jest wiedza na temat chorowania i leczenia. Szczególnie onkologicznego. I żeby było jasne, ja nie wymagam od nikogo tej wiedzy, rozumiem wszystkie wątpliwości. Tyle, że gdy ma się wątpliwości, to stawia się pytania, a nie tezy. Nie pisze się autorytarnie, jak powinien wyglądać pacjent, jak się zachowywać. No litości! Każda choroba ma swój etap, każdy chory ma inny organizm, każde leczenie może działać na niego różnie… To tak jak ze skutkami ubocznymi. Pojawią się bądź nie. To jest takie oczywiste, takie logiczne, że wszystko mi opada, jak czytam komentarze, posty. (Nie chcę tu nikogo obrazić, ani wywoływać do tablicy).

Przy pierwszym skorupiaku w 1999 roku, po pierwszych trzech cyklach chemii nie wypadły mi włosy. Ba! W przerwie 3-tygodniowej pomiędzy wlewami byłam na weselu przyjaciela. Tańczyłam, śpiewałam, robiłam wszystko, oprócz picia alkoholu, to co robi się na weselu… Potem miała kolejne trzy chemie ze zmianą leku, który pozbawił mnie włosów i przeczołgał, choć nie tak jak cisplatyna w kolejnych chemiach przy kolejnym skorupiaku.- wtedy już w trakcie podawania, było rzyganie… Miałam raka 3 stopnia z przerzutami do węzłów chłonnych. Byłam po operacji. Pewnie według niektórych z was, powinnam pokotem leżeć w łóżku, cierpiąca, wycieńczona leczeniem. Zapraszam na oddziały onkologiczne. Tam zobaczycie pacjentów wycieńczonych chorobą, ale również takich, szczególnie kobiety, które mają zrobione paznokcie, permanentny makijaż, w eleganckich piżamach albo dresach z uśmiechem na twarzy, z gustownym nakryciem głowy bądź peruką przyjmują kolejny wlew leków. To naprawdę jest przykre, że muszę pisać o tym kolejny raz, bo mam wrażenie, że zaraz i mi zarzucie łgarstwo, bo czemu nie? Co ja tu opisuję takiego innego jak choćby przywołany Zero? Pomijam fakt, że rozumiem podejrzliwość, brak zaufania co do prawdziwości tego co publikuje, czy w ogóle jest chory, bo to się wiąże z jego nikczemną, parszywą działalnością polityczną. I oczywiście, że wszystko można sfabrykować. Tyle że nic takiego nie upublicznił, co można byłoby jednoznacznie podważyć i uznać, że to ściema. Być może jest, ale to już zupełnie inny aspekt- i nie o tym piszę.

Podczas tego pobytu w szpitalu była ze mną Ela, która wzięła drugą chemię taką jak ja.. po pierwszej nie wypadły jej włosy. Owszem, osłabiły się, wypadają, ale pojedyncze. Na wygląd i samopoczucie, o którym mówiła, że czuje się dobrze i o siłach, to jej pani doktor oznajmiła, że jej wyniki temu zaprzeczają. Tak że tak. Wyniki krwi. Bo pacjent jak się uprze, to nie odczuwa spadku formy, z rozpędu działa, wiem to po sobie. O tym też często mówiła Rodzinna, która ma z takim pacjentami do czynienia dość często. Bo lekarz nie ocenia wyglądu, tylko wyniki badań. Choć zdarzyło mi się spotkać takiego, co zasugerował się moim wyglądem. A tak w ogóle to sama jeszcze nie jestem zupełnie łysa, ale postanowiłam pozbyć się włosów, by ich nie znajdować w zupie ;p

Ps. 94-letnia Ewa, która była tak osłabiona, przyjeżdżając do szpitala na wózku, która miała toczoną krew (7 jednostek) przez trzy dni, codziennie wyciągała lusterko, a potem już szła do lustra wiszącego w sali nad umywalką i wklepywała krem w twarz, a brwi podkreślała kredką.

Może w końcu zrozumiecie, dlaczego mnie tak oburzają, irytują wszelkie posty, komentarze znafcuf i dlaczego na to reaguję… Mam spore doświadczenie, ogromny bagaż, ale nigdy by mi nie przyszło do głowy oceniać przez pryzmat wyglądu i tego, że ktoś inaczej niż ja bądź znane mi dotychczas osoby jest leczony i reaguje na to leczenie. Ja takie osoby podziwiam, a często im zazdroszczę. A teraz cieszę się jak głupia, że znoszę dużo lepiej leczenie niż ostatnie cztery razy, choć to jest też iluzoryczne, bo startowałam z leczeniem, mając dolegliwości, które są pokłosiem poprzednich terapii.

Ach wieczór, choć z bólem głowy i paszczęki to był wyśmienity, bo pięknie się oglądało zwycięski finał Igi. Grała wyśmienicie. Ta dziewczyny bije kolejne rekordy. Wygrała już 8 tysiączników w swojej karierze, i nie przegrała w nich żadnego meczu, gdy wygrywała pierwszy set. Właściwe to powinno być w regulaminie turniejów WTA 1000, że Iga nie gra drugiego seta, jeśli wygra pierwszego ;pp

I osiągniecia naszej dumy narodowej, królowej tenisa 🙂

Właśnie skończył się finał panów, w który zwyciężył Carlitos, broniąc tytułu sprzed roku. Gra kosmiczny tenis, a z Mietkiem (którego niekoniecznie lubię i nie dlatego, że jest Rosjaninem- potępił wojnę w UA- ale za jego różne przypały na korcie, szczególnie w interakcji z publicznością) stworzyli fajne widowisko, bo obaj świetnie się poruszają po korcie i niektóre wymiany to kosmos 😉

i na dobranoc taki news