Przechodzeni narzeczeni

Ostatnio byłam na ślubie pary, która była ze sobą już 8 lat, mieszkała razem ze trzy, a zaręczeni byli od dwóch… Bywam u nich w domu już ponad dwa lata przynajmniej raz w miesiącu. Spędzam tam trzy godziny na gadaniu o wszystkim gdy Ona zajmuje się moimi paznokciami. Opowiadamy sobie różne rzeczy,…przez ten czas, który spędzamy razem buzia nam się nie zamyka. Więc wiedziałam, że Ona się zastanawia nad swoim związkiem, że spogląda na niego z boku i to co widzi nie podoba Jej się. Że żyją jak stare znudzone małżeństwo, więc prędzej do rozstania dojdzie niż do ślubu…Tacy przechodzeni narzeczeni…Więc gdy dawny wielbiciel odezwał się na N-K widziałam jak Jej oczy się śmiały…Nie, nie umówiła się, ale…w końcu powiedziała ślub albo rozstanie. Był ślub.

Coraz częściej są właśnie takie pary, które chodząc ze sobą latami, mieszkając oddzielnie lub razem, nie potrafią zdecydować co dalej. Są razem, ale to życie osobno więcej im czasu zajmuje. Teraz większość młodych ludzi przed ślubem postanawia wypróbować swoje uczucie i zamieszkać wspólnie. I tak próbują w nieskończoność…Nie mówię o tych, co z góry skreślają instytucje małżeństwa. I nie mówię, że to źle tak razem zamieszkać. Tylko ile czasu trzeba się tak testować i próbować… ? Jak długo w narzeczeństwie tkwić…By nie przechodzić…i zamiast ślubu rozstanie sobie zafundować. Bo w końcu Ona czy On nie doczekawszy się konkretnej deklaracji może spojrzeć na kogoś innego łaskawszym okiem. I da się sprzątnąć temu drugiemu sprzed nosa. Ktoś powie, jeśli tak się stało to i akt małżeństwa by nie pomógł…Ja myślę, że nie do końca, bo gdy rodzinę się zakłada, gdy pojawiają się dzieci, gdy ktoś przysięga i z całych sił swej przysięgi chce dotrzymać to inne wartości są ważne niż w luźnym związku…Mówią, że w małżeństwie już nie trzeba się starać, a czym się różni długoletni związek? Mnie się wydaje, że to w małżeństwo trzeba włożyć więcej sił by je utrzymać nie zadeptując miłość, która dwoje ludzi połączyła…Miłość tez można przechodzić…

A dla mnie małżeństwo to kropka nad” i”…to pewność, że kocham, jestem kochana na zawsze…i chcę iść ramię w ramię jedną ścieżką…Zawarte z potrzeby serca, nie dla dziecka, nie dla otoczenia…dla siebie…Wiarą w słuszność wyboru, choć nie jest gwarancją, że się uda i nie jest węzłem by kogoś zatrzymać na zawsze. Ale jest pewnym aktem, deklaracją…i tylko od nas zależy czy chcemy ją składać swojemu partnerowi, czy nie.. Tak mniej więcej brzmiał mój komentarz do postu „Sens małżeństwa” jednej z Was…