Najpierw oberwało auto Miśkowe. Na parkingu, czekając, aż jego właściciel zrobi zakupy. I nieważne, że parking ze szlabanem na złotą kartę oraz monitorowany, jeśli akurat kamera w tym miejscu nie miała zasięgu. A klient, który to zrobił, nie był „zwyczajnym bohaterem” i nie zostawił za wycieraczką telefonu kontaktowego. Potem Tuśka miała stłuczkę. Jej wina, gdyż wjechała komuś w zad. I nieważne, że jadący z przodu facet, przejeżdżając skrzyżowanie świetlne, nagle hamuje bo, mu dzwoni komórka i musi ją znaleźć. A dziś Osobisty Małżonek od rana informuje, że w nocy go okradli, a właściwie nasze auto firmowe.
Miałam dziś jechać do miasta. Ale we ferworze zajęć jeszcze w moim aucie nie wymieniłam opon na zimowe, udając, że zimy za oknem nie ma.
Bo nie było- do dziś. Dzisiaj po raz pierwszy w tym roku zobaczyłam zamarznięte kałuże. I powiem tak: że nie ruszyłoby mnie to, ale…uwierzyłam w prawo serii, więc…wyjazd odłożyłam do jutra, bo na jutro umówiłam się na wymianę opon.
Jeśli dodam, że kolejny raz, pralka wypluła z siebie wodę nie do kanalizy, a na łazienkową podłogę, to uwierzycie, że humor mam zwarzony. Tym bardziej że wybrana nowa pralka, być może jest o ten 1cm za głęboka, żeby móc ją wsunąć w miejsce starej. Moje wieczorne wątpliwość dziś rano rozwiał OM, twierdząc, że da radę, najwyżej prysznic rozbierze 😉 taa…
No i to by było na tyle…
Oby…