Przemielona i oskarżona… ;)

Ależ mnie ten poniedziałek przemielił. Fizycznie i psychicznie. Fizycznie, bo już o 7.40 byłam w szpitalu, a na nogach od 6.25, na czczo z litrem wody w żołądku. Tak nakazali, trochę inaczej niż to odbywało się w DM. Ludzi tłum, ale to się dopiero okazało po przejściu z rejestracji pod gabinet zabiegowy. No cóż, usiadłam na wolnym miejscu, wyjęłam książkę i odcięłam się od miejsca pobytu. W międzyczasie bardzo miła i sprawna pani pielęgniarka wbiła mi bezboleśnie za pierwszym razem igłę w żyłę w dłoni. Można. Zawsze jestem pod wielkim wrażeniem i z dużym uznaniem, bo zważywszy na to, co prezentują moje żyły, to nie lada wyczyn. I siedziałam sobie i czytałam, i piłam kolejny litr z dodatkiem. Widząc, ile osób czeka ze mną, to nie omieszkałam się zapytać, dlaczego tylko w dwa dni wykonują te badania. Odpowiedź przewidywalna, bo jako szpital pracują tylko na jedną zmianę i dokonują też w inne dni scyntygrafie- czyli brak personelu, ale i kontraktu na więcej. Pani mi powiedziała, że tylko specjalistyczne ośrodki wykonują przez 5 dni w tygodniu, a tacy jak oni, bywa, że tylko raz w tygodniu, więc te dwa, to i tak jest dobrze. Dla kogo dobrze to nie wiem, na pewno nie dla pacjentów, szczególnie że w DM podobno wciąż aparat zepsuty, więc automatycznie i u nich teraz wydłużyła się kolejka. Miałam szczęście i czuję dużą ulgę, choć na wynik będę czekać z 2 tygodnie, więc nie wiem jak się hematolożki do tego odniosą. Ja zrobiłam wszystko, co mogłam. Trwało to do 12. OM jak mnie przywiózł, to pojechał do domu, może chciał się zdrzemnąć, bo przecież wrócił o 6 rano, a o 7 już ze mną jechał, co tam te 30km w tę i z powrotem dla niego i po nieprzespanej nocy😉, a że w rejestracji zapytaliśmy się, ile to mniej więcej potrwa, to przyjechał o 11.30. Byłam głodna, nietomna, nawet w którymś momencie pani pielęgniarka zapytała się, czy źle się czuję… no a jak ma się czuć człowiek niewyspany, bo pisał po nocy, bez kawy, bez śniadania, w peruce na głowie i w czapce? No w tej czapce to nawet pod aparat, a co!
Zajechaliśmy więc po kanapki i kawę do Maca, bo na wylocie, a mnie do domu było śpieszno tak jakoś, by wyciągnąć nogi… Gdyby było cieplej, a nie tylko słonecznie to kusił sklep ogrodowy i OM jako tragarz i większe jego auto do przewiezienia czegoś na pniu… tyle że ma być teraz zimnica, mnie może kilka dni nie być i kto będzie pilnował, by kfiatki nie zmarzły… W domu lęgłam, obejrzałam mecz Magdy, kontynuując dyskusję pod poprzednim postem, dając się wciągnąć niepotrzebnie, starając się być cierpliwa, kulturalna, ale chyba mi nie wyszło, bo zostałam hejterką! Już byłam miłośniczką pisdzielców, więc nie powinno mnie to dziwić, no ale cóż, trochę jednak zadziwia, jak do niektórych nie dociera przekaz, gdy okopią się na własnych pozycjach. Przykre. Smutne. A ja się pytam sama siebie, po co mi to? Sama wczoraj byłam w nie najlepszej formie, więc zmieliła mnie ta dyskusja, a właściwie uświadomienie sobie jej bezsensowności. Za to pewnie czytelnicy mieli „rozrywkę” 😜 Dodam tylko, że niewiedza w jakimś temacie nie jest żadnym wstydem, nie świadczy o naszej inteligencji, a jedynie brakach w jakieś dziedzinie, choć czasem oczywistej, ale zawsze można się douczyć, poczytać, posłuchać specjalistów. Zresztą nikt od nas nie wymaga wiedzy o wszystkim. Nie da się jednak wyuczyć kogoś, by potrafił wyczuć ironię, samodzielnie łączył kropki, czytał ze zrozumieniem, jeśli skorupka tym nie nasiąknęła…Zdaje sobie sprawę, że słowo pisane w dyskusjach nie jest łatwe, czasem coś człowiek zinterpretuje opacznie, ale gdy ktoś mi tłumaczy, że źle coś zrozumiałam, to to przyjmuję, a nie okopuję się we własnych okopach, brnąc w oparach absurdu. Podobno obrażam i to nie pierwszy raz, a co z obrażaniem mojej inteligencji? Bezustannie. Ech… nie potrafię nie nazywać rzeczy po imieniu, ale być może się mylę, może powinnam się gryźć w język a niektórzy wyciągnąć kij z tyłka. Nie muszę mieć przecież zawsze ostatniego słowa, tak jak nie muszę mieć zawsze rację😇

Rzuciłam cieniutkie plastry boczku na grilla i dodałam szparagi i obżerałam się tym do wypęku. No lubię. W międzyczasie przygotowałam warzywa- por, marchewkę, seter, pietruszkę- do duszonych kurzych żołądków. Też lubię, a dawno nie robiłam. Obiad na dwa dni, bo we wtorek jak co 2 tygodnie odbieram Najmłodszych. Stęskniona. Wpadła LP z ciastem na herbatę, bo kawę już obie piłyśmy i na pogaduchy, Wieczorem mnie już takie zmęczenie dopadło, że musiałam się pilnować, by nie przymknąć oka za wcześnie… obejrzałam jednym okiem mecz Bary, bo byłam ciekawa jej formy po jej dłuższej nieobecności spowodowanej kontuzją. No cóż, poległa w starciu z putinowska Rosjanką.

I kwintesencja wiosny…

Wiało dziś okrutnie, drzewa wyginały się w opętańczym tańcu, robiąc skłony konarami prawie do ziemi, naprzemiennie słońce z deszczem… kwiecień, i tak ma być podobno do końca miesiąca. Biedne te roślinki kwitnące, jeśli nocą przymrozi…Udało mi się między kroplami być w bibliotece, odebrać dzieciaki, a już wjeżdżając na posesję, zza chmur wyszło słońce, nie na długo, bo po półtorej godzinie lunęło- pizgało deszczem i wiatrem- a mnie łupnęło w głowę. Poszłam na górę zostawiając dzieciaki, schować się pod kocyk i wziąć pigułę, bo z bólu skupić się nad niczym nie mogłam. Tak mi ta niepogoda nie na rękę, no, chyba że się okaże po telefonie, że a- miejsca na oddziale nie ma, b- że bez wyniku badania poniedziałkowego nie przyjmą, to będzie mi wszystko jedno i przestanę się zastanawiać nad samodzielnym wyjazdem, oczywiście najpierw do mieszkania.
Z PT się rozgadałam. O wszystkim. Bez polityki i obgadywania starych wąsatych bab i dziadersów, bo ile można im poświęcać uwagi, a swoje poglądy znamy na to, czy na tamto. . PT była w swoim gabinecie, czekając na pacjentkę, więc przed komputerem i wygooglala, że od kwietnia 2024 roku jest robione na NFZ badanie PETem w Koszalinie. Może ta wiedza się komuś przyda, a ja się cieszę, że coraz więcej jest miejsc na mapie Polski, gdzie pacjent onkologiczny może zrobić takie badanie.

