Rozlana żółć…

Przeczołgał mnie własny żołądek tak, że jak spojrzałam w lustro w salonie fryzjerskim, to zaniemówiłam. Nie z wrażenia nad fryzurą, ale jak wyglądała moja twarz- wykrzywiona cierpieniem i blada jak u kościotrupa. Zresztą niewiele się zmieniło na drugi dzień, bo mimo maseczki za sam wygląd dostałam łóżko na korytarzu szpitalnym. Przeżyłam badania, wyszłam z pigułami, kolejny dzień w mieszkaniu, bo nie miałam siły na powrót, choć w końcu mogłam zamówić coś do zjedzenia. Padło na sushi. Z perspektywy czasu to dobrze zrobiłam, że nie odwołałam żadnej z wizyt, bo jakoś tam dałam radę, ale łatwo nie było i mogło się skończyć niefajnie. Musiałam się mocno skupić na drodze, bo były momenty, że odjeżdżałam, udało mi się nawet zbłądzić, ale za to poczyniłam fascynujące odkrycie, że na starej drodze pomiędzy punktem A i B ruch jak na trasie szybkiego ruchu, mimo iż ta biegła równolegle. W pierwszej chwili pomyślałam sobie jaki grzyb… no, a po chwili, właśnie jak te grzyby po deszczu ukazały mi się panie w ilości hurtowej. Tak co 100-500 metrów. Stały, niektóre siedziały na turystycznych krzesełkach, były też same krzesełka, ale wtedy w głębi stało jakieś auto. Ale ogólnie to ja podziwiałam kwitnące bzy 😉

Środa urody doda i tak się stało, choć jeszcze osłabiona, to już bez skręcającego kiszki bólu. Zanim wyjechałam do domu, to wykorzystałam syna, żeby podrzucił dwie duże torby z książkami do PT, które zostaną wywiezione w góry, aby obdarować nimi chętnych. Cieszę się, że dostaną drugie życie, bo nie potrafiłabym wyrzucić, a do domu wzięłam tylko kilka w tym piękny album o Lwowie w języku ukraińskim.

W powrotnej drodze zaś, bardziej niż bzy przykuła mą uwagę rozlana żółć po polach.

jak obraz malowany na szybie…
nie wychodząc z auta…

Lubię żółty. Miałam kiedyś cudną w tym kolorze kurtkę wiosenno-letnią, mam skórzaną dużą torbę, miałam Julka Żółtka- moją miłość; niekoniecznie lubię żółty kolor na ścianie, a żółci u ludzi nie trawię. A wystarczyłoby życzliwie spojrzeć na drugą osobę. Na to co powie, napisze. Nie doszukiwać się czegoś, czego nie ma. Odbiór drugiej osoby, szczególnie kiedy nie ma się bezpośredniego kontaktu, często zależy od naszego nastawienia.

I uśmiałam się w środowe późne popołudnie do łez. Otóż zadzwoniła moja przyjaciółka, która barwnie opisała, jak wywinęła orła z przytupem, wchodząc do punktu szczepień po drugą dawkę. Jak żołnierze rzucili się do ratowania jej życia, a inni pacjenci zbierali rozrzucone rzeczy w promieniu kilku metrów, które wcześniej trzymała w ręce. Ja wiem, że się nie śmieje z czyjegoś bolesnego upadku, ale obie rżałyśmy jak głupie. Jak mi ten śmiech był potrzebny.

Słońca i uśmiechu dla Was 🙂

ps. Nikt mi nawet nie zmierzył temperatury, wpuszczając mnie na teren szpitala, na izbie też zapomnieli, za to w covidowym wywiadzie jest tabelka na temat szczepienia i trzeba wpisać czy i jaką szczepionką jest się zaszczepionym oraz datę ostatniej dawki. Miałam dużą satysfakcję, że mogłam to zrobić 🙂

34 myśli na temat “Rozlana żółć…

  1. Zacznę od końca ….a testy nadal robią ?
    Rzepak jest cudny , pięknie pachnie a zdjęcia z jego udziałem rozgrzewają duszę w listopadowo-grudniowo -styczniowe wieczory. Brrrrr , jakiś zimny dreszcz przebiegł się po moich plecach na samo wspomnienie :p
    O rany (doszłam do początku) a cóż Cię tak przeczołgało żołądkowo ?
    Dobrze, że przeszło na tyle , że nie musiałaś odwoływać i przekładać . Jakoś niesamowicie szybko gna ten czas ,
    już nawet nie wyrażam swojego zdziwienia , że to znów cztery tygodnie minęły ; bo prawie za każdym razem mam wrażenie, że to niemożliwe.
    Lecę z psem jeszcze (chociaż lecę to eufemizm chyba , zważywszy na moją formę ….pokuśtykam być powinno)
    i chyba dzisiaj z kurami pójdę spać , bo padam .
    Pozdrawiam , serdeczności przesyłam 🙂

