Mój dziadek ze strony mamy był rymarzem. Zmarł, gdy miałam 5 lat, i tylko z opowieści rodzinnych wiem, że byłam jego najukochańszą wnuczką, Wielką miłością i dumą. Wiele anegdot rodzinnych z tego powodu krąży, ale ja tym razem nie o tym chciałam opowiedzieć. Dziadek wraz z rodziną mieszkał w małym miasteczku w centrum Polski. Jednak był taki czas, kiedy za chlebem wyprowadził się na Śląsk. Działo się to zaraz po wojnie, w czasie gdy psychoza, że Niemcy upomną się o tamte ziemie była na tyle silna, że po niedługim czasie dziadek spakował dobytek i wrócił z rodziną w stare strony. Jedną z pamiątek po pobycie na Śląsku był zakupiony tam obraz Matki Boskiej. W mieszkaniu, do którego się sprowadził była kuchnia, której lwią cześć zagospodarował na swój warsztat rymarski. To było jedyne odpowiednie lokum, gdyż wejście było bezpośrednio z ulicy ,a także okno na nią wychodziło. Nad warsztatem powiesił przywieziony obraz, aby Matka Boska miała go w swojej opiece. Było to dość ryzykowne posunięcie , bo obraz był widoczny nawet dla ulicznych przechodniów. I niektórych bardzo mocno kuł w oczy. Bo czasy były komunistyczne, wtedy każdy prywaciarz był kułakiem tępionym przez władzę. A i wielu obywateli gorliwie tej władzy chciało się przypodobać.
Dziadek miał silną osobowość i stałe poglądy, wiec ani UB, ani inne władze komunistycznej Polski nie zmusiły go choćby do przynależności do ówczesnej Izby Rzemieślniczej…ani innych zrzeszeń. Był indywidualistą ze sztywnym kręgosłupem moralnym. Gnębiony częstymi kontrolami, zapewne też spowodowanymi donosami od życzliwych, nie raz poniósł dotkliwe straty. Zarekwirowany w takich przypadkach towar ( skóry) nigdy już do niego nie wracał. Mimo tego, przez lata utrzymywał rodzinę ze swojej pracy. Może dlatego ,że był jedynym rymarzem w okolicy, i nawet władza miasteczka i okolic, korzystała z jego usług? Być może…Nawet ze świętym obrazem dawali sobie spokój po częstych sugestiach ,że za mocno rzuca się w oczy.
Pewnego pochmurnego dnia, gdy dziadek jak co dzień pracował przy swoim warsztacie, nagle zrobiło się jaśniej. Widoczna łuna bijąca od obrazu rozjaśniła całe pomieszczenie. Ktoś szedł ulicą i przyklęknął. Wieść szybko się rozniosła; najpierw zbiegli się sąsiedzi, którzy głośno się modląc, zaczęli masowo klękać.
Niewiele czasu minęło, a cała ulica została wypełniona tłumem modlących się ludzi, uznających to zjawisko jako objawienie się Matki Boskiej. Każdy chciał obraz zobaczyć z bliska. Tego władza już nie zdzierżyła. Dziadek został aresztowany i trafił do więzienia.
A ludzie w miasteczku długo jeszcze przychodzili pod dom, by się pomodlić.
Nie mam pojęcia co stało się z tym obrazem. Mama ani wujek, jedyni żyjący z czwórki rodzeństwa nie pamiętają tego. Po latach jednak tajemnica owego objawienia została chyba wyjaśniona. Podobno w tym samym czasie w kilku domach w całej Polsce miało miejsce takie samo zdarzenie.
Tajemnica tkwiła w farbie …Po 15 latach od jej użycia zaszła jakaś reakcja chemiczna i nagle zaczęła świecić..
Jednak głęboko wierzący widzieli co innego …A dziadek odsiedział kilka dni za zakłócanie komunistycznego porządku…
Dziadek nie doczekał się Polski demokratycznej. Nawet nie dożył czasów, które zapoczątkowały o nią walkę.
Przeżył wydarzenia marcowe 68 roku, po których wielu zrozumiało, czym jest władza totalitarna. Czym jest tak naprawdę komunizm w Polsce. On to wiedział…
Nie doczekał się lepszych czasów dla Polski. Serce nie wytrzymało…
Każda rodzina ma swoją historię. Nie wszyscy mogli być tymi zasłużonymi dla ojczyzny w glorii i chwale. Z pierwszych stron gazet , o których powszechna historia nie zapomni.
Ale oni też byli patriotami i naszymi rodzinnymi bohaterami.
Warto o tym pamiętać.
A we mnie jest potrzeba wspomnień.
************************************
Teraz też dzieje się historia i jestem jej uczestnikiem. Nie opłakuje, a tym bardziej nie oceniam polityków i innych przez pryzmat ich zawodów. To nie ten czas. Zwyczajnie, po ludzku smutno mi i żal ludzi oraz ich bliskich, dlatego często i łza się w oku pokaże. Uważam, że naszą powinnością jest oddanie im hołdu i uszanowanie żałoby.
Mogłabym się podpisać pod słowami Andrzeja Wajdy, ale już nie pod samym apelem… Zgadzam się, że nasz Prezydent był dobrym i skromnym człowiekiem, choć to też mogę tylko wywnioskować na podstawie relacji innych, i tak jak reżyser nie znam przyczyn, dla których miałby być pochowany na Wawelu. Jednak decyzję szanuję , choć się z nią nie zgadzam, tak jak szanuję żałobę i nie popieram żadnych demonstracji, ani tych ulicznych, ani tych piśmiennych… A w kontekście utworzenia kaplicy katyńskiej na Wawelu cała rzecz ma zupełnie już inny wymiar…