Pajac z pałacu chce podczas wizyty w USA spotkać się z Trumpem. Towarzysko. Swój do swego ciągnie, bo jak to inaczej skomentować? 500 osób podsłuchiwanych Pegasusem. Wszystko legalnie za zgodą sądu. Niezawisłego, Tego samego, który skazał Wąsika i Kamińskiego na dwa lata kary więzienia. Tego samego, z którym wyrokiem ci dwaj przestępcy się nie zgadzali, a dziś krzyczą, że sądy są kompetentne i wiedzą co orzekają i na co wydają zgodę. No koń by się uśmiał… tylko że koni żal. Obejrzałam reportaż, trochę przypominający i mówiący, jak wyglądają dziś najlepsze stadniny, które przez kilkadziesiąt lat były naszą dumą i chlubą, a wystarczyło 8 lat pisdzielczych rządów i na odbudowę tego co zniszczyli trzeba kolejnych nastu, a nawet kilkadziesiąt lat. Ale! Najtragiczniejsze w tym wszystkim było to, że żaden minister ich rządów nie reagował na pisma weterynarzy i poselskich kontroli, jak barbarzyńsko są traktowane zwierzęta pod opieką nominatów z ich ramienia. Serce się krwawi na takie okrucieństwo. I brak słów. Powinno się tę mafijną partię rozwiązać, a całą wierchuszkę wsadzić do więzienia.

No trudno się z tym nie zgodzić 😂, słysząc co mówią i widząc co wyprawiają patokatole. Ale! Nie tylko oni, bo mnie wciąż przeraża, że są takie kobiety, które zgadzają się, żeby to państwo/ksiądz/starawąsatababa/dziadersi decydowali za nie.

108 myśli na temat “Przemielona i oskarżona… ;)

  1. Bo aż musiałam sprawdzić, co to znów za cudak, ten Nitkiewicz.

    A to beszczel jeden! swoich wiernych ma za przygłupów. A wierni się na to godzą.

    (i oczywiście Katolicki Uniwersytet Lubelski, szkoła Czarnka i innych poj*bów)

    Często zastanawiam się, dlaczego na opis rezonansu, scyntygrafii czy PETa trzeba czekać -zwyczajowo już – dwa, trzy tygodnie? Chyba wszędzie.

    Oskarżona niech się trzyma! „Odmiel się” i wypocznij 💚🍀

    L.

    Polubienie

    1. Wierni na wiele rzeczy się godzą. Wiernie. Karnie. I idą głosować na tych, na których wskaże im ksiądz z ambony.

      Brak radiologów. Patologów, bo na hist. jest podobnie. Ogólnie specjalistów. Raz na opis tomografii czekałam 1,5 miesiąca.

      Dzięki ❤️

      Polubienie

  2. Problem aborcji – bo trzeba chyba nazywać to problemem – nie jest tylko kwestią tego „czy i od jakiego tygodnia wyskrobywać zarodek”. To jest problem całej infrastruktury (ekonomia, edukacja, gospodarka) towarzyszącej procesowi prokreacji. Jestem o ok. dekadę starszy od saguli i wiem, że już na początku lat 60, ub.w. edukacja seksualna była upowszechniana we wszystkich możliwych miejscach. Należy jednak pamiętać, że chociaż broszury itp. materiały były nagminnie wykładane w szkołach, z-ach pracy, pl. sł. zdrowia, itp., to równie gorliwie były dyskryminowane i usuwane tam, gdzie władzę trzymała parafia. A więc jest możliwe, że większość kobiet 60+ nie ma nawet takiej wiedzy jaką ma sagula. Trudno zresztą domagać się powszechnej wiedzy o poczęciu człowieka, skoro nawet do dorośli po studiach hu(j)manistycznych nie potrafią zaakceptować i przyswoić sobie wiedzy, że człowiek zaczyna się … na kilka miesięcy przed zapłodnieniem. I w tym kontekście można zrozumieć wystąpienie bp. Nitkiewicza chociaż lepiej by było, aby – jako współwinny obecnych zapóźnień edukacyjnych – skorzystał z możliwości milczenia w temacie. Standardowo już nadmienię, że jestem za aborcją i powszechnym dostępem do „PO”.
    Pozdrawiam, i niech moc będzie Tobą w tej walce e skorupiakiem.

    Polubienie

    1. Edukacja jest bardzo ważna, dostęp do antykoncepcji, dostęp młodych dziewczyn do ginekologa bez opieki rodziców, jeśli seks jest dozwolony od 15 lat etc…bo dzięki temu jest nadzieja, że aborcji będzie mniej. Bo przecież nikt, nawet zwolennicy aborcji do 12 tyg nie jest za „ dokonywaniem morderstw” jak to określa Sagula. I tu się różnimy (nie z Tobą), bo można być samemu przeciw aborcji, ale za wyborem kobiet i aborcją na życzenie do 12 tygodnia. To się nie kłóci. Kłóci się uważanie aborcji za mord i bycie za zakazem, ale już ciąża z gwałtu to mordem nie jest.
      Dla mnie cała ta dyskusja to dyskusja o tym, czy kobieta ma mieć wybór czy nie. MA MIEĆ! A wszelkie spory odkąd zaczyna się życie uważam za temat poboczny i do roztrzygnięcia w swoim sumieniu. Nie czuję się nawet na siłach „ spierać się”, bo też uważam, że tu nigdy nie dojdzie się do jednego stanowiska, jak też, że każdy ma prawo wierzyć/czuć po swojemu.
      Piszesz o latach 60. dziś ten dostęp do edukacji seksualnej jest dużo większy i łatwiejszy, a wciąż młodzi ludzie i starsze pokolenie niewiele wiedzą, bo nie chcą wiedzieć. W tamtych latach to często strach ich paraliżował, a dziś?
      Najgorsze w takiej dyskusji jest przekonanie, że jak się uświadomi komuś jak wygląda płód 12-tygodniowy, to zmieni zdanie i przyzna rację, bo się nie chce zrozumieć o co jest spór, ani przyjąć do wiadomości, że większość dobrze wie, jak się rozwija dziecko w łonie matki od samego poczęcia i nie ma potrzeby używać narracji rodem z Ordo Iuris. Mówić, że nie ocenia się kobiet dokonujących aborcji i być przeciw aborcji na życzenie. Trudno mi to zrozumieć.

      Dziękuję i serdeczności 🙂

      Polubienie

      1. Dla lepszego zrozumienia sensu „wymiany poglądów” jaka odbyła się w poprzednim poście odejdę nieco od tematu. Rzecz dotyczy fizyki, ale wyjaśni też kwestię „kiedy zaczyna się człowiek”. Otóż w szk. podstawowych uczono (i chyba uczy się nadal), że prąd płynie od „+” do „-” To była nieprawda ponieważ matematyka programowo nie pozwalała na inne teorie. W szk. średnich przyjęto bardziej przystępną definicję, że jest odwrotnie, t.zn. prąd płynie w drugim kierunku. Na uczelniach jednak taka interpretacja kłóciła się z eksperymentami, więc pojawiła się kolejna definicja kwantowa. Ten 3-poziomowy zakres wiedzy nie pozwalał jednak na dyskryminowanie niedouczonych, bo przecież nie każdy musi być elektrykiem. To chyba dobrze, że sagula w wieku 60+ dowiedziała się, że 12 tyg. płód to już człowiek. Ponownie nadmienię, że w początkach PRL unikano tego tematu i dzieciom odpowiadano, że dziecko rodzi się w kapuście, albo przynosi je bocian. Obecnie – na poziomie średniego wykształcenia – obowiązuje definicja, że człowiek zaczyna się od zapłodnienia. Niestety jednak biologia molekularna i fizyka kwantowa udowodniły, że człowiek zaczyna się na długo przed zapłodnieniem. A więc kto ma dużą kasę to może sobie zaprojektować człowieka w dowolnym czasie i o dowolnych „bioparametrach”. Problem w tym, że nadal nie wiemy kiedy takiego „zaczynającego się człowieka” można zabić, bo polityka, Kościół i farmaceutyka mają odrębne zdanie.

        Polubienie

        1. Miałam tylko dwa semestry fizyki i do dziś nie wiem jak zdałam egzamin (chyba siłą rozpędu, bo na egzaminach wstępnych też zdawałam fizykę) 😉 Chemia bardziej mi leżała i była przyswajalna. Nigdy się nie zagłębiałam w tym temacie aż tak, nie czując chyba takiej potrzeby udowadniania kategorycznie od kiedy zaczyna się człowiek, bo dla mnie jak już pisałam, jest to zagadnienie płynne i nie ma znaczenia dla poparcia aborcji do 12 tygodnia, szczególnie że Kościół nigdy się nie dogada w tej kwestii z nikim o odrębnym poglądzie, ale przecież nie musi, bo jego zadaniem jest wychowywać swoje wierne (wiernych) tak, by aborcji nie dokonywały, a nie wpływać na ustawy uchwalane w świeckim państwie.
          I tak, im większa wiedza w temacie tym bardziej (oby) świadome decyzje. Bo wszystkim zależy, by tych aborcji było jak najmniej. Przynajmniej powinno zależeć. Dlatego edukacja i dostęp do antykoncepcji.

