Dom – nasze poczucie bezpieczeństwa…

Te słowa piszę, siedząc w wygodnym fotelu na tarasie. Na stole stoi kawa w jednym z ulubionych kubków, są truskawki i czereśnie zerwane wczoraj w ogrodzie. Ptaszki mi wesoło świergolą,  drzewa rosnące wkoło i kwiaty w doniczkach cieszą nie tylko oko, ale i nos. Mój taras, mój dom. Wyznaję zasadę, że dom to nie tylko ściany , ale przede wszystkim ludzie w nim mieszkający. Rodzina, bliscy. Ci, co ten dom tworzą. Tak, dom dla mnie jest pojęciem szerszym niż kilka ścian i dach oraz większy czy mniejszy wokół niego ogródek. Ostatnie tygodnie jednak weryfikują mój pogląd na ten temat. Jesteśmy społeczeństwem, które wciąż w większości własne domy dziedziczy po rodzicach, dziadkach i ma sentymentalny do nich stosunek, albo latami najpierw oszczędza, a potem buduje własny dom. Często jest on dorobkiem całego naszego dorosłego życia lub przywiązani jesteśmy do niego kredytem. Ale również przywiązani jesteśmy do miejsc, w których ten dom powstaje: do miast, miasteczek i wiosek rodzinnych. Powoli, w żółwim tempie to się zmienia, ale daleko nam do Amerykanów czy Kanadyjczyków, którzy w ogóle nie mają sentymentu do przysłowiowych czterech ścian i przeprowadzają się bardzo często. Oczywiście wynika to z możliwości finansowych, a co za tym idzie uzyskaniem szybkiego, taniego kredytu. I ogólną migracją spowodowaną przede wszystkim pracą. Ale wróćmy na własne podwórko. Dom , w którym mieszkam już 20 lat( w sierpniu minie)wybudowaliśmy sami na podarowanej przez teściów ziemi. Szybko jak na tamte czasy , bo latem powstały fundamenty ( byłam w ciąży z Tuśką ), wiosną następnego roku ruszyła budowa ,a latem następnego już się wprowadziliśmy. Teraz budowa domu przebiega jeszcze szybciej, o ile ma się pieniądze, bo wszystkie materiały są na wyciągnięcie ręki. Wtedy trzeba było wręcz je zdobywać i to różnymi sposobami 😉 Lubię swój dom i kocham swój kawałek podłogi, ale za miejscem, w którym stoi już nie przepadam. I od dawna mówię ,że na emeryturze sprzedaję dom i wracam do mojego Dużego Miasta. Na te słowa Tuśka mi kiedyś powiedziała : Jak to, chcesz sprzedać nasz rodzinny dom, dom, w którym się wychowałam? Szczerze? Zaskoczyły mnie te słowa, ale i zastanowiły. Niby to tylko ściany i dach, które były świadkiem życia naszej rodziny. Miejsce , w którym rosły i wychowały się moje dzieci. Może dlatego one mają większy sentyment niż ja? Pewnie ja dziwnie bym się czuła, gdyby moi rodzice sprzedali mieszkanie, w którym się wychowałam, w którym dorastałam. Nie wiem.

Jednak teraz patrząc w telewizor i widząc ogrom tragedii, jaką spowodowała powódź, widząc ludzi załamanych, cierpiących, bezradnych, bo utracili swoje domy, nagle pomyślałam sobie, że to nie tylko cztery ściany. Oczywiście, że strata dorobku całego życia, to co innego niż go sprzedanie i przeprowadzka w inne miejsce. Tego nie można porównywać. Ale ja widząc przerażające  obrazy siedząc wygodnie we własnym domu, nagle poczułam, że nie wiem, czy potrafiłabym dobrowolnie z niego zrezygnować…A już nie wyobrażam sobie, co bym czuła, gdybym go nagle straciła…

Strasznie dużo tu wspomnień…

Strata domu to nie tylko strata finansowa, to strata poczucia bezpieczeństwa. A każdy dom, każdej rodzinie je dawał albo przynajmniej powinien dawać. To do domu lubimy wracać z bliskiej lub dalekiej podróży, to w nim lubimy się schronić przed złem zewnętrznym, które czasami nas dopada.

