Zanim się pojawiło…

Gęsta mgła (nie mylić z ostrym cieniem) przygnębienia czaiła się już na horyzoncie, czekając na odpowiednią chwilę, żeby sobą otulić… Przechytrzyłam ją swoim powrotem do domu 😉 Minęły dwa dni na pełnej petardzie, gdzie energię czerpałam z radości obcowania. Był wspólny obiad, wspólna szkoła, bo Pańcio stwierdził, że jak już wróciłam, to on chce ze mną się uczyć… Akurat trafiłam na przygotowania do Dnia Matki w edukacji polonistycznej, jaką przesłała nauczycielka na ten dzień. Matkojedyna przecież jeszcze niedawno to ja dostawałam laurki robione w przedszkolu czy w szkole od dzieci (niektóre mam zachowane, bo gdzieś się zaplątały w medycznych dokumentach), a dziś przyglądam się, jak Pańcio robi dla swojej mamy a mojej córki. Ech…

Byłam na cmentarzu… Trochę się obawiałam, bo w czasie zamknięcia cmentarzy, ktoś pokradł donice z krzewami, stojące przy grobie Mam- nie miałam nawet siły o tym wspomnieć na blogu. Ryczałam jak bóbr z bezsilności, choć to nie były łzy z powodu złodzieja, mimo iż uważam złodziejstwo cmentarne za szczególne obrzydlistwo, ale jakaś żałość mnie wtedy dopadła, że ja w DM… więc fontanna uruchamiała się na samą myśl… Właściwie to byliśmy razem, bo OM zadeklarował swą pomoc w uporządkowaniu, ale wystarczyło tylko przetrzeć nagrobek, który i tak się nieźle prezentował, wstawić świeże kwiaty do wazonu i zapalić świece…

W mieszkaniu rodziców jest wiele zdjęć, na jednym z nich jest młoda Mam…

069D01E9-1DEA-4FE0-940D-C7ABD9AA04D6

Patrząc na nie, zawsze się uśmiecham, choć właśnie to zdjęcie dobitnie pokazuje, jak szybko przelatuje życie… I że nie warto niczego odkładać na później. Mama żyła po swojemu, tak jak chciała, w czasie choroby również…

Tęsknię okrutnie, choć wciąż do mnie nie dotarło, że jej już nie ma. Ostatecznie. Że jest tylko we wspomnieniach. Będąc w DM, na każdym kroku czułam jej obecność. Spoglądała na mnie z wielu zdjęć oprawionych w ramki… I rozmawiałyśmy sobie, siedziałam w jej fotelu, używałam perfum, które dostała ode mnie… Brakowało mi tylko świeżych kwiatów w wazonie, które tak kochała i kupowała niezależnie od pory roku… Dużo dla mnie znaczy, że mogłam osobiście zanieść bukiet na grób.

Przygnębienie. Zanim się pojawiło, znikło. Ten dzień (ten czas) będzie radosny. Mimo wszystko.

Patrzyłam dziś na zachód słońca (właściwie wciąż trwa, pisząc te słowa), które przedzierało się pomiędzy liśćmi mojej świętej trójcy widocznej z okna sypialni: brzozy, lipy i świerku… Z każdego okna w domu, również z dachowego, na pierwszym planie wyziera zieleń. Jak przyjechałam, to pierwsze co zrobiłam to zdjęcie z salonu… mimo wycięcia tylu drzew przez sąsiada, nasze jakoś dają radę, tworząc oczekiwany po zimie obraz…

99122076_260250335091873_4710744714645602304_n

Tylko kwiatów na tarasie brak… i byłoby jak zawsze, jakby nic się nie zmieniło…

Uśmiechu dla WAS, w szczególności dla mam! 🙂