          Polubienie

          1. Wyśmialiśmy się z blogerki, która w wieku 60-70+ dowiedziała się, że 12 tyg. płód ma rączki i główkę, ale nie bierzemy pod uwagę tego, że z nas śmieją się ci, którzy wiedzą, że gotowość do powstania człowieka pojawia się w chwili, gdy plemnik uzyskuje pełny zestaw genetyczny akceptowalny przez jajeczko. To dlatego przytoczyłem przykład z fizyki opisujący działanie prądu, dla każdego coś miłego, czyli tyle ile może przyjąć głowa. Oczywiście można brnąć dalej i dochodzić skąd się biorą geny w plemniku i jajeczku, ale tego jeszcze nauka dokładnie nie wie. Dlatego jednym pozostaje wierzyć, że człowiek powstaje po zapłodnieniu, a inni mogą wierzyć w kapustę, bociana, czy 12 tydzień ciąży.

            Polubienie

              1. Intuicyjnie wyłapałaś to co najważniejsze w procesie powstawania człowieka przed zapłodnieniem. Edukacja kobiet, nawet tych po studiach, w najlepszym wypadku kończy się na wiedzy, że w „wyścigu plemnika do jajeczka” wygrywa ten najszybszy. A to jest ogromne uproszczenie, bo <strong>zwycięzcą jest ten plemnik, który ma zestaw genów najbardziej odpowiedni (przygotowany)</strong> dla jajeczka. I to właśnie ta błyskawiczna „analiza laboratoryjna genów” zadziwia świat nauki i teologii.
                Nie wiem, czy to co zaprezentowaliście wobec saguli jest wyśmianiem, czy tylko zniecierpliwieniem, jednak to jej trzeba przyznać rację, że 12 tyg. zarodek to już „niezły kawał ludzia”. Bo jednak czym innym jest definicja człowieka, i czym innym prawo do aborcji, ale to już inny temat.

                Polubienie

              2. Nikt nie kwestionuje tego, co wielokrotnie zaznaczałam, że 12 tyg zarodek to już „kawał ludzia”, bo nie o to był spór z Sagulą, a o to czy kobiety mają mieć prawo do aborcji, czy nie do 12 tygodnia. (nie ma ani jednego komentarza, że tak nie jest, owszem były ironiczne, ale tylko z tego powodu, że ten argument w ogóle padł i to powtarzany wielokrotnie) I że nie można zjeść ciastko i mieć ciastko. I w pełni zgadzam się z ostatnim zdaniem, zaznaczając, że ja w spór kiedy zaczyna się życie- człowiek nie wchodzę, bo uważam, że dopóki cały świat nauki i medycyny nie będzie zgodny, to dla mnie osobiście, jest tak jak pisałam, i każdy ma prawo do własnych poglądów na ten temat. I mając różne poglądy można wyrażać zgodę na aborcje na życzenie. O tym w tej dyskusji była mowa.

                Polubienie

    2. Jedna poprawka do Ciebie – nie kobiety 60+, tylko 70+, bo pokolenie aktualnie 60+ rodziło w latach 80-tych, kiedy edukacja dotycząca rozrodu była już naprawdę powszechnie dostępna.
      Swoją drogą, i nadal w temacie edukacji mającej „wyrównywać szanse”… „Za naszych czasów” i w latach wcześniejszych do LO chodził niewielki odsetek uczniów, większość szła do techników albo ZSZ. A przedmiot pt. biologia, obejmujący rozród człowieka, był wyłącznie w liceach, cała reszta miała wyłącznie przedmiot pt. ochrona środowiska. W podstawówce był przedmiot pt. przyroda, ale kiepsko pamiętam program – chyba nic tam nie było o ciąży itd. Z podstawówki pamiętam tylko robienie zielników, czyli była botanika w programie.
      Czyli jeśli ktoś nie był uczniem LO, a żył w środowisku „kościółkowym” (czyli należał do większości narodu), to w temacie rozrodu miał duże szanse być ciemnym jak tabaka w rogu, ta teoretycznie „wyrównująca szanse” szkoła nie dała mu nawet wiedzy podstawowej. Jeśli nie zainteresował się sam (a były czynniki odwodzące od interesowania się tematem), no to… 😦 Co jak dla mnie całkiem nieźle tłumaczy poziom wiedzy aktulnych moherów 70+.

      Polubienie

      1. Wszystko to prawda. I nikt nie kwestionuje tego, że w tamtych latach ogólnie z wiedzą i nauką było ciężko. Ale dzisiejsze 70+ mają dostęp od lat do Internetu, książek, rodziły im się dzieci, wnuki, a nawet prawnuki, a spór o aborcje toczy się od 30 lat, więc był czas, by wiedzę pogłębić. Nie mówię tu o tych, które wciąż z książką i komputerem są na bakier, ale jeśli się udzielasz w necie, to możesz sobie wszystko wygooglać😉 Tylko po co, jak ksiądz im dalej mówi, co jest dobre, a co złe. Albo platforma X😉

        Polubienie

        1. Do posiadania dzieci i wnukw żadna wiedza nie jest potrzebna. 🙂 W przeciwieństwie do ich celowego nieposiadania….
          Spór owszem się toczy, ale jeśli ktoś uważa, że temat go nie dotyczy (z dowolnego powodu), to i nie będzie się interesować najczęściej. Szeroko pojętą polityką też ludzie się nie interesują, bo uważają, że ich nie dotyczy. Że głupio uważają, to inna sprawa, ale samo podejście jest faktem.

          Polubione przez 1 osoba

          1. Iza, ale dzieci i wnuki chodziły do szkoły, więc podręczniki były w domu, albo pod ręką 🙏 Pomijam już w ogóle zakup książek o dojrzewaniu etc… Chyba że wciąż to tabu było, ale to już na własne życzenie. To że się samemu zostało wychowanym w niewiedzy, nie jest usprawiedliwieniem, że tak samo się wychowywało swoje dzieci.
            To prawda, że powszechny jest pogląd, że mnie to nie dotyczy.

            Polubienie

            1. No i co, że były? Ty zwyczajnie nie jesteś w stanie pojąć braku ciekawości poznawczej w tematach, które zdaniem człowieka jego samego nie dotyczą. 🙂 A nawet tych, które go dotyczą… Ilu ludzi interesuje prawo podatkowe? Albo ilu odróżnia opłaty lokalne od podatków? 😛 A płacą wszyscy…

              Polubienie

      2. Zakładając, że edukacja powinna być najważniejszym elementem rozwiązywania problemu aborcji/prokreacji oczekiwałem, że dyskusje nie będą dotyczyły faktów, tylko sposobów legislacji prawa aborcyjnego i wprowadzania go w życie. A tymczasem dla jednych człowiek zaczyna się od zapłodnienia, dla innych od 12 tygodnia ciąży, kolejni twierdzą, że rozstrzyga dopiero poród, Azjaci uważają, że granicą jest 18 rok życia, natomiast psychologia podaje wiek 25 lat jako ostateczny etap formowania mózgu po którym człowiek jest w pełni zdolny do funkcjonowania w społeczeństwie. W naszym „polskim grajdołku” aborcja jest ściśle powiązana z ekonomią i „stoi na bakier” z medycyną i prawem. A to nie wróży dobrze.

        Polubienie

        1. Ale dyskusja dotyczy faktów, bo niektórzy albo nie przyjmują ich do wiadomości, albo nie zgadzają się z ich powszechną interpretacją, BO TAK, bo oni wiedzą lepiej. Nie uzasadniając, czemu niby wiedzą lepiej… To jest wiara we własne wiedzenie lepiej, a z wiarą trudno dyskutować. Przy czym żadne głosowanie nie dowiedzie, kto faktycznie wie lepiej, tylko dowiedzie liczebności zwolenników danego poglądu.

