Przymulony dzień ze spięciem w tle…

Rankiem ciemną jeszcze nocą, gdy wyrwana z głębokiego snu tuż przed godziną szóstą, w pierwszej chwili nie wiem, jak się czuję, ale powoli dociera do mnie, że mnie muli, głos słaby (a jaki ma być przy 89/ 53) i ogólnie niekomfortowo, bo obawiam się wstania do toalety, Po zmierzeniu ciśnienia, cukru, temperatury do staje przeciwwymiotną kroplówkę i po odczekaniu chwili dopiero wstaję. Jest ciut lepiej. Dostaję też nawodnienie, mimo iż przez cały piątek wypiłam ponad 3l wody, ale wciąż boję się wziąć choćby łyka. Dopiero po godzinie od kroplówki, najpierw kawałek ciastka, a potem woda i nie ma cofki. Ufff…

Po chemii miałam spory obrzęk nóg, większy na chorej nuszce, na tyle duży, że bolesny przy chodzeniu i leżeniu. Ale co się dziwić, jeśli przez gardło i do żył popłynęło tyle płynów plus sterydy… ech. Rano może nie do końca, ale obrzęk znikł, noga już nie bolała, pewnie to też zasługa elewacji nóg. (Wystarczyło dłuższe siedzenie z nogami opuszczonymi i ból wrócił).Przez to mulenie i niskie ciśnienie pobrano mi krew w łóżku i oprócz kroplówki dano tabletki p.wymiotne- rano i wieczorem. I dostałam maść alantan by smarować skórki, bo przy lewym kciuku zdarłam do krwi- no dbają tu o pacjenta, bo kto inny jak nie hematolog przejmuje się niewielką ranką?

Nie dobrałyśmy się z paniami, bo im gorąco mnie zimno, ale zgodnie mamy uchylone okno przez cały dzień, a w nocy rozszczelnione i zakręcony grzejnik, mimo ujemnej temperatury na zewnątrz. Jedyne moje poświęcenie to czapka na epie, bo to moja głowa jest najbliżej okna. Za to mamy świeże powietrze😉

Czas w szpitalu leci szybko, pogaduchy, książka, mecze….ale najważniejsze, że śpię bez żadnych wspomagaczy. Jasne że się nie wysypiam, bo to wciąż za krótko, ale ostatniej nocy nie spałam, bo oglądałam, wiadomo co.
Kawa w towarzystwie PT, krówek i ciasta zrobiła mi dobrze. Tak jak rozmowa time face z Dziećmi Młodszymi i Misieńką.
Ogólnie nie mam co narzekać na samopoczucie, bo nie poniewiera, choć odczuwam spory dyskomfort, ale nie ma porównania do tego, co było wcześniej i już mnie to uszczęśliwia. Muszę tylko przeżyć te pierwsze dni trochę sflaczała, senna również po lekach z mniejszym bądź większym muleniem, ale przede wszystkim nie miałam torsji. Ufff… Martwi mnie ta boląca nuszka, bardziej niż obrzęk. Ale! Zrobiłam ponad 2000 kroków, rozmawiając z OM przez telefon, więc dała radę 😉 No a ciśnienie to mi dziś podniosła Baśka. Krewka Baśka. Wiedziałam, że to nie anioł, kiedy drąc się do słuchawki, wyzwała męża od baranów i tępaków, gdy nie odgadł, co zawsze truskawkowego kupuje, żeby jej to przywiózł do szpitala, zamiast zwyczajnie powiedzieć o co jej chodzi. Ale do brzegu… Baśka nie ma żadnego problemu ze snem, więc uważa, że nienależny się wspomagać farmakologicznie, jeśli cierpi się na bezsenność. Bo ona nie cierpi. Taki ma pogląd, bo to nie wolno wybrzmiewało, co chwilę, aż mnie zirytowało, bo w końcu jej powiedziałam, że są osoby, które muszą się wspomóc, gdyż mają zawodowe obowiązki i to niewyspanie się może być bardziej niebezpieczne, niż wzięcie tabletki. I przede wszystkim robią to pod kontrolą lekarza. Lekarze też się mylą- usłyszałam. Potem zaczęła dyskutować o tabletkach przeciwbólowych. Też nie wolno brać. Zapytałam się, czy podważa kompetencje tutejszych lekarek, które każdy ból każą zgłaszać, bo lepiej wziąć tabletkę, by organizm nie musiał zwalczać bólu , tylko „zajął” się zwalczaniem skorupiaka, bo każdy ból osłabia organizm. I powiedziała to ta, czyli ja, która po tabletkę sięga w ostateczności. Baśka podniosła na mnie głos…. Więc odpowiedziałam, żeby na mnie nie krzyczała i ostentacyjnie włożyłam słuchawki w uszy i włączyłam Fakty. Coś tam jeszcze klapała paszczęką, ale ja się skupiłam na czym innym. (No nie będę się przecież spierała z kobietą na śmierć i życie 😉) Jak wyszła z pokoju, to przeprosiłam Ewę (łagodnego charakteru) za te krzyki, bo uznałam, że mogłam uciąć tę absurdalną dyskusję wcześniej. Absurdalną, bo Baśka świadomie bądź nie, narzucała mi swój pogląd, nie przyjmując, że można się od czasu do czasu wspomóc farmakologicznie, nie uzależniając się, wpierając mi, że jeśli tak mówię to znaczy, że sama łykam jak opętana. Co jest z tymi starszymi paniami, które słyszą/czytają to, co same chcą usłyszeć i przeczytać, wpierając człowiekowi to, czego nie powiedział/nie napisał? Za to palenie papierosów w ogóle nie uważa za uzależnienie, bo ona rzuciła z dnia na dzień, więc każdy tak może. Rozumiecie ten tok rozumowania? W każdym wybrzmiewa JAja tak robię/myślę, to jest jedyne słuszne i koniec. I nie ma dyskusji. I nie będzie, bo ja już nie dam się wciągnąć w żadną. Chyba że o doopie Maryny 😉 Aaa ani Baśka, ani Ewa nie dostają chemii i nigdy jej nie dostawały, bo mają nienowotworowe choroby krwi.


Menu kolacyjne: szynka, pasta jajeczna, pasta brokułowa, sałata, pomidor, ciemne i jasne pieczywo, masło i pomarańcza 🍊

Dobrej, słonecznej niedzieli!🙂🌞

no podpadli mi ci dwaj panowie, bo poglądy poglądami, ale to, co ostatnio zrobili, nijak się miało do tego, co zapowiadali, a to uporczywe pieprzenie o referendum, to jest tylko mydlenie oczu, by zrzucić z siebie jako polityków odpowiedzialność.