Czasem trzeba odpuścić…

Dźwięk przychodzącej wiadomości na WhatsApp zastał mnie przy robieniu porannej kawy do śniadania. Puls przyspieszył, bo byłam świadoma, czego może dotyczyć. Na dodatek, najpierw ukazała się druga część wiadomości, której znaczenie można było różnie interpretować. Przez sekundę, bo potem przeczytałam całość.

Trudno. Taka była moja odpowiedź, choć werbalna była bardziej rozwinięta. Moje starsze dziecię poinformowało mnie, że odrzuciła propozycję objęcia stanowiska kierowniczego po wyrzuconym na zarządzie w piątek poprzedniku.  I w tym samym zdaniu było: i teraz chyba żałuję. Były kierownik został odwołany w trybie natychmiastowym, co oznaczało, że mimo przysługującego mu trzymiesięcznego wypowiedzenia, zbiera manatki i opuszcza stanowisko oraz biuro. Oczywiście gaże będzie pobierał, ale już siedząc w domu. W poniedziałek odbył się zarząd z pracownikami, a właściwie pracownicami, bo pan kierownik był męskim rodzynkiem w tym babińcu. Dziewczyny spodziewały się odwołania, gdyż ich instytucja nie najlepiej funkcjonowała, doprowadzając do dużych zaległości w płatnościach faktur. Obawiały się też, że może zostać rozwiązana, a obowiązki przejmą poszczególne gminy. Zarząd nie ukrywał, że ma zastrzeżenia do kierownika, i tylko kwestią czasu było, kiedy ten zostanie zwolniony; dawano mu szanse, by wdrożył system naprawczy tej sytuacji, ale z niej nie chciał/ nie potrafił skorzystać.  Nie wiedziały tylko, czy mają kogoś na zastępstwo, czy wciąż szukają, a któreś z nich zaproponują p.o. na stanowisku kierowniczym.  No i zaproponowali, a Tuśka z automatu odmówiła. Została koleżanka, która sama się zgłosiła. Problem polega na tym, że dziewczyna się wystraszyła swej decyzji – co tu ukrywać: brak kompetencji- i od razu  chciała wymóc na Tuśce pomoc w kwestiach merytorycznych. Dziewczyny przyznały, że największe kwalifikacje ma Tuśka, ale…na kierowniczkę wolą tamtą. Tamta, ma jednak czas  z decyzją do środy, bo wystraszywszy się, pobiegła do wójta z wiadomością, że rezygnuje, a ten lekko zirytowany całą tą sytuacją, wymógł zastanowienie się i podjęcie  świadomej decyzji.

Znam motywy Tuśki, która nie ze względów merytorycznych, ale  z powodu atmosfery w pracy nie chciałaby kierować tym zespołem. To nie ona wychodziła  na kilka godzin z pokoju, by popijając kawę plotkować o wszystkich i o wszystkim, to nie ona  częstokroć się zwalniała/ urywała  z pracy. Innymi słowy- nie była zżyta towarzysko ani  w pracy, ani poza nią. Robiła swoje, a często nawet za kogoś.  Dotarło teraz do niej, że nie przyjmując oferty zarządu, i tak będzie odwalać pracę za kogoś, tyle że bez zapłaty za nią. Chyba że będzie asertywna. Tylko czy będzie miała wtedy spokój w pracy? Szczególnie, że jak się okazało, dziewczynom bardziej zależy na kierowniczce -kumpeli, niż na ratowaniu ich instytucji, gdyż osoba p.o. musi wykazać się do końca roku, a wtedy zostanie kierowniczką na etacie, ale przede wszystkim ich nie rozwiążą.

Nie wiem, jak to się skończy- pewnie rodzina/współpracowniczki  tamtą namówi, by jednak nie rezygnowała. Powiedziałam Tuśce, że zdrowie najważniejsze, i ma wykonywać pracę zgodnie z obowiązkami w umowie (zakres wystarczająco szeroki), uprzedzając lojalnie, że będzie asertywna. I szukać nowej pracy – w swoim czasie. Ewentualnie, jeśli tamta zrezygnuje, przyjąć stanowisko i robić swoje. Ale tak naprawdę, to obie wiemy, że w obu sytuacjach ma przechlapane i widmo szukania pracy jest jak najbardziej realne.

W całej tej sytuacji, widzę, że komunistyczne wychowanie w podejściu do pracy wciąż żywe, i to w młodym pokoleniu: czy się siedzi, czy się leży- szczególnie w urzędach…Tuśka nasiąkła zupełnie czymś innym. Z domu wyniosła, że pracuje się rzetelnie, sumiennie niezależnie od tego, kto jest pracodawcą i jaką pracę się wykonuje. Szczególnie że pracodawca/ kierownik pracuje najwięcej i najciężej: przykład dziadka, nas, męża, teściów…

****

Na gwiazdkę sprezentowałam sobie krem pod oczy. Drogi, bo 15ml w cenie stu złotych z groszem. Tak, wiem, są droższe, ale są i dużo, dużo tańsze, a cena nie zawsze gwarantuje jakość. Co do jakości a właściwie skuteczności wypowiadać się nie będę, bo w tej materii znawcą nie jestem. Kupiłam, bo cera zrobiła mi się sucha, i najwyższy czas zacząć stosować krem regularnie. Regularność miała mi właśnie zapewnić cena kremu- szkoda byłoby, żeby się zmarnował. I to był dobry pomysł, bo przypominam sobie o nim kilka razy w tygodniu- rano. Częściej zapominam, ale i tak odniosłam sukces 🙂 Jestem z siebie dumna za konsekwencję, wiec w nagrodę, dziś posmarowałam się maścią na opryszczkę. Najpierw pod jednym i nad jednym okiem, a  potem pod drugim okiem i …zorientowałam się, że kiepsko mi się rozprowadza 😀 Także tak. Takie mam podejście do dbania o urodę ;D

Ostatnio, gdy spałam dwie noce w DM, wieczorem, walczyłam sama ze sobą, by pójść do sąsiadki z góry i ją skutecznie uciszyć. Kilka razy się zrywałam i odpuszczałam . Nastawiłam zegar w telefonie, bo musiałam być jeszcze ciemnym świtem w klinice. Rano obudził mnie ryk z telewizora dochodzący z góry. Spojrzałam na zegar w telefonie i zerwałam się na równe nogi. Sprawdziłam, dlaczego budzik nie dzwonił: był nastawiony na poniedziałek, a nie na wtorek…

Rządzącym (politykom) nie odpuszczę i będę punktować, a co! Tyle było lamentu, nawet na arenie międzynarodowej, że w Polsce wciąż głodują dzieci. I co? Co robi jedyna słuszna partia? Odrzuca poprawkę zwiększającą wydatki  w budżecie na dożywianie dzieci z niezamożnych rodzin. Innym problemem jest, jak to dożywianie się odbywa, i dlaczego nie korzystają z niego dzieci, którym się należy. Rozwiązaniem byłoby, gdyby WSZYSTKIE dzieci mogły skorzystać z obiadów, niezależnie od zasobów materialnych ich rodziców. Skończyłaby się, często  upokarzająca segregacja- wyszukiwanie głodujących dzieci/ uczniów. To często z winy samych rodziców, ich braku zainteresowania/ zatroszczenia się, takie obiady nie docierają do ich pociech.