          Polubione przez 1 osoba

          1. Faktem jest np. to, że w od chwili zapłodnienia powstaje coś co wg jednych z definicji jest już kompletnym wzorem na odtworzenie człowieka, a wg innych to tylko zlepek jakichś komórek, które w okresie do 12 tyg. można spuścić do kibla. Ci pierwsi mają dowody w postaci dalszego przebiegu ciąży, a ci drudzy motają się na zasadzie „pier..lenie o szopenie” i twierdzą, m.in., że skoro zarodek nie ma jeszcze wykształconych najważniejszych narządów to nie jest człowiekiem (A więc czym? Psem?) i można go zabić. Zgadzam się, że żadne głosowanie nie rozstrzygnie tego sporu, bo tu nie chodzi o wiedzę tylko o prowizoryczny interes przyszłych matek, albo alternatywnie o zyski biznesu farmaceutycznego. Problem aborcji należy rozwiązać pierw strukturalnie (vide mój kom. j.w. z godz. 8:05), a dopiero potem zająć się aborcją, która do czasu lepszego wyedukowania społeczeństwa powinna być dostępna nawet na życzenie.

            Polubienie

            1. Co to konkretnie znaczy „rozwiązać strukturalnie”? I co z interesem matek, które jutro-pojutrze zajdą w niechcianą ciążę? Mają czekać, aż społeczeństwo się zastanowi? Przypominam Ci, że u mnie ponoć jest rocznie 240 tys. niechcianych ciąż, czyli 657 dziennie. W Polsce pewnie podobnie. Więc tu nie chodzi o parę osób, które zbędziemy ot, tak.

              Polubienie

              1. Rozwiązanie strukturalne to m.in.: a/ szeroka gama świadczeń dla przyszłych matek i rodzin (ulgi i dodatki finansowe, kredyty, gwarancja powrotu do pracy, dostępność sł. zdrowia, żłobków i przedszkoli), b/ anulowanie surowych kar za aborcję, c/ edukacja, i tp. elementy, których nie chce mi się już powtarzać, bo nikt mi za to nie płaci. Interes matek to konsekwencje zdrowotne po aborcji, która nie jest obojętna dla przyszłego macierzyństwa. A społeczeństwo ma się zastanowić jakie przedsięwziąć środki, gdy powszechna aborcja przybierze niepokojące rozmiary.

                Polubienie

              2. Jeśli to wszystko co wymieniłeś będzie spełnione, to nie ma szans by aborcja przybrała „niepokojące rozmiary”. Dziś szacuje się, że aborcji dokonuje około 100 tysięcy Polek rocznie.

                Polubienie

            2. Dla mnie życie zaczyna się w momencie zapłodnienia i zagnieżdżenia się.
              Nie zgadzam się, że do czasu lepszego wyedukowania, bo lepsze wyedukowanie zmniejszy ilość aborcji, a przynajmniej powinno, a kobiety powinny mieć zawsze wybór.

              Polubienie

  3. Aż naiwna sprawdziłam, czy ta wypowiedź Nitkiewicza to nie fejk. Jakbym wczoraj nie widziała nagrania księdza z Sanoka mówiącego dokładnie i mocno o tym, na kogo mają głosować…

    Należę do zamkniętej grupy patronów Monii Białkowskiej, to taka publicystka katolicka z jajami i jest pogromczynią takich wypowiedzi jak Nitkiewicz. Sam Jędraszewski jej nienawidzi.

    I w tej grupie dyskutujemy o wszystkim, o aborcji też, a to są w 90% bardzo wierzący ludzie i dla wielu życie jest pod poczęcia. Ale to są osoby otwarte na wiedzę i nie zakapiory. Jak mi ciśnienie podniosła koleżanka, mówiąc, że ciąża pomaga przy raku piersi to potem sprawdziła w internecie i mnie przeprosiła. I to ja rozumiem. Można się różnić ale wiedza to wiedza.

    Polubienie

    1. No cóż… nie pierwsza taka wypowiedź, po której człowiek się zastanawia, jak to możliwe tak myśleć a co dopiero głosić.
      Wiem, że wierni są różni, ale wciąż za mało od nich słyszymy potępienia takich wystąpień/przekonań… Sami się godzą na takie traktowanie.
      Otóż to. Ale większość nie przyzna się do błędu, albo przyzna, ale w rozmowie z inną osobą, a ciebie będzie wciąż oskarżać, że obrażasz i hejtujesz. No cóż… na odbiór mnie nie mam wpływu, a cierpliwość na manipulacje mi się już dawno skończyła.

      Polubienie

    2. Ja już dawno straciłam wiarę w to, że wierni zaczną używać rozumu w swojej wierze. Choć jak wyżej, sama staram się mieć do czynienia tylko z tymi mądrymi to jednak fakt, że ludzie zaprzeczają pedofilii w kościele np i uważają za męczenników nie ofiary a sprawców mnie rozpala do białości.

      nie uznaję postaw fanatycznych.Dewocja to tak naprawdę fanatyzm. To się ciężko leczy.

      Polubienie

      1. To jest syndrom wyparcia, bo jak uznam, że ksiądz jest przestępcą, to komu teraz będę wierzyć? Jak się myli w wielu kwestiach, jak gada bzdury… etc… to co wtedy… To jest schemat w każdych przemocowych relacjach, uzależnieniu od tychże. Najtrudniej chyba jest się przyznać przed samym sobą, że się myliło w fundamentalnych sprawach…
        No i jeszcze dochodzi ta wspólnota w podobnym myśleniu, czyli nie jestem w tym sama, a jak nie sama to znaczy, że dobrze robię/myślę.
        Ludzie potrzebują autorytetów, czy to księdza czy anonimów na X, zawsze się kimś podpierają bez głębszej refleksji, bo łatwiej głosić czyjeś słowo niż własne… ono zwalnia od myślenia, wyciąganiu wniosków, uczenia się na błędach. Bo to bywa bolesne.

        Polubienie

  4.  „czasem coś człowiek zinterpretuje opacznie, ale gdy ktoś mi tłumaczy, że źle coś zrozumiałam, to to przyjmuję, a nie okopuję się we własnych okopach, brnąc w oparach absurdu. Podobno obrażam i to nie pierwszy raz, a co z obrażaniem mojej inteligencji? „ JAKŻE JA CIEBIE DOSKONALE ROZUMIEM ROXY, AŻ ZA DOBRZE :-))))))))) sytację miałam (mam?) w punkt. identyczna.

    Wczoraj się wypowiadałam, dziś już nie mam siły. a odsapnij i sie izoluj nie ma co…przynajmniej nie agresywna, nie lata po cudzych blogach i nie robi zadymy. Doceń.

    Polubienie

    1. a ten w czapce, na zdjęciu, to z twarzy też inteligencją nie grzeszy, za to PYCHĄ, jak to pracownik kk, on nie rozumie, że się w adolfa zabawia czy co z nim nie tak?

      a teraz na poważnie, to mnie książka: CRZEŚCIJAŃSTWO AMORALNA RELIGIA, bardzo pomogła zrozumieć stanowisko takich w czapce. bo ja wielbicielką biblii nie jestem, owszem czytałam stary testament, jak horror, tak sobie napisany. ale już tego nowego bełkotu słuchałam tylko w kościele. więc…niestety Jezus jest winny i bóg, nie zaś człowieki w czapkach. okazuje się. Jeśli byśmy szukali winnego. człowiek wyznawca według mnie grzeszy tylko …głupotą. czyli w zasadzie sie z tym w czapce zgadzam, tylko od drugiej strony.

      Polubienie

      1. No o zrozumienie czegokolwiek w tym drugiego człowieka, to ja go bym nie posądzała.
        Nie czytałam, ale już sobie wygooglalam i zakupię. O Biblii się nie wypowiem, bo nie przebrnęłam, nawet z dziećmi- tej dla dzieci, a w pewnym czasie czytałam wszystko co i one.

