Dylematy… śmiech i śpiew…

Od piątkowego południa, kiedy to zadzwoniłam i dowiedziałam się, że moje badanie ma status opisanego ( przyjęłam to bez emocji ), ale jeszcze nie znalazło się w rękach pań z rejestracji, a więc w poradni u pani Doktor raczej na pewno  znajdzie się dopiero w poniedziałek- zastanawiam się kiedy wyruszyć do DM i zderzyć się z prawdą, co do aktywności skorupiaka. A właściwie zastanawiałam się przez chwilę; obie opcje: poniedziałek lub wtorek mają plusy i minusy. Gdyby nie poniedziałkowy wieczorny wypad by się wykulturnić, to sprawa byłaby prosta. Jednak, mimo że przydałabym się jako kierowca OM właśnie w poniedziałek, to jednak obstawiłam wtorek. Zawsze to dłuższe wakacje o ten jeden dzień 😉 Później się obaczy, bo planów żadnych nie mam na ewentualność „nie pomyśli”…Za wtorkiem przemawia jeszcze to, że jest to dzień przyjęć bez „chemiczek”, więc nie ma ( teoretycznie) przerw pomiędzy przyjęciami „zwykłych” pacjentek. Wcześniejsze plany co do wyjazdu z tego powodu były inne,  i na upartego mogłyby być zrealizowane, ale już mam dość tego swoistego zawieszenia w oczekiwaniu…Mimo tego staram się, by skorupiak za bardzo nie bruździł mi w planach, choć wciąż na ten przykład wstrzymuję się z umówieniem się  do fryzjera. Bynajmniej nie z powodu jakieś ( łysej) wizji, a faktu, że w każdej chwili mogę jechać do DM, a nie lubię przekładać terminów, szczególnie, że u p. Tomka trzeba z wyprzedzeniem. Zadzwonię po wtorku.

Piątek, to też  zorganizowanie na szybkiego spotkania dwóch osób ( w DM), co to spotkać się miały wieczorem w czwartek, ale się nie zdzwoniły, a będąc w piątkowe popołudnie pięć minut od się, a ze mną na telefonie,  to je ze sobą zetknęłam 🙂 Potem z każdą z nich odbyłam rozmowę telefoniczną.  Od jednej z nich dowiedziałam się, że ta druga twierdzi iż wszystkie trzy jesteśmy jednakowe:)))) Babka, matka, córka…Przynajmniej jeśli chodzi o pewne kwestie.  A od tej drugiej, tak w skrócie: ależ śliczna ta Tuśka w wersji szkoleniowej, elegancka i mądra, dobrze gada, ale pod nosem się śmieje…Śmiałyśmy się wszystkie trzy, choć PT w pierwszych słowach zapytała się czy już się Tuśka poskarżyła, na co usłyszała, że relacja ze spotkania zdana na: śmiejąco się. Najważniejsze, że punkt widzenia z zupełnie innej strony jest zrozumiany i brany pod uwagę. I o to chodziło.

A późne popołudnie to: hołos i melodii biłoruskyy puszczane z dostarczonej przesyłki :))) Nie tylko, że przeżyłam, ale się ścieszyłam, na co autorka owych słusznie liczyła :))) Tak się zasłuchałam, że zapomniałam iż na gazie jest strawa dla moich Dziewczynek ( piesiów). Przypomniał  mi o tym  dolatujący z dołu smrodek spalenizny…Wspominam tu o tym dlatego, by wykonawczyni wi(e)działa czarno na białym, że można się zapomnieć ( zatracić ), zasłuchać w jej twórczości 🙂 O!