Widzisz i nie grzmisz…

Moja światła koleżanka, choć często mocno nawiedzona, opublikowała post odnośnie wyleczenia nowotworu złośliwego wątroby w 60 dni przez ziółka pewnego znachora. Nie omieszkałam napisać jej co myślę o takim rozpowszechnianiu „cudów i wianków” w kontekście pacjentów onkologicznych, po czym dostałam odpowiedź, że zadzwoni po niedzieli, bo nie jest w stanie odpowiedzieć pisemnie (pisałam na priv). Weszłam na stronę reklamującą te cudowne diety na różne schorzenia, i tam pod postem, czytam jak to lekarze postawili krzyżyk, a zioła dały radę, mnóstwo komentarzy wyrażających uznanie i aprobatę oraz chęć zakupu. Ba, nawet pytania, czy podziałają na innego skorupiaka, jak stosować etc… Ogromny entuzjazm i żadnej sceptycznej refleksji. Znachory górą! Brawo! Gratulacje! Jesteś Wielki!…

Ale i tak bardziej mnie osłabiły słowa znachora (admina tej strony), a mianowicie: …cudotwórcy onkologii grzebią w guzie, żeby go rozsiać…; …przerzuty następują bo pacjent dostaje diagnozę, że to choroba śmiertelna i taki pacjent się poddaje…;… kto nie wierzy w energię i moc duszy, lepiej żeby nie zachorował, bo nie da rady wyjść z tego…;…nowotwór złośliwy, lekki, łagodny czy umiarkowany, wszystkie te stany są takie same tylko właściciel  mniej lub bardziej zainfekowany grzybem…*

Ale! Wiecie, co w tym wszystkim było żałosne, że z opublikowanych dokumentów-  wystawionej karcie dilo z podejrzeniem, bez badań hist., a potem na MR- można wyczytać, że guz okazał się guzem łagodnym. Ale w eter poszło, że to zioła uczyniły- ot taka manipulacja. I że lekarze bali się operować, a chemioterapii to pewnie by pacjent nie przeżył. (Skierowanie na konkretny dzień do poradni chirurgicznej przedstawiono jako termin chemioterapii- ludzie naprawdę nie czytają!!!). Gdy w końcu dotarłam do komentarza (świeżo co pozostawionego), w którym ktoś zwrócił na to uwagę, ten cudotwórca od ziół stwierdził, że uda się do Tybetu po dobrą energię. To dobry pomysł i najlepiej, jeśli już by z niego nie wrócił.

Żeby było jasne: nie mam nic przeciwko ziołom, ich stosowaniu, ale może niekoniecznie w leczeniu skorupiaka, szczególnie zamiast medycyny konwencjonalnej. I zawsze, jak ktoś taką neguje, wyśmiewa, a jednocześnie poleca własne metody, to KAŻDEMU powinna zaświecić się czerwona lampka!

Nie wdaję się w dyskusję na takich stronach, nie mam zamiaru nikogo uświadamiać, pouczać, bo bywalcy takich stron wiedzą lepiej, ale zawsze zareaguję, jak ktoś z moich znajomych opublikuje nierzetelne informacje. Zanim się rozpowszechni takie newsy, to może warto się zastanowić, do kogo one trafiają, bo ludzie mają do siebie zaufanie i, często nawet nie czytając uważnie, nie wnikając, chwytają się nadziei… Która może kosztować zdrowie, a nawet życie.

*pisownia oryginalna

Uśmiechu na niedzielę 🙂