Poważna sprawa…?

Wczoraj wpadł mi przypadkiem, a właściwie został włożony w moją rękę, telefon Miśka; dzwonił  do Tuśki, a ta chciała jeszcze ze mną porozmawiać. Niby nic dziwnego, ale gdy rozłączyłam rozmowę, nagle na ekranie pokazała mi się czyjaś twarz…Dziewczyny o długich włosach, i nie była to Tuśka… ;))Więcej nie zdążyłam zobaczyć, bo szybko mi ów telefon z ręki wyrwano. A gdy zasypałam syna  pytaniami typu: kto to,  jak ma na imię, to nabrał wody w usta i zamilkł, by w końcu powiedzieć: mam, przewidziało ci się. Starowinką nie jestem, wzrok mam dobry i kitu małolat mi wciskać nie będzie. I widzę, że po częstotliwości stukania SMS-ów, to poważna sprawa, a przynajmniej taka będzie, jak przyjdzie rachunek za telefon ;)).

Tuśka wymigała się od uczęszczania na zajęcia wf-u. Taka była obrotna, że przy pomocy cioci lekarki załatwiła sobie zwolnienie do końca roku. Chyba pozazdrościła Miśkowi, ale On odwrotnie niż Ona, chciałby uczęszczać, a  naprawdę nie może. Przyczyną nie jest to, że jest łamagą, wręcz odwrotnie-  do tej pory miała zawsze 6 lub 5, ale to, że ich pani jest namiętną biegaczką.Tuśka akurat też lubi i od lat zawsze była najlepsza we  wszystkich kolejnych klasach- ma to po mamusi ;))- ale pora biegania, czyli blady świt -według Niej- i czy deszcz, czy mróz, dał tak w kość przez dwa lata liceum, że tyle moje starsze dziecię nie chorowało przez poprzednie 9 lat edukacji, co w ostatnim okresie. Więc stwierdziła, że w klasie maturalnej, to Ona na chorobę pozwolić sobie nie może…Przekonała ciocię i tatusia…a ja, no cóż, uważam trochę to nie za fair, ale cóż…

Jedno jest dobre, że teraz, jak któreś dziecko mi mówi, że dostało piątkę, to wiem, że nie z wf-u… ;)))