To może być półmetek…

Po mało komfortowej nocy, uskutecznianych spacerach po szpitalnym korytarzu, dodatkowych leków na rzyganie i sikanie, to nie uśmiechnąło mnie aż tak samo wyjście do domu, nawet to, że syna odwoził mnie ze swoimi dziewczynami, czekająca kawa w aucie, jak słowa IMB, że na razie wszystko wskazuje na zakończenie leczenia w sześciu cyklach. Nie ośmiu. To jest o 6 tygodni krócej. Dwa wyjazdy mniej. Dwa razy po 100 mg mniej dawki sterydów. Strata obiadów i oryginalnych buraczanych kolacji- jakoś to przeżyję😜

Droga powrotna znowu prowadziła przez opłotki, bo rolnicy okupowali nie tylko S3, ale i miasto drogi alternatywnej. Jakiś debil wójt czy inny włodarz wydał zgodę podobno aż do czerwca.

W domu zastaliśmy LP, która kończyła sprzątane, ale przede wszystkim zrobiła nam obiad: zupę jarzynową i gołąbki. Ata obrała ziemniaki, syna zrobił mizerię i wszyscy usiedliśmy do stołu. W kuchni.

Dopiero wieczorem, gdy już po długiej kąpieli w wannie leżałam w czystej pościeli, poczułam ulgę, że jestem już w domu. Współczuję Eli (współspaczce), że najprawdopodobniej nie wyjdzie przed niedzielą do domu, a za towarzyszkę niedoli ma starszą bardzo schorowaną, niechodzącą panią, którą po śniadaniu przeniesiono na naszą salę z jedynki. Jęczącą nawet podczas drzemki. Cieszę się, że ominęła mnie noc w jej towarzystwie, bo te 3 godziny spędzone, zanim otrzymałam wypis, nie należały do przyjemnych. I nie ma tu ani odrobiny winy pacjentki. To choroba, która odbiera chęci do życia… Przykro patrzeć na kogoś tak cierpiącego. Ech… dopiero przez te kilka godzin tak intensywnie odczułam, że jestem w szpitalu, a nie w sanatorium. Owszem, widziałam czasem przez uchylone drzwi osoby leżące, niewstające, cierpiące. Ale co innego wiedzieć, że ktoś taki leży na oddziale, a spędzić z taką osobą choćby kilka godzin. Mogłam wyjść na świetlicę i tam czekać na wypis. Mogłam. Ale! Ela miała punkcję i musiała leżeć półgodziny płasko na brzuchu, a do wieczora na plecach. Nawet jeść miała na leżąco. No to miałam w dniu wypisu dwie koleżanki leżące, więc chodziłam wokół nich, by coś podać, poprawić i rozweselić, jednocześnie się pakując, oglądając mecz na telefonie i elewacjonując🫣 nuszki, a wszytko to przerywane kurcgalopkiem do wc. Sama szefowa mi zleciła zastrzyk moczopędny na ten mój obrzęk po chemii i sterydach i zleciła wypisanie tabletek do domu. Mam brać tylko w dniu brania sterydów pół tabletki. Wychodząc wyglądałam lepiej niż ostatnim razem, ale wieczorem moja zakrzepowa nuszka wyglądała nieszczególnie, gdyż nie założyłam na wyjście pończoch, dopiero w domu, jak już zostaliśmy sami…

Muszę odespać tę ostatnią noc, bo choć wczoraj zgasiłam światło (czytałam) po 23, a dziś otworzyłam oczy po ósmej, to nie czuję się wyspana. Do tego kicham, prycham, czyli standardowo muszę dojść do siebie. Po przebudzeniu trochę mnie muliło, a tak poza tym jest nieźle. Czeka mnie jeszcze zjazd zastrzykowy, ale mam nadzieję, że przez to, że dostałam chemię w środę, to nie złapie mnie w następny weekend, choć pewnie w majówkę. Tyle że czy to ma dla mnie znaczenie, jak i tak nie mam żadnych planów wyjazdowych.

A teraz muszę powstać, za oknem piękne słońce i zebrać się w sobie, by wyruszyć na podbój aptek. No, ale już wiem, że accofil pewnie będę musiała zamawiać, więc dobrze, że mam 4 zastrzyki w zapasie.

Pięknego weekendu dla WAS 🙂

Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wszystkie moce, kciuki, dobre myśli i zostawiane tu cudne słowa- wzruszające i rozbawiające. Dziękuję, że jesteście :***