        Polubienie

      2. Ten w czapce na zdjęciu zwyczajnie powiedział głośno to, co po cichu leży u podstaw KK; Ludzie to idioci, a MY jesteśmy mądrzy, więc będziemy nimi zarządzać. „Owieczki” nie wzięły się znikąd.

        Polubione przez 1 osoba

  5. Ja Cię tam zawsze dobrze rozumiem:)

    Cala ta organizacja (kościelna)to patologia.Współpracowali z faszystami,pedofilii bronią.Tzw papiez wspiera Putina,bo kasa na watykanskich kontach musi się zgadzać..obrzydliwość.

    Co do Anżeja – wart Pac pałaca:)) juz nawet komentowac nie warto.

    Roksano,wypoczywaj przede wszystkim..u nas chlodno,nawet bardzo. Trzymaj się ciepło,serdeczności

    Polubienie

    1. Dziękuję 🙂❤️
      Prawda. Dziś ta wiedza jest dostępna dla wszystkich!
      Ech, tkwię w oczekiwaniu na telefon, ale chyba właśnie pozbyłam się złudzeń, że się dziś doczekam.
      Uściski serdeczne 🙂

      Polubienie

  6. O zawsze wiadomo, że KK zależy na ciemnym, posłusznym wiernym bo takimi najlepiej manipulować i rządzić. Niestety, dużo tych wiernych na to się godzi.

    Tak się składa, że bardzo, bardzo mi po drodze z Twoimi poglądami. No i w dyskusjach jesteś merytoryczna i doceniam to. Ja strasznie się irytuję, wkurzam kiedy nie ma właśnie merytoryki, kiedy ktoś nie słucha tego co mówię i nie chce zrozumieć. Cóż, ludzie są różni.

    Roksanko super, że jesteś już po badaniu. Życzę Ci dobrego samopoczucia, bez bólu i niech szybko opis badania będzie. No i niech pogoda będzie słoneczna i cieplej się zrobi. Serdeczności, najlepszości i uściski 💗😘Dorota

    Polubienie

    1. Jak w każdej sekcie.

      Staram się być cierpliwa, gdy rozmowa toczy się z kimś u kogo bywam i kto bywa u mnie od długiego czasu, więc trochę się poznaliśmy. Nie udaje mi się tylko unikać kontrowersyjnych tematów, ale ja nie mam zwyczaju przemilczeć, jeśli mam inne zdanie. Ale od dłuższego czasu zauważyłam, że jednak moje komentarze są traktowane z negatywnym nastawieniem.

      Jestem, ale teraz tkwię w zawieszeniu, bo wszystko wskazuje na to, że jutro nie przyjmą mnie na oddział. No to oglądam sobie mecz Magdy, a na drugim kanale mecz Ons… by się nie irytować tą sytuacją.
      A za oknem pada grad, jakby zimnica nie wystarczyła…
      Buziaki 😘❤️

      Polubienie

      1. W kontrowersyjnych tematach też każdy ma prawo mieć swoje zdanie i należy przyjąć to do wiadomości. I tak dzieje się w kwestii aborcji, ja jestem za prawem kobiet do decydowania w tej sprawie, prawem do aborcji do 12 tyg. To co osobiście o aborcji myślę to inna sprawa, ale to nie powinno mieć żadnego wpływu na decyzje innych kobiet. Ja moich synów urodziłam w 83 i 85 i wiedziałam jak wygląda rozwój płodowy dziecka. I zgadzam się z Tobą, że kwota 2000 zł za aborcję nie jest zaporowa, jeśli kobieta nie chce dziecka.

        Jeszcze raz serdeczności 😘 Dorota

        Polubione przez 1 osoba

        1. Ja bym powiedziała, że nie jest zaporowa w większości przypadków. Ale np. dla samotnej matki dwójki dzieci w wynajętym mieszkaniu, zarabiającej minimalną plus 2*800+… Nie każda ma wsparcie rodziny i/lub nieźle zarabiających znajomych, od których może pożyczyć.

          Polubienie

          1. Jasne, że są różne przypadki… a samotna matka ma jeszcze alimenty, dzieci tatusia etc… w większości. No i z kimś to dziecko chyba sobie zrobiła 😉Raczej bym upatrywała problem w ogarnięciu tematu, niż w samych kosztach, które rosną w zależności gdzie się mieszka i jak daleko ma się do celu.

            Polubienie

            1. Ma alimenty zasądzone, niekoniecznie płacone. Ogólnie biorąc, ubogie kobiety będą zawsze, z takich czy innych przyczyn. Chociażby nieogarnięcia, czy delikatnego upośledzenia – ani jedno, ani drugie nie jest karalne. Bycie zrobioną na szaro przez tatusia takoż.

              Polubienie

              1. To oczywistość, że zawsze się znajdą takie dla których i koszt i ogarnięcie jest nie do ogarnięcia, acz 100 tys kobiet jakoś sobie co roku z tym problemem radzi.

                Polubienie

              2. Nikt nie badał, ile sobie nie radzi. Tzn. ile z tych +/-300 tys. porodów miało miejsce tylko dlatego, że kobieta sobie nie poradziła.

                Polubienie

              3. To prawda. Ale są organizacje, które pomagają, fundacje, więc nie sądzę by było ich zbyt wiele, a na pewno niewiele tych, które się z tym nie pogodziły i zostawiły swoje dzieci, bo to też jest rozwiązanie.
                A patologia rodzi, bo kasa, a potem się znęca a nawet zabija… Zawsze będą różne podejścia „ do niechcianej” ciąży.

                Polubienie

  7. Odpowiadam tutaj, bo na „gałązce” nie ma już miejsca.

    Zgadzam się, że edukacja poprawia sytuację na wielu obszarach, a więc i aborcji może być mniej. Jednak ingerencja w proces macierzyństwa kobiet (obojętne, czy skalpelem, czy „PO”) na poziomie biologii molekularnej i hormonalnej jest ryzykowna i nieprzewidywalna. Dlatego natychmiastowe wprowadzenie bezwarunkowej aborcji powinno z czasem przybrać funkcjonalne rozmiary, np. poprzez ograniczanie aborcji na życzenie, wieku matek, środków „anty”, itd., itp., …

    PS. Znajomi chcieli przyłączyć się do dyskusji, ale przeraża ich to „pisanie w pionie po chińsku”

    Polubienie

    1. Można odpowiadać nie tworząc gałązki, a jej całkowite zlikwidowanie wiąże się z tym, że niezalogowani nie będą mogli się podpiąć pod dyskusję w ogóle, a u mnie sporo osób takich komentuje. Ale wszyscy potrafimy czytać i obojętnie, gdzie się ktoś podepnie pod postem to jest okej… więc zapraszam znajomych- pisanie jest w poziomie, tylko potem czyta się w pionie 😉
      Zgadzam się do momentu, w którym kiedyś to państwo znów będzie „musiało” ograniczyć prawa kobiet. Oby nigdy!

      Polubienie

      1. Dla stałych czytelników/komentujących nie jest problemem odszukać odpowiedź na swój komentarz. Gorzej jest z tymi, którzy po raz pierwszy tu wchodzą i przed skomentowaniem postu i dyskusji chcieliby zapoznać się z całością, a tu doopa. Nie da się czytać już po kilku komentach. Rozumiem, że – pomimo wielu sygnałów – nie chcesz tego zmienić, a więc temat zamykamy.
        Podobnie jest chyba z tym ograniczaniem praw kobiet, bo przecież państwo stosuje cały zestaw ograniczeń wśród których są także przymusowe szczepienia, izolacje antyzakaźne, obowiązek edukacji, pobory do wojska, przeszukania mieszkań, nakazy sądowe, pozbawianie praw rodzicielskich, obywatelskich i kuźwa tp. Wnerwiam się, bo tu nie chodzi o dyskryminowanie praw kobiet, ale o świadome sterowanie prokreacją i uniknięcie problemów poaborcyjnych. To są zagadnienia ważne, ale daleko odbiegające od „dupnej sprawy”, więc nie tykajmy kwestii medycznych, farmakologicznych, pedagogicznych, socjologicznych, itd., itp., … bo od tego są inni pobierający dużą kasę.

