Świat z pozycji rowerzysty jest bardziej… szczegółowy 😉 Poznaje okoliczne wsie, pola, łąki…a przy okazji nabieram kondycji. Chyba. Bo przynajmniej powinnam, jednak z tym jest jak z pogodą, powinna być taka, a jest siaka 😉 Ale nie mogę narzekać ( na pogodę), bo u nas jeśli już pada, to w nocy lub rankiem. I jest bardzo ciepło. Nawet zapowiadane burze zmieniają trasę i tylko groźne pomruki słychać z oddali, ewentualnie raz czy dwa trzaśnie z hukiem i …cisza. Więc prawie codziennie wsiadam na rower, wystawiam twarz do słońca i raz z wiatrem, a raz pod wiatr, który rozwiewa mi włosy, pokonuję kilometry. Najczęściej w towarzystwie…koleżanki lub psa 🙂 A potem odpoczywam na okwieconym tarasie i popijam truskawkowe shake lub wodę z miętą i cytryną. I coś tam czytam…a w kuchni wesoło garnki podskakują ( trzeba wyrównać poziom kalorii i nakarmić OM) I tak mija dzień za dniem…w którym pojawiły się dwa stałe punkty: rower i taras 🙂
Pogodnie nie tylko o pogodzie…
Tylko kondycja wciąż byle jaka 😦
A może dwa tygodnie to za krótko, by dostrzec zmiany?
Będąc z koleżanką na zakupach( kwiatowo-ogródkowych), spotkałyśmy dawnego znajomego. W pierwszej chwili go nie poznałam, choć od vis-a-vis minęło tylko 4 -5 lat. Wyhodowany spory brzuch i szara, zmęczona twarz poprzecinana bruzdami. Ten widok mnie zaskoczył i utkwił w pamięci. Nie tylko mnie, bo:
– Nie wygląda najlepiej– usłyszałam.
– Myślałam, że jak się wymieni żonę na dużo młodszy model, to się samemu młodnieje- uszczypliwie skomentowałam.
– No co ty, on teraz musi podwójnie pracować.
No tak 😉
W ramach łykania kultury, a nie tylko świeżego powietrza, niedzielny wieczór spędziłam w teatrze 🙂 W babskim gronie bawiłam się wyśmienicie, bo spektakl( musical) pełen humoru, a aktorki( same baby) niesamowite. Temat również babski, bo wpisany w kobiece życie. Jak niespodzianki, bo na scenie- kuzynka mojej mamy 🙂 Ale nieliczni na widowni panowie również byli rozbawieni, niektórzy nawet bardzo 😉 A po spektaklu, prawie już nocą pogoda postanowiła nam dać kolejne przedstawienie. Całą drogę grzmiało i błyskało ukazując świetliste łuny na granatowym niebie. Nie rozstałyśmy się od razu…postanawiając wziąć przykład ze sceny i zakończyć ten dzień” hormonówką”. I tak do domu wróciłam już w poniedziałek 😉