Jak co roku…

To najsmaczniejszy czas, kiedy można zerwać truskawkę prosto z krzaczka czy czereśnię z drzewa, usiąść z kawą i książką na tarasie i przy akompaniamencie ptasich treli oraz koguta zanurzyć się w historie opowiadane na kartach bądź we własne myśli…

100924624_3286356691375405_1237692060107014144_o

Czas w domu dostał przyspieszenia, co pewnie było do przewidzenia, ale zdumiało mnie, że dni wypełnione po brzegi umykają tak szybko… Pańcio w kasku szczękowym na głowie przyjeżdża na hulajnodze kilka minut przed godziną dziesiątą. Stuka w drzwi tarasowe- zastąpił kosy, które pewnie teraz zajęte są swoim gniazdem rodzinnym bądź przegoniły je szpaki. Robię mu śniadanie i do jedenastej ma czas wolny, a ja się albo dom ogarniam, potem jest czas na szkołę. Razem ustalamy czy z przerwą, czy bez. Pańcio siada przy stole, a ja czasem przy nim z doskoku, żeby sprawdzić, czasem naprowadzić, ale uczy się samodzielnie, więc bywa, że gumka jest często w użyciu 🙂 Pisze jak kura pazurem…hmm… Z czytaniem nie ma problemu, ale (nad czym ubolewam) sam się nie garnie, więc bywa, że podstępem czyta mi posłuchajki ;p Ogólnie to pani niedużo zadaje, bo najczęściej, jeśli robi ciurkiem, to godzina zegarowa wystarczy. Ale w ostatnim komunikacie pani napisała, że czeka na ociągających się z pracami z nowym terminem, więc są dzieci z zaległościami. Mam tylko nadzieję, że nikt nie zniknął z systemu, co przecież ma miejsce. Szkoda mi dzieciaków pozbawionych lekcji z prawdziwego zdarzenia, spotkań z kolegami i koleżankami, wspólnych zabaw, wycieczek, rozmów…

Jestem wciąż czujna… na zewnątrz. Wykorzystuję czas, kiedy obostrzenia jeszcze nie są całkowicie spuszczone ze smyczy, bo choć poluzowanie w społeczeństwie jest widoczne, to im będzie większe, tym bardziej dla mnie będzie niebezpiecznie w miejscach publicznych. Wypad po kwiaty i po pizzę potraktowałam jak miłą odskocznię, i nie uciekłam, kiedy żadna z osób mnie obsługujących nie miała maseczki. Ale! Zamówiłam sobie medyczne z certyfikatem antywirusowe z filtrem (oby nie takie jak nasz rząd), żeby mieć, kiedy udam się choćby do fryzjera. Bo jak już będzie zniesiony nakaz używania, to muszę sama się solidniej zabezpieczyć, nie wystarczy samo zasłanianie nosa i ust byle czym… to miało sens, jak wszyscy zasłaniali…

*

Mamy łajdaka a nie ministra rolnictwa. Zbulwersowała mnie wypowiedź na temat przeprowadzonej kontroli w Janowie Podlaskim, jak również wyrażenie chęci zakazu ratowania maltretowanych zwierząt przez organizacje prozwierzęce- pozarządowe. Nie wspomnę już kuriozalne wysyłanie nauczycieli do pracy na roli.

Prezes przemówił grożąc, że użyje wszystkie środki przynależne państwu, w zmuszeniu do wyborów, w dogodnym dla niego terminu. Mnie nie zmusi. Przyglądam się. I jeszcze nie wiem, co postanowię.

Przyglądam się tym wszystkim tarczom… Słucham przedsiębiorców, którzy do tej pory są bez żadnego dofinansowania. Którzy przez pandemię mieli zamknięte swoje biznesy… I znam takich, którzy na swoim koncie mają już setki tysięcy pomocy (obwarowane), bo spełnili warunki, którejś z tych tarcz. I żeby nie wdawać się w szczegóły, napiszę, że te warunki często spełniają firmy dobrze prosperujące, które nie zawiesiły swoich prac, ale ich specyfika i płatności wpasowały się w to, co wymyślili rządzący. I znów tak jak z 500plus ta pomoc często nie idzie tam, gdzie naprawdę jest potrzebna.

Uśmiechniętego i słonecznego weekendu 🙂

P.S. Czy ktoś gdzieś widział bób? OM mówi, że nie będzie w tym roku, ale mu nie wierzę!

Ach, no muszę, bo mało się nie zachłysnęłam (wodą), kiedy z ust ministra aktywów państwowych usłyszałam, że to dzięki niemu i rządowi mamy tak niską cenę na stacjach paliw. No bo przecież za peło to było ho, ho, ho… Łomatko… no sami wzięli i wydobyli tę ropę i na własnych barkach przetransportowali… taaa…