Dom to nasza twierdza.

I gdy nagle go tracimy z przyczyn od nas niezależnych, to strach, ból, żal potrafi rozerwać nasze serca, również moje, gdy patrzę na to wszystko przez pryzmat szklanego ekranu.

Stracić dom…to trauma, po której trzeba zacząć wszystko od nowa. Nie tylko mury odbudować lub postawić na nowo, ale również odbudować poczucie bezpieczeństwa.

Choć życie jest wartością nadrzędną, to jednak chyba każdy przyzna, że musi mieć swoje miejsce na ziemi. A tym miejscem jest DOM.

38 myśli na temat “Dom – nasze poczucie bezpieczeństwa…

  1. pierwsza….a z domem tak jest…to nasz AZYL przed światem…gdy go brakuje zachwiane jest poczucie bezpieczeństwa…ja nie przez powódź, ale sprawę sądową też mam zachwiane to poczucie… tak kochałam ten nasz dom…a teraz za każdym razem ciężko mi do niego wejsc…ech!

    Polubienie

    1. Trzymam kciuki by sąd pomyślnie dla Was tę sprawę rozwiązał…Mogę tylko sobie wyobrazić co czujesz….Moje zachwiało się wtedy gdy złodziej wszedł nam do domu, a to przecież nieporównywalne jest do możliwości straty …trudno nawet o tym myśleć…

      Polubienie

  2. Na biegunie drugim od tych Amerykanów-pędziwiatrów, co korzenie mają za nic, wejrzeć upraszam na europejskie nacyje insze, co nie jak my wojny niemal co pokolenie miały rujnującej bez mała połowę zabudowy krajowej… Małoż to u Angielczyków, Iszpanów, Italczyków czy Dunów domostw, co już w nich dziesiąte bodaj siedzi pokolenie, i choć może sarka czasem, że turbacyja remont każdy czy nowinki nowej montowanie, przecie to dla nich do dumy powód, że siedzą z dziada, pradziada… Przy nich, to my, wichrami dziejów miotani, żeśmy poniewoli pędziwiatry…:( Kłaniam nisko:)

    Polubienie

    1. Witam Wachmistrza , którego uwagę sobie do serca wezmę , bo słuszna ci ona jak nic. Pierwsi nieco więcej niż 200lat , drudzy mniej te korzenie zapuszczają i do tej pory zapuścić nie mogą 😉 a nasze wyrywane bez naszej woli rzucały przodków nawet po całym świecie… A gdy już koniunktura na powroty była, to wracać nie było do czego…ech… W porównaniu do innych europejczyków to my jak to słusznie Wachmistrz nazwał – Pędziwiatry jak nic. Pozdrawiam serdecznie.

      Polubienie

  3. Tak, dom to nasz azyl i ostoja, jednak nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Przeprowadzałam się już wiele razy, choć jako młoda dziewczyna myślałam, że nigdy nie opuszczę swojego rodzinnego miasta. Pewnego dnia Duży zaczął płakać, że chce do domu (miał wtedy jakieś 2-3 latka). Nie wiedziałam jak to boli, gdy dziecko, siedząc w wynajętym przez Ciebie mieszkaniu, siedzi i płacze, że chce do domu. Do jakiego domu? Wtedy nie myślałam o tym, że za rok będę miała swój własny dom. Od kilkunastu lat mieszkam na stałe w jednym miejscu i chyba tak już zostanie. Ostatnio zaczęliśmy oglądać mieszkania i orientować się w cenach. Mamy świadomość, że dzieci rosną i chcielibyśmy zapewnić im lepszy start niż my mieliśmy. Dzieci podsłuchały naszą rozmowę ze sprzedającym i wpadły w panikę. Duży powiedział, że on już ma w życiu dość wyprowadzek, a mały zaczął płakać, że on się nigdzie nie przeprowadza. Sytuacja się wyjaśniła i uspokoili się od razu, ale była to dla nas kolejna lekcja tego, jak ważny jest dom dla nas wszystkich. Pozdrawiam słonecznie. 🙂

