Ile trwa żałoba?
W przypadku tej narodowej jest to prosta sprawa. Władza ogłasza, ile ma trwać: dzień, dwa, trzy, tydzień…i po tym czasie kończy się, i jeśli obywatel ma ochotę, to bierze udział w rozrywkach współczesnego świata bądź nie. No, ale przynajmniej nikt go palcami nie wytyka, bo oficjalnie żałoby już nie ma.
Ale jak to jest z nią, gdy tracimy kogoś bliskiego? Rodziców, dzieci, męża, rodzeństwo…przyjaciela…
Żałoba ma dwa znaczenia. Pierwszy to stan naszego ducha, czyli ból, rozpacz, odczuwanie wielkiej straty. Ten proces jest bardzo indywidualny i nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak naprawdę długo będzie trwał. Często trwa nawet latami, przechodząc w różne stany, mniej lub bardziej intensywnego przeżywania.
Drugie znaczenie to kulturowe i religijne. I w tym przypadku już się mówi o limicie czasu. Rok dla najbliższej rodziny, czyli rodziców, dzieci, męża, rodzeństwa, krótszy dla pozostałych bliskich. Tak nakazuje tradycja. Przez określony czas obowiązuje w ubiorze czarny kolor, a przynajmniej jakiś element stroju, i powstrzymanie się od wszelki rozrywek. Oczywiście najbardziej napiętnowany jest tu alkohol i taniec. Jest to jakiś sposób uszanowania zmarłej osoby, zresztą bardzo widoczny.
Jednak wiele się słyszy głosów, że żałobę ma się w sercu, nie na pokaz. I jej określony czas odbiera się jako przymus. Lub ograniczenie, bo nie wypada. Bo ludzkie języki. Jedni będą mówić, że zbyt szybko się skończyła, widząc sąsiadkę uśmiechniętą w kolorowej sukience po stracie męża przed upływem roku, drudzy, widząc kobietą w czerni, której mąż codziennie pił i bił z powątpiewaniem będą kręcić głową, czy ta żałoba jest prawdziwa.
Trudno to oceniać, bo nie znamy prawdziwych emocji, które targają te osoby, kiedy śmierć pojawia się w ich otoczeniu.
Mają prawo zachowywać się tak, jak im serce dyktuje.
Chcę wierzyć, że każda forma żałoby właśnie z niego płynie. Że nie ma w tym obłudy i strachu przed ludzkimi językami.
Kilka dni temu zmarł brat teściowej. Ona, jak i jej siostra zostały powiadomione dopiero po pogrzebie. Nigdy go nie poznałam, ba, nawet o jego istnieniu zapomniałam, gdyż od wielu lat nie chciał utrzymywać żadnych kontaktów ze swoją rodziną. Powodów nie znam, ale widocznie tkwiły w nim tak mocno, że nie życzył sobie pojednania przed śmiercią ani po niej…zakazując swoim bliskim (żonie, dzieciom) informowania własne rodzeństwo o dacie pochówku.
Siostry, czyli męża mama i ciocia zamówiły mszę żałobną…
Mąż w niej nie zgodził się uczestniczyć, twierdząc, że nie znał wujka i nie ma takiej potrzeby. Nie czuje żadnej żałoby, a że dzień był powszechny, a On w pracy, tym bardziej nie poczuwał się nawet do obowiązku.
Po kilku dniach dostał od cioci SMS o treści: Nie będę mogła być na weselu Tuśki, bo mam żałobę.
Chciałabym zostawić to bez komentarza.
Bo wierzę, że Ona naprawdę ją w sobie ma.
Tylko biorąc pod uwagę, że ciocia nie ma swoich dzieci, a mąż i jego siostra czyli dzieci jej siostry) to dla niej zawsze były najbliższe osoby, przez to też i ich własne dzieci…to jej nieobecności ma inny wymiar. Nikt przecież nie każe tańczyć starszej pani czy pić alkohol.
Ale żałoba to żałoba…
Nie podlega dyskusji…