        Polubienie

        1. Widzisz, tu się różnimy, bo ja uważam, że prokreacja to sprawa kobiety i jej partnera, a państwo powinno zapewnić odpowiednie warunki, również legalną bezpieczną aborcję. Te wszystkie nakazy i zakazy dotyczą wszystkich, a niechciana ciąża tylko dotyczy kobiety, która ma prawo do decyzji. Państwo niech „ staje na głowie” by kobiety chciały rodzić dzieci, a nie zmuszać je do tego. Czy chcemy tego czy nie, aborcja zawsze była i będzie, a trend jest taki, że coraz więcej kobiet i mężczyzn nie chcą mieć dzieci i mają do tego prawo.
          I nie wnerwiaj się 😉
          Ps. sprawdzę ile komentarzy można podpiąć w tej chwili, może skrócę o 1-2, ale to i tak nie poprawi widoczności na komórce, tylko na kompie…

          Polubienie

          1. Myślę, że nakazów i zakazów dyskryminujących poszczególne grupy jest kilkaset, ja wymienię tylko kilka, bo nie chce mi się robić wykładu o czymś co powinno być oczywiste. A więc: chory zakaźnie jest izolowany, poborowy nie ma wyboru, podatki płaci mający dochody, uczeń ma obowiązek szkolny, podsądny wykonuje wyroki, pijak traci prawo jazdy i czasem prawa rodzicielskie, niektóre zawody mają zakazy konkurencji, itd., itp., … to wszystko dotyczy różnych grup społecznych. Nie obraź się, ale argumentem „kobieta ma wolny wybór” można się tylko podetrzeć. Faktycznie obecne prawo ad hoc zmusza kobiety do rodzenia nawet kalek, czy zwłok, ale jest to prawo patologiczne i złe. Oczywiście prawo wyboru kobiety ws aborcji jest prawem nadrzędnym, ale o tym kobieta powinna myśleć „przed” a nie „po” i do tego jest potrzebna edukacja przyszłej matki i głównie jej rodziny.

            Polubienie

            1. Andrzeju, mój komentarz był stricte odnośnie, że zakaz aborcji nie dyskryminuje kobiety. To co jest oczywiste, jest też dla mnie i tu pełna zgoda (co do różnych grup społecznych). Nie obrażam się, ale zostaję przy swoim zdaniu, że tak, bo to nie ona decyduje. Ale też uważam, że myśleć należy „przed”.

              Polubione przez 1 osoba

        2. Jeśli potraktować kwestie prokreacyjne na równi z innymi obowiązkami – nazwijmy to – obywatelskimi, to ja widzę jedną zasadniczą róznicę w założeniach teoretycznych (bo z praktyką to bywa różnie, wiadomo).

          Otóż we wszystkich pozostałych obowiązkach teoretycznie mamy do czynienia z sytuacją win-win, tzn. ich spełnienie daje coś również mnie i/lub moim najbliższym – ochrona przed chorobami, ochrona przed szkodą fizyczną czy materialną… Nawet pozbawienie praw rodzicielskich w założeniu chroni moje potomstwo przed krzywdą. Płacenie podatków zapewnia mi teoretycznie ochronę policji i wojska, sądy, drogi, publiczną edukację itd.

          Co daje kobiecie zmuszenie jej do urodzenia dziecka, którego ona nie chce? Gdzie jest z tego korzyść dla niej, w założeniach? Bo dla państwa to i owszem, przybędą nowe ręce do pracy, choć z drugiej strony przybędzie i gęba do wykarmienia i konieczność stworzenia jakiegoś dachu nad głową dla kolejnego człowieka. Ale gdzie jest korzyść dla tej matki, która NIE CHCE tego nowego człowieka wychowywać i ponosić wszelkiego typu kosztów z tym związanych – zdrowotnych (bo ciąża), czasowych, finansowych…? Po mojemu tu nie ma win-win, i to jest podstawowa różnica.

          Polubione przez 1 osoba

          1. Nie chciałbym rozwijać tematu o ewentualnych komplikacjach poaborcyjnych, bo potem zebrane materiały są wykorzystywane bez mojej zgody. Przyjmijmy, że aborcja to jednak poważna ingerencja medyczna lub hormonalna z nieprzewidywalnymi skutkami. To dlatego niechciane dziecko lepiej oddać do adopcji. Co do korzyści to jest ona inna dla dla potencjalnej matki w wieku 12 lat (a takie się zdarzają!) i inna dla kobiety w wieku 40-50 lat. A więc i tu jest win-win

            Polubienie

            1. Gdzie jest win-win, bo nie widzę? Co państwo choćby obiecuje takiej matce w zamian (spełnienie tych obietnic pomińmy)? Załóżmy, że mówimy o kobiecie w wieku typowo rozrodczym i we w miarę normalnym stanie zdrowia.
              Bo komplikcje poaborcyjne się wzajemnie zerują z pociążowymi, czyli wypadają z dyskusji.

              Polubienie

              1. Obecnie państwo nadal pokazuje matkom „niechcianych dzieci” środkowy palec, szczególnie w kontekście prawno-ekonomicznym, ale to nie jest argument p-ko dopuszczeniu aborcji. Przytoczyłem najbardziej rzucające się w oczy kwestie wieku przyszłych matek, ale równie ważne dla win-win są warunki socjologiczne, bo inaczej odbierana jest „panna z dzieckiem” na wsi i inaczej w dużym mieście. O „tęczowych” rodzinach już nie wspomnę. Rzeczywiste win-win jest na obszarach psychologii, medycyny, biologii, filozofii, pedagogiki, i tp. nauk. Ale nie chce mi się powtarzać tego, co już napisałem na stronach płatnych lokujących produkt. Oczywiście niebagatelnym czynnikiem są dodatkowe „ręce do pracy i do modlitwy”, ale to też jest inna sprawa. I dlatego jestem za pełnym dostępem do aborcji, bo skoro państwo nie potrafi to idźmy na żywioł. Ja już podziękuję za miłą i frapującą dyskusję.

                Polubione przez 1 osoba

              2. To ja tylko spuentuję, żeby to wybrzmiało. 🙂 Państwo nie oczekuje, że będę szczęśliwa płacąc podatki, więc kusi mnie różnymi korzyściami z tego tytułu. To samo z obowiązkiem szczepień i całą resztą rzeczy, do których mnie zmusza. Natomiast w przypadku rozrodu państwo oczekuje, że przymus spowoduje u kobiet głęboką satysfakcję, więc żadne dodatkowe gratyfikacje nie są potrzebne. Kobieta ma się głęboko cieszyć jeśli choćby wyjdzie na zero w tej transakcji… Jest to tak naiwne, że ręce opadają.

                Polubione przez 1 osoba

              3. To ja też z francuskiego spointuję. Ta „cała reszta”, którą uprzejmie pominęłaś to w PRL ok. 112 świadczeń materialnych i innych (tak dziwnych jak np. pierwszeństwo w kolejkach, darmowe leki i porady medycżne przez okres 3-7 lat, szeroki zakres różnych ulg, darmowa pomoc opiekuńcza, miejsca parkingowe, darmowe porady prawne, itp.,) Najważniejsze były jednak: kredyty 0% często umarzane, pierwszeństwo w dostępie do art. reglamentowanych (mieszkania, samochody). Tak było dawniej, ale już nie jest. To dlatego wydaje mi się, że zamiast przysłowiowego kija (zakaz aborcji) warto zachęcić marchewką, czyli przywróceniem tego co kiedyś nieźle funkcjonowało. Może się mylę, ale odnoszę wrażenie, że na moje argumenty odpowiadasz ogólnikami , co sprawia, że mi też „cuś” opada.
                Tego koma powtórzę na dole, bo znów chińszczyzna w robocie.

                Polubienie

            2. Uważam, że jako zabieg medyczny aborcja nie jest bardziej narażona na powikłania od innych zabiegów, szczególnie że medycyna poszła na tyle do przodu, że lekarze mówią o „ bezpiecznej aborcji”.
              Nie wiem dla kogo lepiej, gdyż nie ma gwarancji, że poród odbędzie się bez powikłań. Tak jak przy aborcji mogą być powikłania, to przy porodzie również.