    Polubienie

    1. Przeprowadzka to wciąż jest poważna decyzja, która niesie konsekwencje dla całej rodziny…Zawsze są plusy i minusy jeśli się to wiąże ze zmianą miejscowości. Nawet jak nam dorosłym jest łatwo podjąć taka decyzję , to dzieci mając swój świat, szkołę, przyjaciół , swoje miejsca które ciężko im opuścić. Wiesz, cudnie jest ,że teraz nastały takie czasy ,że coraz więcej dzieciaków wychowuje się w domach w których spędzają całe swoje dzieciństwo…Uściski.

      Polubienie

  4. Wiesz urodziałm sie wychowałam w domku jednorodzinnym, kiedys porody odbierała akuszerka…To było piekne miejsce , dla mnie zaczarowane w pewnym sensie .duzy, otoczony ogrodem kwiatowym , sadem ,i jeszcze jedno był też lasek brzozy, sosny , jałowce .tam najlepiej od wiosny do jesieni lubiłam siiedziec i pisac opowiadanka i wiersze.Niestety nie zachowały sie bo były schowane na strychu a kiedys wybuchł pożar i strych sie spalił.Po przebudowie dom był jeszcze piekniejszy ale ja juz tam nie mieszkałam.Wyszłam za mąż i sie wyprowadziłam do mężą….Kiedy odszedł do pana mój tato mama nie dała rady i sprzedła dom , wiesz do dzisiaj tam ie jeżdżę, nie moge sece mnie boli na sama myśl ,ze dom jest w obcych rekach .Kiedy jade na grób Rodziców zawsze mnie ciagnie idź zobacz jak tam jest teraz ale nie idę…..Dom to nie tylko sciany , domy maja duszę…

    Polubienie

    1. Ja wciąż mogę pojechać do domów moich dziadków , bo zamieszkane są przez rodziców rodzeństwo. I to jest cudowne, bo wiele wspomnień, szczególnie wakacyjnych, świątecznych z nimi mam. Ale samo miejsce wywołuje wspomnienia…Tak domy mają dusze…i wciąż żyją wspomnieniem bliskich którzy w nich mieszkali…Tracąc je tracimy ten namacalną ich część..Serdeczności 🙂

      Polubienie

  5. Dom, to nasze miejsce na ziemi, ostoja.Miałam o tym post, zatem nie będę się rozpisywała. Zapraszam.Dla powodzian- modlitwa i słowa wsparcia.Pozdrawiam serdecznie.

    Polubienie

  6. Amerykanie czesto zmieniaja domy glownie ze wzgledu na prace,bo odleglosci tu straszne i czesto zwyczajnie nie oplaca sie dojezdzac.Czasem przeprowadzke „wymusza” pracodawca,bo jego kompania przenosi sie do innego stanu.A jak nie ma pracy,to wiadomo,ze i domu nie ma za co utrzymac.Osobiscie nie wyobrazam sobie takiego zycia.Nie wyobrazam sobie,zeby moje dzieci mialy co kilka lat zmieniac srodowisko…..chociaz ja ,tak naprawde, to nie jestem tutaj u siebie do samego konca,bez wzgledu na to gdzie mieszkam.Z moimi dziecmi jest juz inaczej.To ich kraj, ich dom,choc wychowane sa na pewno inaczej niz wiekszosc Amerykanow.Ale one tutaj sie urodzily,tu dorastaly,tu maja kolezanki,tu sa ich szkoly, itd…A ja bym moze i chetnie wrocila na emeryturze do Polski,ale wiem, jak to jest zyc bez najblizszych,wiem jak to jest,kiedy czlowiek o wszystko musi troszczyc sie sam,wiem jak to jest,kiedy malenkie dzieci choruja,a pod reka nie ma babci.Nie chcialabym ,zeby moje dzieci musialy przez to przechodzic.Bo ja nie przyjade z Polski ,kiedy bede potrzebna.Mam zdecydowanie dalej niz Ty :)Nasz dom jest na razie tutaj.I byc moze brakowaloby mi go w Polsce,ale nie wiem jeszcze,gdzie bedzie dom,w ktorym spedze starosc.Pozdrawiam :))))

