Czas decyzji…

Nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu tak się miotałam z podjęciem decyzji. Nawet wyprowadzka z dużego miasta na nieznaną mi wieś i to na stałe, nie budziła we mnie tyle emocji, co teraz być albo nie być zostać czy nie zostać w miejskiej dżungli, pozbawić się kontaktu z naturą nieskażoną wirusem czy to w pobliskim lesie, czy na własnym tarasie i, zamknąć się na niecałych 30. metrach kwadratowych z ewentualną możliwością wyjścia do drugiego mieszkania, jeżeli akurat nie będzie przebywał tam Tata. (Nie będzie, nawet mogę zastawić autem wjazd do garażu, przynajmniej tak deklaruje na obecną chwilę). Czas decyzji kurczył się, a ja nie potrafiłam podjąć decyzji. Zadzwoniłam do szpitala, licząc po cichu, że jak się przyznam, że mam na tydzień zapas piguł, to może niekoniecznie będę musiała już w ten poniedziałek przyjeżdżać, więc widmo decyzji się odwlecze. Wiem, głupie to… Mam być w terminie, jak najwcześniej z rana, i jak przejdę badania, to dostanę piguły na dwa miesiące. Na teren szpitala wpuszczą mnie, jak nie będę miała temperatury i nie będę kaszleć. Może się uda, bo akurat kaszlę, i jest to kaszel duszący.

Nikt nie mówi mi co mam zrobić. Każdy deklaruje swoją pomoc, przerzucając się pomysłami. Najbardziej ubawił mnie ten, że abym nie czuła się zbyt odizolowana, to Aliś będzie przychodziła pod blok śpiewać serenady  i będziemy rozmawiać przez otwarte okno. Podejrzewam, że wszystkie wrony czy inne kruki na osiedlu miałyby niezły ubaw ;p Misiek mnie zapewnia, że wszystko, co będzie mi potrzebne, to załatwi. Jeszcze rok temu w mieszkaniu były zapasy środków higienicznych przynajmniej na pół roku, a w drugim również sporo sypkich produktów, przypraw… Dziś nie wiem, co zostało, co Tata wywiózł na ranczo… Na pewno wezmę ze sobą całe opakowanie papieru toaletowego i jedną butlę domestosu (tak, mam zamiar wysprzątać oba mieszkania), bo wiem, że w kawalerce są już na wyczerpaniu. Tak jak ja, od tego myślenia, co mam zabrać ze sobą. Bo w piątek po kilku wyczerpujących emocjonalnie rozmowach telefonicznych z Bliskimi, podjęłam decyzję, przypieczętując ją listą zakupów na wyjazd. Mam nadzieję, że moją decyzją zwiększę sobie szanse na dalszą walkę z własnym wewnętrznym wrogiem- tu, choć nie mam szansy na zwycięskie fanfary, to jednak wciąż wygrywając poszczególne bitwy, skutecznie odwlekam sromotny koniec. Z koronawirusem jestem bez szans. Nie ma też szansy, żeby to OM odizolował się od domu, więc to ja go muszę opuścić. Ale! To nie jest wygnanie. Zawsze, w każdym momencie będę mogła wrócić, i toteż będzie moja decyzja. Chyba. Bo nie wiadomo jak się rozwinie sytuacja.

aaa spirytus też wezmę!

Wiosna przyszła, nie zważając na nic, i choć nie możemy się nią w pełni cieszyć, to postarajmy się jak najczęściej uśmiechać 🙂

Dobrego czasu dla Was w ten niedobry czas!

 

 

20 myśli na temat “Czas decyzji…

  1. Myślę, że podjęłaś najlepszą decyzję. Sił i spokoju życzę. W Bieszczadach, po wczorajszej wiośnie dzisiaj deszcz ze śniegiem, a nawet śnieg:)

    Polubienie

    1. Nie wiem, niczego już nie jestem pewna. to wszystko jest tak irracjonalne, że aż strach. Gdybym nie musiała jechać do DM, to pewnie bym została w domu, ale jak już tam jadę, to myślę sobie, że rozsądniej jest tam zostać i przeczekać ten największy wysp zarażonych.
      Jak to się skończy, to pojadę najpierw nad morze, a potem w Bieszczady!!!
      Miej się tam dzielnie! 🙂

      Polubienie

    1. Teraz się miotam, bo zima się zrobiła, jaką kurtkę wziąć. Do auta mogłabym cieńszą, bo w mieszkaniu w szafie zostały(nie oddałam) dwie zimowe Mam, ale czy odważę się założyć? A do szpitala będę musiała, bo jadąc swoim autem nie wiem jak daleko zaparkuję.