              Polubienie

              1. Proces wymuszony? Na życzenie można tak ewentualnie nazwać, ale terminacji ciąży dokonuje się również z przyczyn medycznych.
                Właśnie o to chodzi, by nie było różnicy i kobiety nie były zmuszane do porodu. Jeśli aborcja będzie legalna, to odpowiedzialność jest taka sama, jak przy innych zabiegach.

                Polubienie

              2. Nie wiem czy moja wiedza jest aktualna, ale kilka lat temu za zmiażdżoną, ale poskładaną i pozszywaną rękę NFZ refundował szpitalowi ok. 1600 zł., a za amputację tej ręki płacono … 8.700 zł. Leczenie trwało kilka miesięcy, a amputacja kilka minut. Podobnie może być z aborcją.

                Polubienie

              3. Niedoszacowanie usług medycznych przez NFZ wciąż występuje, dlatego też szpitale są zadłużone- to tak na marginesie.
                Jak mam to rozumieć, że lekarz/ szpital dostanie więcej kasy za aborcję niż za poród? I co w tej sytuacji? Będą namawiać kobiety na aborcję a nie na donoszenie ciąży? Jakie widzisz w tym zagrożenie? Albo dostanie mniej i się nie przyłoży?
                Ja mam spore zaufanie do lekarzy i współczuję tym, którzy go nie mają i unikają kontaktu „ jak diabeł święconej wody”😉 A że czasem znajdą się wyjątki i błędy w sztuce… no cóż, to nieuniknione.

                Polubienie

            3. Ja Ci tylko przypomnę, że w PRL były świadczenia dla matek ale również była dopuszczalność aborcji w bardzo szerokim zakresie, również ze względów społecznych. Więc te korzyści nie były na zasadzie „coś za coś” czy „wynagradzamy ci zakaz”.
              BTW, byłam matką w PRL, a o części tego, co wymieniłeś, pierwszy raz słyszę. Jaka darmowa pomoc opiekuńcza??? :O Normalnie płaciłam za żłobek i przedszkole, choć w porównaniu ze stanem obecnym tanie były, to fakt. Jakie darmowe leki??? :O Chyba w jakiejś równoległej rzeczywistości…

              Polubione przez 1 osoba

  8. To ja też z francuskiego spointuję. Ta „cała reszta”, którą uprzejmie pominęłaś to w PRL ok. 112 świadczeń materialnych i innych (tak dziwnych jak np. pierwszeństwo w kolejkach, darmowe leki i porady medycżne przez okres 3-7 lat, szeroki zakres różnych ulg, darmowa pomoc opiekuńcza, miejsca parkingowe, darmowe porady prawne, itp.,) Najważniejsze były jednak: kredyty 0% często umarzane, pierwszeństwo w dostępie do art. reglamentowanych (mieszkania, samochody). Tak było dawniej, ale już nie jest. To dlatego wydaje mi się, że zamiast przysłowiowego kija (zakaz aborcji) warto zachęcić marchewką, czyli przywróceniem tego co kiedyś nieźle funkcjonowało. Może się mylę, ale odnoszę wrażenie, że na moje argumenty odpowiadasz ogólnikami , co sprawia, że mi też „cuś” opada.

    Polubienie

  9. @izaszjg
    Spróbuję uporządkować tę naszą chaotyczną „pyskówkę”. W pedagogice (i nie tylko) funkcjonuje prawo „kija i marchewki”. Kijem zachęca się upartego osła do włączenia biegu do przodu, a marchewką przed nosem do utrzymania kierunku. Zakładam, że nasza dyskusja powinna być o tych bodźcach, a osłem jest aborcja. Jeżeli z tym się zgadzasz to widać, że w przypadku powszechnej aborcji powinny zadziałać te same narzędzia. PRL wtrąciłem jako argument, że jednak w tamtym opiekuńczym państwie marchewka była smaczniejsza, a kij cieńszy. Nie wiem dlaczego (nie znajdując innych argumentów?) chcesz rozmawiać tylko o kolorze, kształcie i smaku marchewki??? Nigdy nie daję trzech znaków zapytania, bo to przyznanie się do niewiedzy, ale dyskutowanie o wątkach tak odległych od sensu postu wymaga tego podkreślenia. Oczywiście, że w PRL obok innych były darmowe leki i darmowa pomoc opiekuńcza, ale trzeba było mieć emeryta i lekarza w rodzinie (lub wśród znajomych), albo „oswojonego” lekarza na rejonie, specyficzne warunki domowe i odrobinę t.zw. „smykałki” do interesów. No i oczywiście trzeba było o to zawnioskować. Procedur nie będę opisywał, bo znów mnie uraczysz trzema pytajnikami. Rozumiem

    Polubienie

        1. Kij i marchewka to symbole interakcji m.in. ludzkich. Wydawało mi się, że wyjaśniłem to wcześniej, ale widzę, że tak mi się tylko wydawało. Mimo tego nadmienię, że kij to – w kontekście aborcji nawet na życzenie – kpl. ustaw w jakiś sposób regulujących większość nieuzasadnionych żądań aborcji. Skoro jednak to za trudne to ja się wycofuję z dyskusji.
          Pozdrawiam

          Polubienie

              1. Oczywiście że pytam, bo jeśli jest się za aborcją na ŻYCZENIE, to nie ma takich przypadków (prawnie/medycznie) dlatego chciałabym usłyszeć, w jakich sytuacjach lekarz/państwo miałoby przeszkodzić w terminacji ciąży? Dla mnie do 12 tyg ten „problem” nie występuje. Potem i owszem i dotyczy tylko uszkodzonych płodów (mówię o tym, co było dozwolone w tak zwanym kompromisie), bo zdrowych już nie można byłoby usuwać.

                Polubienie

              2. Mógłbym podać wiele przykładów nieuzasadnionych aborcji na życzenie, ale po co? To są znowu tylko przykłady hipotetyczne, i wokół nich byśmy się kręcili bez sensu. Ale można sobie wyobrazić, że np. (znowu np.) taki nieuzasadniony przypadek to brak obiecanego mieszkania. I tu jest miejsce na rolę państwa. Nie chodzi przecież o przeszkodzenie w terminacji ciąży tylko o zachęcenie do jej utrzymania. Słyszałem też o przypadkach, gdy aborcja skutkuje całkowitą bezpłodnością (to medyczny aspekt), oraz chęć usunięcia przez kobietę ubezwłasnowolnioną (to kontekst prawny). Są jeszcze uwarunkowania ekonomiczne, psychologiczne, zwyczajowe/tradycyjne i do kuźwy nędzy wiele innych. Tylko po co dyskutować o czymś co się jeszcze „nie urodziło”, a na każdy mój komentarz czyha komentatorka od pytajników?

                Polubienie

              3. Miejsce na rolę państwa jest w wielu aspektach, ja temu nie przeczę. Kręcimy się wokół tematu, tylko dlatego, że to wszystko o czym pisałeś, dla mnie ma uzasadnienie, jeśli byłby powrót do „ kompromisu”, czyli w ustawie znalazłyby się przesłanki zakazujące terminację, a kobiety domagają się aborcji na życzenie, więc państwu w takim przypadku pozostaje tylko tak działać, by kobieta nie musiała podejmować takiej decyzji, albo zmieniła zdanie. I tu pełna zgoda!

                Polubienie

    1. To ja się tylko wtrącę. Dziś też istnieje darmowa pomoc opiekuńcza. Różnie to wygląda, ale jest. Oczywiście trzeba mieć na to papiery.
      I muszę przyznać, że trochę się pogubiłam w tych wątkach pobocznych, bo ogólnie moje posty były o tym, że kobieta ma mieć prawo do aborcji na życzenie. Na zawsze. A jaką jest rola państwa, by aborcji było mniej i rodziło się więcej dzieci (chcianych i oczekiwanych) to temat rzeka.

