Na krańcu świata…

To już była ostatnia setka z tych ośmiu do pierwszego naszego miejsca pobytu, kiedy zauważyłam, że na drodze zrobiło się…pusto. Mknęliśmy autostradą A4 w stronę słońca, ku granicy z Ukrainą. Przez brak kompletnego ruchu na drodze (porównując  odcinek Wrocław – Kraków aż do zjazdu na Tarnów, gdzie natężenie ruchu było ogromne), miałam wrażenie, że jesteśmy na końcu świata :)– niesamowite doznanie 🙂 Zjazd na Przemyśl, przejazd przez miasto i skręt na południe, by za chwilę znaleźć się w ramionach Hospodyni. Dom na wzgórzu pod lasem, który się rozrósł od czasu ostatniej naszej bytności, a przede wszystkim drzewa, krzewy na posesji, no zwyczajnie zaparły dech 🙂  Tak  się zmieniły okoliczności przyrody- miejsce tak malownicze jakby stworzone na potrzebę powieści. A Oni wciąż tacy sami: Hospodyni i Hospodar na Dybawci : )  ( Dom, w którym żyły cztery pokolenia nie mógł nagle opustoszeć, gdy bliscy odeszli a dzieci się usamodzielniły i pozakładały własne rodziny- pomysł na agroturystykę to strzał w dziesiątkę).

Pokój dostaliśmy w części domowej, żeby być bliżej siebie 🙂 Wspólny obiad, a potem wspólne grillowanie, w międzyczasie odpoczynek na hamaku ( po 9 godzinach podróży z 3 przerwami, spuchły mi stopy :/ ) pogaduchy w podgrupach i wszyscy razem aż do późnych godzin nocnych. Noc gwieździsta, ciepła, dająca wytchnienie po 30. stopniowym upale. Czas płynął w cudownej atmosferze, tak jakby nie dzieliło nas prawie 20 lat przerwy w bezpośrednich kontaktach-  fakt, OM odwiedził ich tegoroczną zimą.

Łączy nas wiele: te same korzenie, młodzieńcze lata przeżyte w  tym samym mieście, wspólne grono przyjaciół, znajomych i dalszych znajomych. To  osoby, z którymi każdy temat można przegadać i ma się wrażenie, że rozmowa jest kontynuacją. Ciągiem dalszym. Człowiek czuje się jak u siebie, a jednocześnie otulony serdecznością, zaopiekowany szczodrością. Ogromna  radość z przebywania w swoim towarzystwie.

Na śniadanie twaróg i ser żółty domowej roboty dostarczony przez „producentkę”- lokalne pyszności. Bezchmurne niebo, więc biesiada na tarasie, kawa, owoce…pogaduchy i…zbieramy się z OM nad Solinę, gdzie mamy zabukowane noclegi, ale na weekend wracamy do naszych ludej, gdzie z DM -z przystankiem w stolycy- dołączy do nas moja PT 🙂

Godzinna podróż serpentynami i już odpoczywam na leżaku w cieniu, słuchając szumu potoku przepływającego obok. OM wybrał słońce…Jazda sprawiła mi ogromną radość, oczy śmiały się do widoków, a dusza wzruszona, bo uruchomiły się wspomnienia. Te związane z wyjazdami z Rodzicami jako dziecko i nastolatka, a potem z OM jeszcze przed ślubem i po…Przejeżdżaliśmy 6km od seła mojego Taty, z którego został wysiedlony wraz z rodzicami i młodszym bratem na zachód.

Po leżakowaniu i obiedzie poszliśmy na zaporę 🙂 Jutro może popływamy po jeziorze, a potem udamy się na prawdziwy koniec…Polski, czyli do Ustrzyk Górnych i okolic- miejsc, w których spędzałam niejedne wakacje.  OM już planuje- od wczoraj-  przyjazd wrześniowy i wspólne wypady w słowackie Bieszczady oraz…do Lwowa- moje marzenie. Wprawdzie wzięliśmy paszporty ze sobą, ale czas nie jest z gumy i nie da się być wszędzie. A nawet jakby dało się, to ja wysiadam przy tak napiętym grafiku turystycznym 😉 Choć nie powiem, gdyby nie pomysł przyjazdu we wrześniu, to pewnie i o Lwów byśmy zahaczyli. Choć w tak słoneczną i gorącą pogodę, to nie wyobrażam sobie ganiania po mieście, aby jak najwięcej zobaczyć, nawet jakby miało to być z noclegiem.  Mimo że nie wiem co i jak będzie za 2 miesiące, to mam nadzieję, że moje moce nie zastrajkują i cieszę się, że będzie „powód” kolejnego przyjazdu.  W te miejsca, do osób nam bliskich 🙂

Net w zależności gdzie jestem, to mi hula albo nie, ale i tak nie mam za bardzo czasu, no chyba, że przed snem, tak jak dzisiaj, wykorzystując, że jest zasięg i nie rozłącza. Piguły już połknięte, oczy się same zamykają, więc gaszę światło i przywołam  pod powieki obrazy dzisiejszego intensywnego dnia 🙂 Jutro też będzie pięknie! 🙂

buziaki dla Was 🙂

 

21 myśli na temat “Na krańcu świata…

    1. Tak! mniej więcej te rejony 🙂

      Na każdym kroku – nizej- wyżej – jest tu cud, miód iI malina ( no i ser ;p). I to rześkie specyficzne powietrze o poranku ( branie piguł na coś sie przydaje;p).
      Dziękuje ❤️❤️❤️

      Polubienie

  1. Tak to pięknie opisałaś, że byłam tam z Wami! Tak mnie ciągnie w te strony, że aż serce boli. To tylko kwestia czasu, kiedy pojadę gdzieś we wschodnie rejony, nie wytrzymię.

    Ech, czytam i rozmarzam się. Wypoczywajcie, ściskam mocno Was wszystkich!

    Polubienie

    1. :))) dziękuję! chciałam jak najprawdziwiej oddać co czuje. Każdego dnia padam na twarz z ogromu pozytywnych emocji i wrażeń :))
      Koniecznie musisz, masz tak blisko!

      Buziaki :***

      Polubienie

    1. Będzie Lailo! Będzie! Nie poddamy się!
      Mnie nie udało się zdobyć szczytu, ba! nawet wejść do połowy, ale…jestem tu, i cały czas chłonę ten niepowtarzalny klimat..

      P.S. po powrocie nadrobię blogowe zaległości.

      Polubienie

  2. Piękne miejsca i zapewne piękni Ludzie. Odpoczywaj i ładuj akumulatory, bo jest okazja. Lwów polecam z całego serca. Na pewno zakochasz się w tym mieście!
    Buziaki!

    Polubienie

    1. Wiem Masko, wiem…ech… każdy dzień tak intensywny, że rano budzę się zmęczona, ale zbieram w sobie siły i ruszamy na wędrówki…Potrzebowałabym 1-2 dni na nicnierobienie i wtedy mogłabym wyruszyć na Lwów. Za krotki nasz pobyt, a z serca Bieszczad nie chce się wracać, tak mi /nam tu dobrze:)
      No i boję się upałów w mieście, więc wrzesień to dobry termin- mam nadzieję.
      Buziaki i cieszę się, że Jesteś! 🙂

      P.S, troszkę się martwiłam długim milczeniem.

      Polubienie

Dodaj komentarz