Nie być wyrywną…

Chemia robi swoje, hemoglobina odrobinę poza normą, skutki uboczne zastrzyków przeczołgały mnie przez weekend- w niedzielę było najgorzej- więc przeżyłam go na przeciwbólach, ale to coraz trudniejsze pokonywanie schodów i łzy na reklamie proszku do prania jest ewidentnym symptomem obniżki formy…

Poszłam do ogrodu by powskazywć palcem, wykorzystując moment, że bez słońca i bez większego bólu. I ponapawać się z bliska widokiem, który mam z kuchennego okna…

Cieszę się, bo chyba nigdy tak pięknie ten nasz krzywulec nie kwitła, dostając więcej światła. Szkoda tylko, że kwitnie krótko, ale co przez ten czas nacieszy oko, to moje 😉

ML wraz z całą rodziną też wylęgli do ogrodu i każdy coś robił- pod koniec dnia był skoszony cały trawnik. Ocieplają jedną ścianę domu, akurat tam gdzie jest spory kwietnik, ale wiem, że zakupiła dużo cebulek i nasion, bo ML stawia na kwiaty. Mnie jest wszystko jedno, ma wolną rękę, ja już dosadzać nie będę. Żal mi dwóch krzewuszek, które wypadły, budleje chyba wszystkie odbiją, ale hortensja dębowa najprawdopodobniej też poległa. I kalina. Ech… Dość duży cyprys. Niby zima łagodna, a strat wiele… O bukszpanach nie wspomnę, bo te wpierniczyły ćmy. Tym bardziej magnolia cieszy, że dała radę.

Ścięłam lawendę, która też ma kiepskie miejsce, ale może odbije… i na tym powinnam zakończyć swoją działalność…taa … no wyrwałam ja się z wyrywaniem chwastów. No lubię. Wyrywać, nie hakać. Czterdzieści minut mojej bytność skończyły się siódmymi potami… uciekłam- czytaj: powłócząc nogami- do domu, obawiając się zawiania, bo momentami wiał zimny wiatr. I pod kocyk. Spod którego już nie wyszłam.

W piątek zrobiłam dobrą sałatkę: avocado, ciecierzyca, ogórek, pomidor, cebula czerwona, oliwa, sól, pieprz, cytryna. Szybka i smaczna do kanapek z łososiem, na ten przykład.

Wieczór to koncertowy mecz naszego najlepszego tenisisty, Hubertusa, który odczarował cegłę i po raz pierwszy wygrał turniej na nawierzchni ziemnej, zdobywając swój ósmy tytuł w karierze. Z dużą przyjemnością się go oglądało w tym turnieju. Potem drugi finał pań, ale oglądany jednym okiem. Bardziej mnie uśmiechnęła wiadomość, że czytelnictwo w Polsce wzrosła o 9%. I nieważne, że kryminały rządzą ;p

Co do wyborów samorządowych to jestem dumna z Gdańska i Warszawy- tam Polki i Polacy mają we krwi wolność i demokrację. No wzruszyłam się jakby Dulkiewicz i Trzaskowski byli moimi prezydentami. I od dawna zastanawiam się, co z tą Lewicą? I utwierdzam się w myśli, że to Partia Razem jej najbardziej szkodzi. .

Nie napiszę, że kolejny raz jestem zdumiona suwerenem, który wciąż tak licznie popiera mafię, mierność, złodziejstwo i pogardę dla obywateli, szczególnie dla praw kobiet… bo nie jestem. Tacy po prostu jesteśmy. Jedni kochają wolność, możliwość decydowania, demokrację, pracowitość i uczciwość inni wolą, by ktoś ich trzymał na krótkiej smyczy, pokazywał palcem, decydował za nich. Rzucał ochłapy, gdy sam napełnia swoją kieszeń. Poniżał i opluwał.

Jesso słyszałam Hołownię po ogłoszeniu wyników- nie wiem. co on bierze, ale to było niestrawne😂

Tu gdzie mieszkam na godzinę 21 wyglądało to tak, więc zasypiam spokojnie, że wokół mnie pisdzielczych fanatyków za dużo nie ma 😉

I w moim rodzinnym województwie…

Teraz spokojnie poczekamy na oficjalne wyniki i w których województwach będą jeszcze w sejmikach panoszyli się pisdzielce.
Wschód jednak jest niereformowalny, bliżej im do Rosji niż do zachodniej demokracji…

Dopisek srana 😉😡

Po tym to zero akceptacji dla rolników. Pisdzielce im zgotowali ten los, a oni jak te durnie z objawami symptomu sztokholmskiego idą w ogień…

To obrazuje, że protesty rolników są li polityczne, oni mają w doopie nas konsumentów, dobro polskiego rolnictwa, tylko własne korzyści…