      Polubienie

      1. No właśnie! Nie wiem więc dlaczego Iza rozwija te poboczne wątki? Wiadomo, że PRL była państwem nadmiernie opiekuńczym, a świadczenia były dedykowane. Iza mogła nie doświadczyć darmowej opieki i leków, ale ja doświadczyłem. Oboje mamy rację ze swojego p. widzenia, więc po co te trzy pytajniki?
        Kobieta powinna mieć prawo do aborcji, ale np. nie wtedy, gdy na USG podejrzała, że jej płód ma czarne oczy, a powinien mieć niebieskie (n.b. kolory potrafią się zmienić), a z genów wynika, że dziecko nie będzie noblistą. To jest właśnie to prawo „kija i marchewki” ograniczające wolny wybór kobiety.

        Polubienie

        1. Ja tam nikogo nie ganię za poboczne wątki, bo u mnie nie ma reżimu tematycznego względem postu, a czasem dyskusja nabiera rozpędu i innego wymiaru, co też jest fajne🙃
          Kolory oczu kształtują się po kilku tygodniach po urodzeniu, włosów nawet dłużej: obie moje wnuczków urodziły się z czarnymi, a teraz są blondynkami- jedna o niebieskich a druga o brązowych oczach 🙂 Nawet płeć dopiero na USG można rozpozna ok. 20 tygodnia.
          Mówimy tu o ustawie do 12 tyg. nikt kobiecie po USG nie zagwarantuje, czy jej dziecko będzie noblistą, czy nie, ale czy się prawidłowo rozwija już tak. Dlatego uważam, że musi być ograniczenie do ilu tygodni można usunąć na życzenie, by wyeliminować selekcję, o której napisałeś.

          Polubione przez 1 osoba

          1. Taką trisomię też dopiero koło 20 tc, o ile mnie pamięć nie myli.
            Ale to nie wchodzi w „na życzenie”, o ile trisomia pozostaje wskazaniem medycznym.

            Polubienie

  10. Już zaczynam się wnerwiać. Podałem najbardziej skrajne przypadki (oczy, geny), ale wiadomo, że chodzi o poważniejsze deformacje płodu. No więc pytanie podstawowe. Z USG się dowiadujemy, że dziecku „cuś” upie.doliło np. nóżkę, to czy: a/ trzeba zakazać USG, b/ wykonać aborcję, czy c/ przekonać matkę do porodu? To jest właśnie smak tej marchewki, i grubość kija. Jeżeli teraz ktoś wpadnie na pomysł, że zamiast gadać o ustawie pogadamy o marchewce to w ten sposób miną kolejne lata, a ustawy nie będzie. Aborcja to jest jedno słowo/wyraz, ale do opisania ustawami potrzeba całej armii ekspertów z różnych dziedzin i kilkunastu ustaw.

    Polubienie

    1. Podałeś je do ustawy do 12 tygodnia dlatego o tym wspomniałam, bo tak m.in. jest na stole, czyli w komisji sejmowej.
      Szybko się denerwujesz, tylko po co? Trochę więcej życzliwości w odbiorze komentarzy 😉
      a) żadnych zakazów USG na litość buk
      b) wykonać aborcję, jeśli kobieta chce (do 12 tyg)
      c) dać czas na decyzję np: opieka psychologiczna

      Tyle razy pisałam, że DLA MNIE ustawa o przerywaniu ciąży do 12 tygodnia jest akceptowana, niezależnie od powodu, jakim kieruje się kobieta chcąc terminacji ciąży. Dlatego powinna być przyjęta, niezależnie od całej armii ekspertów i skonstruowana tak przez tychże, żeby kobieta ZAWSZE mogła zdecydować SAMA ( do 12 tyg.) I nie mam zamiaru przekonywać nikogo kwestiami od kiedy zaczyna się życie, czy komplikacjami po zabiegu, kosztami społecznymi lub ich brakiem etc…

      Polubione przez 1 osoba

      1. Czy zatem mam trzeci raz powtórzyć, że: jestem za aborcją bez ograniczeń, a więc i za tą 12-tygodniową? Nie jestem jednak ignorantem i z racji wiedzy o fizyce kwantowej i biomolekularnej uważam, że życie zaczyna się przed zapłodnieniem. Mogę mieć taki prywatny pogląd?

        Polubienie

        1. Możesz🙂 I ja to wszystko wiem.
          Różnimy się tym, że dla mnie życie zaczyna się w momencie zagnieżdżenia się, i nie zmienię zdania dopóki cały świat nauki nie uzna, że jest inaczej. I różnimy się, że mimo iż jesteś za aborcją, to zastanawiając się nad jej konsekwencjami, dopuszczasz jej ograniczenia w przyszłości, a ja nie. Przynajmniej ja tak odbieram tę naszą wymianę zdań🙂

          Polubienie

          1. Różnimy się tym, że Ty jesteś skażona fałszywymi relacjami pomiędzy tym co cały świat nauki uznaje za początek życia, czyli okres od 3 m-cy przed zapłodnieniem, a możliwością zabicia tego życia. Nie uwzględniasz tego, że tacy jak ja uważają, że np. za zabicie tego życia, gdy jeszcze nie doszło do zapłodnienia może grozić np. kara upomnienia przez upoważnione organy. Idąc dalej Twoimi kategoriami rankingowymi … za aborcję zarodka/płodu po 12 tyg. ciąży kobieta powinna zostać ukarana mandatem takim jak np. za złe parkowanie na trawniku. Aborcja płodu od 12 do 22 tygodnia to kara jak za wykroczenie, czyli maksymalnie grzywna i wpisanie do akt (kościelnych? 😉 ). I nawet aborcja po 22 tyg. nie może być karana więzieniem, bo ciąża to b. odmienny stan organizmu. Dopiero po stwierdzeniu, że w okresie około porodowym doszło do zaniedbań (skutkujących śmiercią noworodka) można rozważać kwalifikację nieświadomego zabójstwa z karą do 2-3 lat w zawieszeniu. To jest moja wstępna propozycja, którą wygłosiłem kilkanaście lat temu na jakimś sympozjum, więc nie pytaj mnie np. co to jest „wpisanie do akt” … Jeżeli potrafisz oddzielić penalizację za aborcję od początków życia ludzkiego to pewnie inaczej dostrzeżesz ten dziwny świat. Czego, tak jak zdrowia, Ci życzę.

            Polubienie

            1. Uwzględniam, ale jakby to powiedzieć… nie ma to wpływu na mój pogląd na temat aborcji. Dla mnie nieważne kto i kiedy uzna tak czy siak, bo biologii i tak nie zmieni, a ja jestem za aborcją na życzenie do 12 tygodnia. Bez względu na to, czy ktoś uznaje to za morderstwo. Kropka. Co dalej po 12 tygodniu, jakie kary bądź nie, to będę się ustosunkowała, jak wyjdzie ustawa. I rozumiem, że niektórzy mają inny pogląd i dla nich ważne (bądź ciekawe zagadnienie) jest, kiedy zaczyna się życie i obrona tego życia i ja z tym nie dyskutuję, choć rozumiem, że to ważny argument w dyskusji. Nie dla mnie. Bo czy życie zaczyna się 3m przed, czy 1 dzień, czy na drugi dzień, czy 7 tyg po, to nie ma dla mnie znaczenia przy poparciu aborcji do 12 tygodnia. Na życzenie. Na stałe.
              Dziękuję.

              Polubienie

              1. No tak, niektórzy wierzą tylko w to co widzą, słyszą i czują (to np. płaskoziemcy), inni wierzą w to co naukowcy (?) ogłaszają (to ja do niedawna, a Ty nadal), ale jest też grupa która „szkiełkiem i okiem” wierzy w to co widzi za pomocą lepszych narzędzi. I do tej ostatniej próbuję dołączyć od kilkunastu lat.

                Polubienie

              2. Nie chodzi tylko o wiarę, ale czy ma dla mnie to jakieś znaczenie- bym pod tym wpływem zmieniła swój pogląd na aborcję. Nie ma.
                To o czym Ty piszesz, jak już przyznałam, słyszę pierwszy raz. Musiałaby wnikliwie sobie przestudiować i wtedy odnieść się, czy dalej będę uważać, że życie jest od momentu zagnieżdżenia. Nie wykluczam stanowczo zmiany zdania na Twoje. Mam za mało wiedzy, po prostu. I muszę przyznać bez bicia, że wygodnie(j) jest przyjąć to, co mówi większość naukowców.

                Polubienie

Dodaj komentarz