W Średnim Mieście otworzono nową galerię handlową, a w niej pierwsze w tej okolicy KFC. Strzał w dziesiątkę, bo nie ustaje kolejka po sławne kurczaki, gdyż naród spragniony jak nic. Wszak do tej pory by wgryźć się w takie udko czy też skrzydełko można było, ale dopiero po pokonaniu ponad stu kilometrów. Więc gawiedź ma kulinarną radochę 😉 W końcu mają jakiś wybór, bo w mieście od lat panował niepodzielnie McDonald, który nawet wygryzł Pizze Hut ( swego czasu ku mojej i moich dzieci rozpaczy). Niestety ta restauracja w mieście utrzymała się tylko kilka lat. Może właśnie dlatego, że sieć nie jest typowym fast foodem, więc i cenowo przewyższała np. McDonalda, a może dlatego, że mieszkańcy ŚM nie polubili kuchni włoskiej w recepturze amerykańskiej i wydaniu polskim. Tak czy inaczej, teraz donaldowy mcchicken ma konkretnego konkurenta 😉
Fast food, grillowanie, czyli o ulubionym jedzeniu rodaków…
Nie ukrywam, że sama lubię od czasu do czasu takie jedzenie. Nie za często, ale przy okazji jakichś zakupów skuszę się. No, a gdy jestem w Dużym Mieście i spotykam się z Miśkiem, to wiadomo, że w Pizzy Hut, choć najczęściej nie zamawiamy pizzy. Taki nasz rytuał. Czasem robimy ustępstwo, a właściwie to Misiek robi i idziemy do restauracji greckiej.
A Wy lubicie fast foody lub inne jedzenie serwowane w galeriach handlowych?
W każdym razie część restauracyjna mocno się wpisała w krajobraz galerii handlowych i cieszy się dużym powodzeniem.
W moich wspomnieniach o czasach, gdy o takich galeriach człowiekowi się nawet nie śniło, i trzeba było schodzić pół miasta, by dokonać zakupu, na zawsze pozostanie smak i zapach zwykłej bułki, a w niej dwóch kiełbasek leszczyńskich, sprzedawanej w budce na jednej z ulic mojego DM. Myślę, że był to taki pierwszy fast food w polskim wydaniu, niestety jest to już historia. Od lat budki już nie ma, a i kiełbaski zniknęły z rynku. Szkoda. Pamiętam też pyszne zapiekanki z budek, które stały na Bramie Portowej. Uliczne jedzenie, niecodzienne, wiec bardzo atrakcyjne. Z moją mamą podczas zakupów chodziłyśmy często do baru Kaukaskiego na kołduny w rosole lub w barszczu- rewelacja! A na niedzielny obiad często tata nas zabierał do Balatonu (węgierskiej restauracji) m.in. na zupę gulaszową podawaną w podgrzewanych metalowych kociołkach. Na środku sali restauracyjnej była wybudowana kaskada wodna, w której pływały rybki (m.in. małe węgorze), grał też zespół muzyczny, a my w trójkę miło spędzaliśmy czas. Balatonu już też nie ma.
Czy często wychodzicie na wspólny rodzinny obiad do restauracji? Tylko na obiad, a nie na zakupy, przy których się tak strudzicie i zgłodniejecie, że koniecznie musicie się czymś posilić.
No i czy preferujecie ulubiony sport Polaków, czyli grillowanie?
Wszak sezon już otwarty!
A jeśli tak, to czy tylko tradycyjnie kiełbaski i mięso, czy jednak na ruszt wrzucacie ryby, owoce i warzywa?
Grillujecie bezpośrednio na ruszcie czy na tackach?
A może preferujecie tylko domowe, tradycyjne obiadki?
Życzę miłego majowego weekendu, a przede wszystkim zdrowego!
Bo wszystko jest dla ludzi, czyli naszych żołądków, byle z umiarem i…z głową !