    Polubienie

    1. Pięknie swym komentarzem dopełniłaś ten post. Z tych powodów co napisałaś ja nie wyemigrowałam, choć mogłam to zrobić i tylko jeden krok mnie od tego dzielił. Teraz mamy granicę otwarte, szczególnie tu w Europie , ale nawet gdyby dzieci kiedyś zdecydowały się wyemigrować, to nie chciałabym dalej niż na odległość 2-3 godzin samolotem ;)…Tuśka już tu na miejscu będzie budowała swój dom …Misiek ma jeszcze takie decyzje przed sobą. Mam wiele koleżanek za oceanem , ich dzieci tak jak Twoje są już ichnie , ale to normalne. Uściski 🙂

      Polubienie

  7. W moim życiu był okres, kiedy mój byt mieszkaniowy był zagrożony. Było to balansowanie na liniena bardzo dużej wysokości i to nie z mojej winy. Wiem jakie to uczucie, dokładnie wiem. :-(((

    Polubienie

    1. Mnie trudno nawet sobie wyobrazić to uczucie, z przerażeniem patrzę na to jakie straty ponoszą powodzianie…Strata domu, nawet obawa straty musi być przerażająca, obojętnie z jakiego powodu…

      Polubienie

      1. Jest przerażająca, doprowadza do paniki, trudno trzeżwo mysleć,a tylko takie działanie może zapobiec tragedii. Dobijająca jest bezsilność… Wiesz jak ma się kasę to dałoby się to przeżyć, ale nie mając kasy to… jest to walka być albo nie być w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przerażająca realność… A jeszcze jak masz dzieci pod opieką… HORROR… Bylo, minęło, a łzy mi i tak napłynęły… :-(((

        Polubienie

        1. Pieniądze również dają poczucie bezpieczeństwa , szczególnie w takich drastycznych sytuacjach. Ale jest jeszcze coś, w właściwie ktoś, to rodzina…bliscy Czasem materialnie wspomóc nie może ale psychicznie jak najbardziej…Dobrze ,że minęło i niech nigdy nie wraca…

          Polubienie

  8. Moj dom jest tam, gdzie sa moi bliscy. Czyli mam dwa domy, na dwoch roznych, dalekich kontynentach. A jednak- jestem i tam i tutaj u siebie. Wiele razy musialam zmieniac mieszkania i zawsze bylo mi trudno i ciezko przeprowadzic sie gdzies indziej. Zwlekalam, odkladalam- ale trzeba bylo. Teraz mam dom. Slychac tupot malych nozek, smiech dzieci. Mam swoje miejsca, gdzie czytam ksiazki i pije kawe. Ogarniam wszystko i czuje, ze naprawde jestem u siebie. DOM to cos wiecej, niz sam budynek. I tak jak napisalas- laczy sie z naszymi wspomnieniami, przeszloscia. Przykro, gdy musimy stracic to, co stanowilo o naszym spokoju i bezpieczenstwie. Oby takich powodzi probelemow kiedy MUSIMY zmienic dom- bylo jak najmniej!

    Polubienie

  9. Zgadzam się, ze dom to nie tylko ściany i dach. I to nie tylko budynek taki, jaki rysują dzieci słysząc słowo „dom” Bo dla mnie domem zawsze było mieszkanie. Nigdy nie mieszkałam w domu i teraz też o takim nie marzę. A wiem, ze większości osobom „dom” kojarzy się z budynkiem jedno (ewentualnie dwu) rodzinnym, garażem i ogródkiem. Dla mnie dom był zawsze czymś innym. Poza tym ja mam trzy domy… Kiedy jadę do rodziców mówię, ze wracam do domu. Kiedy jestem u rodziców mówię i wracam do Poznania, też mówię, ze wracam do domu 🙂 A do tego jeszcze mieszkanie mojego wujka i dziadka, w którym mieszkałam przez kilka lat jest nadal dla mnie domem, do którego mam klucze.

