Kobieta kobiecie…

Upokorzona, zdradzona najczęściej zmaga się z poczuciem bezsilności, ale bywa i tak, że rodzi się w niej duch waleczny, który popycha do niekonwencjonalnych działań. Choćby takich, że kiedy wyjeżdża i opuszcza na jakiś czas swoje terytorium, dom, który przecież tworzyła wraz z niewiernym małżonkiem przez kilka dekad, to w małżeńskim łóżku pozostawia… pinezki. A kiedy wraca niespodziewanie i w tym samym czasie ten cudzołożnik przyjeżdża ich autem ze swoją „damą”, to próbuje wywlec ją z samochodu, ciągnąć za kudły i jednocześnie próbując zerwać z szyi złoty łańcuszek, który kiedyś podarował jej małżonek, a ona nosiła go tylko z okazji dużych wydarzeń. Sceny jak z filmu klasy B. A jednak! Życzliwej jej i stojącej za nią murem osobie, rzuca kąsającą uwagę, żeby się bardziej starała, bo też może ją to samo spotkać.

Jak to jest? Jest mi źle, więc zasieję wątpliwości, podburzę, rzucę oszczerstwem osłodzonym pozorną troską, tylko po to, by przez chwilę poczuć się lepiej?

*

Coraz więcej nas w gangu piguł, w którym przypadkowo stoję na czele. Dochodzą nowe uczestniczki programu, najczęściej przerażone, ale kurczowo trzymające się nadziei. Jestem „sławna”, bo Panie Pielęgniarki dają mnie za przykład, więc jak tylko słyszą wywoływane moje imię, to od razu upewniają się, czy ja to ta, co najdłużej… bierze 😉 I choć wcześniej uroniłam łzę, gdy przekazano mi wiadomość, że jedna z dziewczyn odeszła- towarzyszka chemii dożylnej- to przyklejam uśmiech do twarzy i potwierdzam. Gdy słyszą, że to już 11 lat, a w sumie 20… ech… Widzę, jak uśmiech powraca na ich twarz. Jak to robisz? Żyję! Och, uprawiam spychologię, bo o się zdążę się jeszcze pomartwić, trudniej nie martwić się o bliskich… Słyszę od jednej, że ją myśli wykańczają, każda trudność załamuje. To jedyna osoba bez wznowy, która dostaje olaparib na NFZ, gdyż ten lek zarejestrowany jest jako drugiego rzutu, ale musi jeździć do Poznania (z podpowiedzi naszej Profesor) i robić TK już na własny koszt- właśnie się dowiedziała. Podpowiedziałam, gdzie najlepiej, jak… Od niej i jeszcze jednej usłyszałam, że całkowicie się wycofały z życia, ukrywają nawet przed bliskimi, że chorują… cierpią z powodu ograniczeń. Tak, ograniczenia są, ale w 80% w naszych głowach. Inaczej jak leżysz przykuta do łóżka z wolno sączącą się trucizną, której skutki silnie odczuwasz jeszcze przez dwa tygodnie, jesteś wyautowana z życia, choć wcale tego nie chcesz, ale jedyne kroki jakie możesz zrobić, to trzymając się ściany w kierunku łazienki, a inaczej gdy w domu o ustalonej porze łykniesz dwa razy garść tabletek. Owszem, czasem też dopadają nudności, permanentna anemia i neuropatia jest twoją codzienną towarzyszką- to też są ograniczenia, ale nieporównywalne, przynajmniej dla mnie. Każda z nas jest inna, inną ma psychikę, dlatego ja rozumiem i nigdy nie powiem takiej osobie- zobacz, ktoś ma gorsze rokowania, a żyje na pełnej petardzie. Ale powiem- daj sobie pomóc, jeśli nie radzisz sobie z myślami, kiedy miłość i przyjaźń bliskich nie wystarczą, bo rezygnujesz z nich, ukrywając się pod „czapką” i nakładasz kolejną maskę, udając, że żyjesz, że jest okej bądź pogrążasz się w rozpaczy. Masz prawo do wszystkich emocji, również tych, z którymi  trudno sobie poradzić, ale jeśli ci z tym źle, to daj sobie pomóc. Przez własne chorowanie jestem wiarygodna, to jest ten plus takich rozmów. Przecież ja też ryczę, myśli mnie bombardują, odpuszczam, żeby zregenerować siły, ale moja psyche sobie z tym radzi. Gdyby tak nie było, to szukałbym pomocy, bo szkoda każdego dnia, który uznałabym za zmarnowany… nie przez chorobę, ale przez samą siebie…

Pięknego weekendu dla Was! Mocno wakacyjnego:*