Jazda kontrolowana…

Tuśka już dawno przebąkiwała, że chciałaby wziąć swój samochód do Dużego Miasta, więc gdy babcia zaplanowała sobie do nas przyjazd już w czwartek, co wiąże się z tym, że trzeba byłoby po Nią pojechać, Tuśka wpadła na genialny pomysł. W niedziele nie będzie z dziadkiem wracać, tylko sama, i sama przywiezie babcię. Hmmm, pomysł dla mnie atrakcyjny, bo to pewnie mnie by przypadł udział jazdy po własną rodzicielkę. Jednak dziecię jako bardzo młody kierowca trasę tę pokonało samo tylko 6 razy i to z innym kierowcą na siedzeniu pasażera. Mimo tego do przekonania miała tylko tatę…i babcię. Z tatą poszło o tyle łatwo, że sam wpadł na genialny pomysł, by poniedziałkowy wyjazd przełożyć na niedziele i swoim samochodem jechać z Tuśką jako pilot i obserwator jak to dziecię sprawuje się na drodze. Pozostała tylko babcia. Warunek, że ta cała eskapada ma sens. Tuśka chwyciła za telefon i….No przekonująca nie była, dopiero po rozmowie ze mną, babcia wyraziła zgodę. Więc jak wymyślili tak…pojechali…Dzwonek mojej komórki i na wyświetlaczu napis tata już mnie zaniepokoił , a gdy usłyszałam pytanie –„o której Tuśka z domu wyjechała ?”, zwiększyło moje bicie serca…Odpowiedziałam i zanim powiedziałam, że już powinna być w swoim mieszkaniu usłyszałam: „Dzwonił do mnie mój kolega, który powiedział, że widział mój samochód…” – tu moje napięcie wzrasta ( przypominam, że dziadek podarował swoje 5 letnie charakterystyczne autko wnusi )…” jak stało na światłach i ruszyło jak torpeda i na pewno miało 90 km na godzinę”…w tym miejscu czuję jak moje ciało rozluźnia się i jeszcze oszołomiona tłumaczę własnemu tacie, że Tuśka jechała za własnym ojcem i na pewno nie łamali rażąco przepisów. Dzwonię do Tuśki, która oczywiście zaprzecza i martwi się, że teraz dziadek opowie babci i ta będzie się bała z nią jechać. Dzwonię do męża, który chwalił Tuśkę za jazdę i uspokoił, że nic takiego nie było…Dzwonie do taty, a ten swoje, bo przecież jaki interes miałby w tym kolega…Dzwoni mąż w innej sprawie a na koniec dodaje…”wiesz, no może trochę ostro ruszyłem, a Jej kazałem się trzymać mojego samochodu, ale tam było 80 km nie 50” …No i wszystko jasne… Jasny tylko jeszcze nie jest stosunek babci do przyjazdu z własną wnuczką za kierownicą… I tak odbyła się pierwsza samodzielna, ale pod kontrolą  w dłuższej trasie jazda Tuśki…Tylko czemu mnie denerwowali ???