      P.S a w sumie to zostawiłam te kurtki właśnie po to, gdyby mnie zaskoczyła zima w DM, ech…

      Polubienie

  2. Za zgodą Roksanny , wierszyk prawie Brzechwy 😉

    Przy straganie w dzień targowy,
    takie słyszy się rozmowy:
    -„Może Pan się o mnie oprze, tak Pan blady, Panie Piotrze.”
    -„Cóż się dziwić drogi Czarku, kaszle przecież już od czwartku”
    Rzecze na to Boguslawa:
    -„Spójrz na Jadzię, jaką słaba.”
    Staszek Jadzię w plecy klepie:
    -„Jak tam Jadziu? Coraz lepiej?”
    -„Dzięki, dzięki Panie Stachu, jakoś żyje się w tym strachu.”
    Lecz Janinka, z tą jest gorzej.
    Blada, chuda spać nie może.
    – „A to wirus”-
    westchnął świrus.
    Jędrek stroni od Urszuli,
    A Urszula doń się czuli.
    -” Mój Jędrusiu, mój kochany,
    Nie chcesz być zawirusowany?”
    Jędruś buzię wnet zatyka:
    -„Niech no Pani prędzej zmyka,
    Nie mam maski, ani płynu,
    Więc nie róbmy tutaj dymu.”
    – „A to wirus”-
    Westchnął świrus.
    Naraz słychać głos Janusza:
    -„Jak tu mamy się poruszać?
    Jeden kaszle, drugi kicha,
    Trzeba by iść na kielicha.”
    -„Widzieliście? Jaki krewki?.”- oburzyły się dwie Ewki.
    -„Niech rozsądzi nas Barbara.”
    -„Coo? Barbara?
    Nie jest czasem już za stara?”
    A Barbara rzecze smutnie:
    -„Moi drodzy, po co kłótnie,
    Po co darcie i wyzwiska?
    Jesli kaszlesz-nie drzyj pyska.”
    – „A to wirus” –
    westchnął świrus.

    Polubienie

  3. Trzyam kciuki żeby to była dobra decyzja, choć Ty sama wiesz co dla Ciebie najlepsze. Wczoraj było tak cieplutko że latałem po podwórku w krótkiej koszulce a dziś….śnieg z deszczem i zimno jak diabli 😦

    Polubienie

  4. Tak o tobie właśnie myślę ostatnio. Zastanawiałam się, co zdecydowałaś. Tutaj właściwie nie było dobrej decyzji, ale mniejsze zło.
    Wszystko będzie dobrze, trzymam kciuki 🙂
    To na osiedlu to mieszkanie? Nie wiem dlaczego ubzdurałam sobie Śródmieście…

    Polubienie

    1. Śródmieście, z okna mieszkania widzę spółdzielnię Śródmieście, a z okien mieszkania rodziców, hotel Dana i Hanza Tower, ale jest to osiedle kilku wieżowców.
      Właśnie dotarłam, włączyłam lodówkę, zrobiłam sobie kolację na szybko (jak w szpitalu, tylko pomidorki koktajlowe psuły całość ;p)
      Ech… no mam nadzieję, że mimo wszystko OM niczego nie załapie.
      Dzięki za kciuki, moce są mi potrzebne, i żeby nic nie złapać, i żeby nie zwariować😉

      Polubione przez 1 osoba

  5. Kochana
    Musimy sobie jakoś radzić, unikać kontaktów międzyludzkich, zachować spokój. Inaczej „zwariujemy”.
    Dziś dzwoniła Mama, bo martwi się o Tatę- ma 81 lat, jest słaby.
    Pozdrawiam cieplutko, zdrówka życzę i bądźmy ze sobą w kontakcie, choć wirtualnie:)
    .

    Polubienie

    1. Tak, wszyscy bez wyjątku mamy się o kogo martwić i musimy uważać. Zachować pogodę ducha, aby nie zwariować.
      Ten kontakt wirtualny jest bardzo ważny. Mnie w tej chwili już tylko taki pozostał, nawet z Bliskimi.
      Ściskam, i niech zdrowie nas nie opuszcza!

      Polubienie

Dodaj komentarz