Z pewną dozą nieśmiałości…i z dużą nadzieją…

Krystalizuje mi się krótki wypad w miejsce, w którym już dawno nie byłam, a jest pełne wspomnień. Z różnych etapów mojego życia. Osobnych i wspólnych. Z pobytów z rodzicami u rodziny ich przyjaciół, z szalonej zakochanej młodości, gdy kąpiel z rana w zimnym potoku nie studziła gorących głów, z rajdów z plecakiem na grzbiecie, z podróży sentymentalnej w rocznice, watr skupiających całe pokolenia. Jeszcze nie pozwalam sobie na radość, choć termin już skrystalizowany i dość sztywny z dwóch powodów. Pierwszy, bo OM chce być na Górze Jawor w konkretnym dniu, a drugi, bo ustalona jest opieka nad Teściową tak, żebyśmy mogli w jednym terminie z Ciocią wyjechać, zostawiając Mamę OM pod opieką Rodzinnej. Przekonać Starszą Panią, żeby ten czas spędziła u własnej córki, nie było łatwo; nie chce opuszczać własnego domu, ale OM w końcu się udało przemówić, oczywiście przy użyciu szantażu- czego matka nie zrobi dla własnego syna 😉

OM potrzebuje zmiany nieba nad sobą, złapać oddech w swoim najukochańszym klimacie, pochodzić po ziemi przodków. Dla niego nawet krótki wypad jest resetem. Dla mnie będzie przerwaniem rutyny i nie lada wyzwaniem. Fizycznie. Dlatego skróciłam trasę, bo w pierwszym zarysie była też uwzględniona wizyta u Przyjaciół w Dybawce, czyli kierunek Bieszczady. Facjata mi się utworzyła w kształcie banana…Ale! Niby już z Beskidu blisko, tylko rzut beretem, ale chcemy zabrać Pańcia, (po raz pierwszy w tamte strony i tak daleko), więc stwierdziłam, że lepiej zostać w najbliższej okolicy, żeby jak najmniej spędzać czasu w aucie. Już sam dojazd 7, 8-godzinny, a potem powrót, da mnie i Pańciowi w kość. Dlatego na miejscu jak już, to tylko pokonywać niewielkie odległości, a wypad w Bieszczady zostawiać sobie na wrzesień, jako zakończenie wakacji. Jak na razie na tym stanęło.

*

Mam od wczoraj w szpitalu. Jak dobrze mieć na miejscu dorosłe dziecię, w pełni mobilne. Jak wszystko dobrze pójdzie, to wyjdzie w piątek i zobaczymy się w sobotę już w domu. Taki jest plan i obie nie przewidujemy, żeby uległ zmianie. Choć w każdej chwili jestem przygotowana, żeby wystartować do DM…

Z dużą nadzieją przyjmuję każde dobre wiadomości w postępach medycyny odnośnie leczenia, wykrywania, profilaktyki w chorobach nowotworowych. To wciąż walka nierówna, a czas jest kluczowy w rokowaniach. Czas wykrycia. Dlatego ucieszyły mnie nowe testy w wykrywaniu raka jajnika, który do tej pory jest trudnym skorupiakiem do wczesnego zdiagnozowania. Test podobno cechuje się wysoką skutecznością, bo około 94%. Pozwala na szybsze wykrycie niż badania obrazowe czy ginekologiczne. Trochę mnie tylko zirytowało, jak przeczytałam, że test jest przeznaczony dla kobiet po 40 roku życia z wysokim ryzykiem tego nowotworu. Mam nadzieję, że będzie bardziej powszechny, ale przede wszystkim bardziej skuteczny niż dotychczasowe markery.  Również inne nowotwory, choć już z mniejszą skutecznością (80% rak trzustki), będzie można zdiagnozować za pomocą testów i podjąć leczenie, zanim pojawią się pierwsze objawy. To brzmi bardzo optymistycznie, bo to oznacza, że jest duża szansa wyprzedzić gada, zanim się rozpanoszy w naszym ciele.

Wierzę, że mojej Tuśce uda się przechytrzyć los, którym została obdarowana już w dniu urodzenia w genach. Jak dziś pamiętam czas otrzymania czarno na białym, że mam mutację, podczas już rozpoczętej osobistej walki, z bagażem, że mama, babcia…i myśl, przecież mam córkę! Za myślą przyszła wiara, że z każdym rokiem medycyna idzie do przodu, a ja swoim życiem pokażę, że nawet ze skorupiakiem w tle można żyć pięknie i na pełnej petardzie…Smakować każdą chwilę. Cieszyć się i wkurzać. Kochać i złościć…Bez strachu i ograniczeń.

Ostatnio może ciut mniej tej petardy…Staram się robić wszystko, żeby piguły nie zdominowały mojego ciała, ale łatwo nie jest. Bo to takie codzienne go podtruwanie…Odżywiam się tak, jak mi organizm pozwala i podpowiada, nie ulegając wszelkim modom…Dla zainteresowanych podlinkuje ciekawy artykuł, może przekona nieprzekonanych, obali kilka mitów KLIK  i jednak przekona do medycyny konwencjonalnej. Cała reszta to ewentualne wspomaganie pod czujnym okiem lekarza i onko-dietetyka.