    Polubienie

    1. No i znowu się rozumiemy :))Dom to my i nasi bliscy , to nasze wspomnienia ukryte w każdym jego zakamarku…to każde miejsce gdzie jesteśmy zadomowieni …Ja też na mieszkanie w mieście mówię ,ze jadę do swojego domu :)))

      Polubienie

  10. Wracamy tam gdzie naprawdę czujemy się bezpiecznie i tutaj z tematem się zgadzam. Często na stworzenie tego swojego azylu potrzebujemy czasu, ale to jest miejsce, do którego zawsze możemy wrócić. Znowu trzy po trzy :/ Czytając notkę aż się rozmarzyłam na początku, oj zjadłabym sobie kilka truskawek :-)”Na żadnym zegarze nie znajdziesz wskazówek życia.”Buziaki :*

    Polubienie

    1. Żadne „po- trzy” 😉 każdemu ciut inaczej w duszy gra , ale do jednego się to sprowadza, dom jest tam gdzie my jesteśmy lub zostali nasi bliscy :)) a na truskawki zapraszam :)))

      Polubienie

  11. Przerażające te powodziowe obrazki, a jeszcze bardziej ludzie, którzy stracili wszystko. Zupełnie wszystko. Akurat do domu – mieszkania – w którym wychowywałam się przez pierwsze 10 lat nie mam specjalnego sentymentu, kolejne mieszkanie i kolejne 10 lat też niespecjalnie, chociaż już bardziej bo do dziś mieszkają w nim moi rodzice… Ale oczkiem w głowie moim jest obecne M. Wypieszczone, wykochane, pełne wspomnień, dobrych ludzi. Rzeczywiście jestem tu w Domu, u siebie. Nie wyobrażam sobie zniszczenia pożarem, powodzią czy choćby włamaniem… To gwałt na czymś najbardziej intymnym, prywatnym, najpewniejszym, pierwotnym…

    Polubienie

    1. Dokładnie i ja to tak czuje, nawet włamanie narusza nasze poczucie własności, spokoju, bezpieczeństwa…A co dopiero takie kataklizmy…Nie wiem czy człowiek może spać później spokojnie…

      Polubienie

  12. Nie mogę sobie wyobrazić co czują Ci ludzie, którzy stracili cały swój dorobek w czasie tego kataklizmu …. Ja tylko kilkanaście razy się przeprowadzałam. Zawsze staram się tam stworzyć azyl – miejsce gdzie chce się wracać. A ci ludzie nie mają do czego wracać…. tragedia. Pozdrawiam.

    Polubienie

    1. Tragedia ,a strach ,ze może to się powtórzyć jest jak najbardziej uzasadniony. Ja na prawie 23 lat małżeństwa to prawie 20 lat w jednym domu, a tak trochę u moich rodziców i rok u teściów, więc tak naprawę to moj pierwszy i jedyny przeze( przez nas) mnie stworzony dom. Serdeczności.

      Polubienie

  13. Pięknie to napisałaś. W domu jesteśmy sobą w pełni słowa tego znaczenia. Rozwalamy się na sofie w dowolnej pozie, czujemy się bezpieczni i nieskrępowani..To jest nasza oaza spokoju, smaku etc…Nie wyobrazam sobie nagle stracić..Buziaki

    Polubienie

    1. Dziękuję:**Nikt sobie nie potrafi tego wyobrazić. Mieć własny dach nad głową , to mieć schronienie , jakiekolwiek by ono nie było. Nigdzie nie czujemy się w pełni u siebie jak we własnym domu. Buziaki.

      Polubienie

  14. Mam swoje ileśtam metrów na siódmym pod chmurami i jest mi tu bardzo dobrze. Wystarczyło trzy dni przebywania gdzie indziej, by zatęsknić… do własnego łóżka, do domowej zupy…

    Polubienie

Dodaj komentarz