    Polubienie

    1. Robią tym, co robili, czyli osobom przyjmowanym na łóżka szpitalne.
      A rzepakowy miód osładza te bure dni😀
      A nie wiem. Gdyby to było kilka dni wcześniej (tydzień) to pomyślałabym, że to jelitówką od Najmłodszych. Wieczorem zjadłam smażony szpinak na maśle z dużą ilością czosnku, makaronu i sera. Przejść nie przeszło, ale przestałam rzygać, choć duża torba foliowa jechała ze mną na siedzeniu pasażera. Była już opcja, że do fryzjera zawiezie mnie OM, ale jak zobaczyłam go śpiącego ze zmęczenia to nawet go nie budziłam, druga, że nie pojadę dalej tylko wrócę. Ból był częsty i taki z tych ścinający z nóg. Kiedy dotarłam na fotel w mieszkaniu to drzemałam na nim przez ponad 2 godziny nie mogąc się ruszyć, dopiero potem zrobiłam te dwa kroki żeby położyć się na kanapie. I dalej drzemałam pomiędzy boleściami, aż między 22-23 przeniosłam się do łóżka… Na szczęście już tak nie bolało mocno i często, więc się nie budziłam. Rano zawiózł mnie syn. A teraz raz na kilka godzin odzywa się, ale trwa krótko. Ból brzucha to ja mam też od żelaznych tabletek. Do tego inne bóle ( w tym paskudne, dziwne głowy, więc łatwo nie jest i wiedząc jak to jest cierpieć codziennie, to współczuję Ci, że ten Twój nie odpuszcza. Mnie tak wszystko boli od dłuuuuugiego czasu, że jak mnie się pytają w szpitalu, to odpowiadam, że NIC, bo wydaje mi się, że tak po prostu musi być😂
      Udało się? Bo jak znam, to zamiary jedno, a potem jak zawsze 😉😘

      Polubienie

      1. Stawiam jednak, że to wirus jelitówki nie przeczytał instrukcji co do okresu własnej inkubacji.
        Raz w życiu miałam to gówno, i wystarczy – serdecznie współczuję. 😦 A jeszcze na wyjeździe…

        Polubienie

        1. jakiś wirus na pewno. Złapał przed, więc miałam wybór i mogłam zrezygnować z wojaży. No, ale jak sobie pomyślałam, że na kolejny termin bym musiała poczekać, a i TK chciałam mieć już z głowy. Wszak ostatnie robiłam z wysoką temp i zapaleniem płuc, więc jestem zaprawiona w boju ;p
          Dobrze, że do toalety nie musiałam latać z grubszą sprawą, bo wtedy to już na pewno na krok bym się nie ruszyła …

          Polubienie

          1. Ja dziękowałam Opaczności, że w kibelku mam strategicznie umieszczoną małą umywalkę, bo leciało synchronicznie górą i dołem. A pół dnia wcześniej moja Młoda pojechała sobie autem na weekend do Wrocka w celach towarzysko rekreacyjnych – jeszcze bez świadomości, że zarażone jesteśmy obie, z identycznymi skutkami. Cele wyjazdu szlag trafił, a problem z powrotem na poniedziałek był duży…
            Patrząc na Twój kejs, trochę mnie martwi, że byłaś z tym wirusem na oddziale…

