Samodyscyplina…

Cecha bardzo przydatna, wręcz czasem niezbędna, gdy chcemy osiągnąć jakiś cel. Zdrowie nim jest, a przynajmniej powinno być. Bez samodyscypliny w momencie, kiedy na świecie szaleje pandemia, nie tylko narażamy siebie, ale i innych. Ciężko jest zrezygnować ze swoich przyzwyczajeń, planów, ale współodpowiedzialność tego wymaga.

Nie bądźmy tacy jak Włosi. Bądźmy rozsądni. Dziś już wiemy, że naiwnością jest porównywać koronawirus- który rozprzestrzenia się przerażająco szybko- do grypy.  Zachowanie dystansu- co dla niektórych jest wręcz niewyobrażalne, o czym świadczą choćby słowa księży, którzy nie wyobrażają sobie zakazania modlitwy w kościołach, wszak to „swoiste szpitale dla duszy” jak twierdzą niektórzy politycy- może spowolnić  rozprzestrzenianie się wirusa, i w rezultacie zatrzymać. Dystans społeczny. I może przede wszystkim uchronić przed przeciążeniem szpitale, które u nas bez COVID-19 już ledwo dyszą. Włosi już sobie nie radzą, co przyznają oficjalnie, ratując życie tylko tym, co lepiej rokują… A chcieli tylko żyć normalnie…mimo zagrożenia.

Kwarantannie poddana jest osoba, którą znam osobiście, ale kontaktu nie mam, za to rodzony syn tak. To już nie dotyczy tylko osób nieznanych, gdzieś tam w kraju… Misiek z okazji własnych urodzin miał spędzić następny weekend poza granicami kraju, ale wiadomo, że nie wyleci, i nie dlatego, że loty są odwołane. Zwyczajnie z rozsądku, choć kasa przepadnie… Zresztą będzie miał teraz więcej pracy, bo obie dziewczyny z biura mają małe dzieci, a przedszkola i szkoły właśnie zamknięto. Tuśka rozpoczyna pracę w najgorszym momencie, bo jeszcze wczoraj o 14. miała potwierdzenie, że w czwartek i piątek Zońcia może przyjść do przedszkola, a po 16. już miała telefon, że jednak placówka będzie zamknięta. No i w pierwszy dzień pracy od razu ma zarząd, przetarg, który już powinien być ogłoszony, jest skopany, nie wiadomo też, czy zaraz panie z biura nie pójdą na opiekę, więc przyjdzie jej samej pracować. Tak że tak.

Wszyscy musimy uzbroić się w cierpliwość. Nałożyć na siebie samodyscyplinę.

Czy panikujemy? Nie. Dziecka Młodsze żyją przygotowaniami do ślubu i bieżącymi sprawami, Dziecka Starsze muszą na nowo zorganizować sobie dni robocze. OM pracuje, ja siedzę w domu, ale oprócz pomocy w opiece nad Najmłodszymi, będę musiała przejąć część pracy w firmie, tę, którą zajmowała się Tuśka. Niewielką jej część, ale jednak… Ale jest mi smutno, że przez osobiste ograniczenia tak niewiele mogę. Dobitnie pokazał mi to wczorajszy dzień. Pięknie słoneczny z błękitnym niebem i z pszczołami zbierającymi pyłek, wesołym świergotem ptaków i Zońcią, z którą część dnia spędziłyśmy na dworze. Promienie słoneczne nas ogrzewały, ale było też bardzo wietrznie. Dorównywałam kroku Zońci, która chciała być wszędzie jednocześnie, nie bacząc na podwórkowe błotko, dopóki nie zobaczyła pod wiatą starego rowerka Pańcia. Wsiadła na trzykołowca, a ja ją pchałam, zmachawszy się tak, jakbym przebiegła co najmniej półmaraton 😉 I nie byłoby problemu, ale Księżniczce tak się to spodobało, że chciała więcej, i więcej… a ja czułam, że robię się cała mokra i bojąc się, że mnie owieje, zarządziłam powrót do domu. No nie spodobało się to dziecku, co głośno wyartykułowało i zaparło się nogami, więc musiałam ją wziąć pod pachę i ewakuować nas do domu. Tam padłam… dysząc jak stara lokomotywa 😉

 

dowód, że wiosna ma się całkiem dobrze 😉

i obyśmy my też się tak mieli, w tym trudnym i nieprzewidywalnym czasie!