            Polubienie

            1. Iza wszyscy w maseczkach i to z filtrem. Z żadną pacjentką nie byłam bliżej niż 1,5 -2 m ( a tych pacjentek raptem trzy na dluuugim korytarzu) a z pielęgniarką bliższy kontakt przez pół minuty jak mi się wbijała do porta i pobierała krew. W karetce pleksi od kierowcy. Na TK kontakt tylko w momencie podłączenia do kontrastu, czyli pół minuty. Zresztą uprzedziłam. Na co usłyszałam, że coś jest na rzeczy, bo nie ja pierwsza z sensacjami żołądkowymi. (I w tym momencie pomyślałam o wirusie).
              A tak swoją drogą, ja na ten oddział to wiele razy nie powinnam przychodzić, bo często temperatura nie mówiąc o kaszlu. Testy nigdy nie wykazały covidu. We wtorek to ja już nie rzygałam,a ból był rzadszy, tylko byłam bardzo osłabiona, bo w poniedziałek zjadłam tylko jednego banana, a na drugi dzień musiałam być na czczo. Gdybym TK miała mieć w poniedziałek to bym zrezygnowała, również gdybym tak samo czuła się we wtorek. A noc miałam spokojną. I uważałam (wtedy)ze jednak szpinak mi się przykleił 😀bo całymi płatami go zwróciłam ( trzy razy w ciągu godziny i to do godz 10 rano i finito), ale się nie upieram, choć Tuśka od Najmłodszych miała na drugi dzień, a ja bym miała po tygodniu? I wtedy miałam tylko godzinny kontakt z Zońcią i to byłyśmy na podwórku.
              Mnie to nie martwi, zgłosiłam to i nikt mnie nie wygonił, a nawet dostałam łóżko🙂

              Ps napisałam obszernie, jakby jeszcze ktoś inny martwil się moją nieodpowiedzialnością, bo wiem, że Ty akurat to zrozumiesz❤️ Za długo choruję i szwendam się po szpitalu, żeby nie wiedzieć jak mam postąpić😉A to ze czułam się jeszcze potem źle, to również dlatego, że wypiłam 1l wody z kontrastem i nawet się nie porzygałam 😂o anemii już nie wspomnę, dlatego tak opadłam z sił.

              Polubienie


              1. Ale popatrz, jak to łatwo zapomnieć, że przecież wszyscy anty-wirusowo pozabezpieczani, bo Covid. 🙂
                Te maski już tak silnie wrosły w krajobraz, że się ich nie zauważa… A dzięki nim było mniej grypy czy zwykłych przeziębień, mniej salmonelli, bo ludzie nałogowo zaczęli myć ręce, bo Covid… I niech ktoś powie, że pandemia nie ma pozytywnych aspektów. 😀

                Polubienie

              2. Wiele razy pisałam, że przez covid czuję się bezpieczniej w szpitalu. Nie ma odwiedzających, pacjentki z sal nie wychodzą na korytarz. (Wcześniej np. do zabiegowego czekały pod drzwiami, a teraz pojedynczo prosto z sali). Jeśli nas (olaparib lub inna dzienna chemia) kwaterują na salę, co bywa rzadkim luksusem, to zawsze do osobnej. I na każdym kroku co chwilę dezynfekcja rąk. Ten stan bardzo mi się podoba 😀

                Polubienie

      2. Ojej , to Cię sponiewierało 😱
        Trochę na jelitówkę to wygląda . A jakiś truskawek lub innych importowanych nie jadłaś ? (czasem czymś traktowane na drogę ; dziecię raz malinami zatrute miałam )
        Najważniejsze , ze przeszło ( no prawie) ale współczuję serdecznie . I jeszcze akurat jak trzeba było jechać .
        Mnie tez ścięgna / stawy juz tyle lat , ze bez tego bólu , dziwnie bym się czuła 😝 . Dobrego , spokojnego dnia 😘

        Polubienie

        1. Wyglada, choć na mocno nietypową, bo żadnej biegunki wręcz przeciwnie, ani temperatury… a słabości i ten odpływ to pewnie też przez niskie ciśnienie. Bałam się wypić kawę u fryzjera czy po drodze, a pogoda sprzyjała, bo co chwilę się zbierało na deszcz…
          Akurat truskawek w niedzielę nie jadłam, bo mi się w sobotę skończyły. Ja moczę w misce, wodę zmieniam kilka razy, a potem jeszcze płuczę na sicie. Ale nie mam gwarancji, czy się wszystkiego pozbędę w ten sposób.
          Mnie teraz często boli żołądek, bo piguły, bo żelazo i bywa tak, że coś zjem, co nie dawało wcześniej jakiś niepożądliwych objawów, a nagle da. I gubię się w tym, bo nie wiem z jakiego powodu mnie boli. No, ale teraz to był zupełnie inny ból.
          Miłego 😘
          Ps OM jak do tej pory zdrowy, Misiek też, a z nimi bliżej i bez maseczki, to ja już nie wiem, co mi było 😉

          Polubienie

    1. Dla mnie kabrio ma obowiązek być makowe. 😀 Najlepiej jeszcze z białą tapicerką. Albo czarne z makową… Jakiś makowy element musi być, i już. 😀
      U mnie ze względu na klimat jeździ całkiem sporo cabrio różnorodnych. I sporo Mini Cooperów, a te to już mają całą gamę malowań. ❤ Ktoś na osiedlu ma czarnego Mini z czerwonymi lusterkami i zderzakami i dachem w czerwono-czarną kratkę. ❤ I jest jeszcze drugi, czerwony z białymi "szelkami", czyli klasyczny. Uwielbiam na nie patrzeć…

      Polubienie

      1. Och oczami wyobraźni już takiego widzę- maki do mnie przemawiają! 😍
        Moja Ceśka choć nie kabrio to kształt ma fajny no i jest czerwona (ciemny) z czarnym a siedzenia jasny beż. Lubię ją i świetnie mi się ja prowadzi, zawsze mówię, że prowadzi się sama 😀 Jeśli kiedyś myślałam o kabrio to o jeepie, zebybpo polach moc mknąć z rozwianym włosem i mieliśmy takiego przez jakiś czas 😀

        Polubienie

        1. Maki są absolutnie cudowne. ❤ Nie dość, że teraz kwitną wszędzie, to jeszcze są elementem obowiązkowym lokalnego stroju miejskiego – który jest zupełnie inny niż strój regionalny. Pomijając okres pandemicznego braku zgromadzeń na błoniach, to przy okazji każdego święta regionalnego tak z 1/3 dorosłych i połowa dzieci chodzi ubrana w chulapo. A jak ktoś nie ma stroju chulapo, to chociaż czerwony mak (teraz głównie sztuczny) we włosach albo w butonierce. Pięknie i radośnie to wygląda, zobacz: https://www.gettyimages.es/fotos/chulapo

          Polubienie

      1. A ja mam i długą żółtą spódnicę, i sukienkę. 🙂 Uwielbiam fakt, że o ile zimą barwnymi akcentami są tutaj głównie plecaki, to latem – hulaj dusza kolorystycznie. Desigual jest tu dobrym, choć wcale nie jedynym przykładem. 🙂

        Polubienie

  2. Współczuję przygód z żołądkiem, bo czsami złapie się nie wiadomo skąd. Dobrze, że są piguły i dalej do przodu. 😘 Ja dalej cienka, więc jeszcze Gutek przebywa na gościnnych występach. Pozdrawiam i przytulam 😘😘😘

    Polubienie

    1. Ból ostry wyglądający na jelitówkę, ale pewności nie mam. I nikogo nie zaraziłam z kontaktów bez maseczkowych, bo ani OM, ani Miśka czy Tatę, który przyjechał do mnie.
      Długo to dochodzenie do Się trwa, współczuję, bo wiem jak tęsknisz za Gutkiem.
      ❤️😘😘

      Polubienie

  3. Nie zimno tym paniom? Podziwiam…
    Aleś w konia zrobiła tym tytułem, no, no, no…
    Ja też lubię żółty, właśnie zamówiliśmy żółtą walizkę. (Tomek: po co nam walizka? Ja: na wyjazd. Tomek: przecież mamy walizkę. Ja: nie mamy. Tomek: jak to? Co roku mówisz, że nie mamy, a jakoś w coś się pakujemy! Ja: tak. W walizkę sąsiada.)

    Polubienie

    1. Na zmarzniete nie wyglądały, wszak to maj 😀
      Oj tam, gdzie tu widzisz konia?😂
      😂😂😂Ja na dłuższe wyjazdy brałam od Mam. Żółta walizka to jest dobry pomysł, kiedy trzeba rozpoznać swoją w tłumie innych walizek i na dodatek śmigających ci przed oczami.

      Polubienie

      1. Tomek dokładnie to samo stwierdził, także widzisz, wszyscy mamy coś z tym gubieniem 😀 😀
        Wgl jeszcze, co do żółtego, to Tomek twierdzi, że udowodniono naukowo, że wariaci nie tolerują żółtego koloru, że podobno wystarczy im pomachać czymś zółtym przed nosem żeby dostali szału, i od razu widać, kto wariat. Dosłownie uparł się, żeby to wypróbować na prezesie… 😀 Nie wiem czy dam radę go powstrzymać. 😀 😀 Ani czy chcę… 😀

        Polubienie

        1. 😀😀
          Normalnie mi ulżyło. Nie znam nikogo z nietolerancją żółtego😀Z drugiej strony, niektórych uważam za wariatów, więc może się kamuflują? Myślisz, że jak zacznę im machać to wpadną w szał, czy mnie uznają za wariatkę?

          Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz