Nieważne kiedy, ważne aby…

ZAPOBIEGAĆ!

Wczoraj dostałam wiadomość od koleżanki z pięknym czerwonym sercem:

20731202_258943071277597_1519467034_n

Które to ma przypominać wszystkim kobietom o tygodniu zapobiegania rakowi piersi. Mnie się wydaje, że taki był w sierpniu, ale czy to ważne kiedy? Ważne, aby jak najczęściej mobilizować swoje znajome, koleżanki, przyjaciółki i wszystkie kobiety w rodzinie, aby się badały. Przypominać, że przysługują im badania bezpłatne i warto je wykorzystać. Profilaktyka często ratuje życie, bo w tej chorobie czas ma ogromne znaczenie: im szybciej jakaś zmiana zostanie wykryta, tym większe szanse na radykalne wyleczenie. To nieprawda, że guz rośnie przez 10 lat- pamiętam takie mylące bilbordy odnośnie raka piersi. Owszem bywają takie guzy, bywają takie skorupiaki, które potrzebują kilku, a nawet kilkunastu lat, aby się rozwinąć, i takim jest nowotwór jelita grubego. Dlatego każda osoba pomiędzy 55. a 64. rokiem życia powinna poddać się badaniu kolonoskopii. To badanie jest bezpłatne, czeka się na niego w zależności od ośrodka kilka tygodni albo miesięcy, ale warto je przeprowadzić, bo nowotwór nie powstaje z niczego, tylko z ewentualnych polipów ( łagodnych zmian), które jeśli się okaże, że są, to od razu  zostaną usunięte podczas badania. Lekarze twierdzą, że jeśli do 60. roku życia nie ma  polipów w jelicie, to są znikome szanse, żeby taka osoba zachorowała na raka jelita grubego.  W każdym razie, badanie zmniejsza ryzyko zachorowania o 60-90 %. Chyba warto się upewnić, że w naszych jelitach wszystko jest w porządku? Poprosić lekarza rodzinnego o skierowanie, przełamać wstyd i strach. Dla życia!

Nowotwory w swych wczesnych stadiach najczęściej nie dają żadnych objawów. Dlatego profilaktyczne badania są tak ważne i potrzebne! Pamiętajcie o tym, kiedy odsuwacie wizytę u lekarza z braku czasu, z powodu irytacji stania w kolejce, czy tak częstego tłumaczenia: przecież mi nic nie dolega! Pamiętaj! Nawet permanentne zmęczenie, które przypisujemy intensywnemu życiu, może być pierwszym sygnałem, że w naszym ciele rozpanoszył się niechciany lokator. Bądźcie uważni, wsłuchujcie się w swój organizm, on często próbuje nam dać znać, że coś jest nie tak, i to nie bólem, bo on przychodzi dopiero, jak już choroba jest bardzo zaawansowana.

***

Mierzi mnie reklama, spoty „Sprawiedliwe sądy”. Takiej nieudolnej i zmanipulowanej  akcji to ja dawno nie widziałam. Wyskakuje mi wszędzie, nawet kiedy chcę wejść do kokpitu. Mierzi mnie, że na tę całą kampanię przeciwko sądom, sędziom, i ogłupianiu społeczeństwa  idą pieniądze z naszej kieszeni. Jednak muszę przyznać „mistrzostwo świata” PISowi.  Potrafią postawić trafną diagnozę, i na jej bazie, w populistyczny sposób mamić społeczeństwo. Ogłupiać.

Słonecznego weekendu!

25 myśli na temat “Nieważne kiedy, ważne aby…

  1. U mnie to jest az do przesady to wsluchiwanie sie w organizm, no taka sie zrobilam, ale wole wiedziec co moze byc niepokojace i jestem czujna, u mnie tracenie wagi to strach ze rak wraca.

    Polubienie

    1. Niedobrze żyć w ciągłym strachu, bo stres sprzyja różnym chorobom, nasz układ odpornościowy zostaje osłabiony. Z drugiej strony, trudno się dziwić osobie, która zachorowała na raka, i to nie raz, że jest czujna, i wszelkie dolegliwości kojarzą jej się z nawrotem choroby. Mamy tak wszyscy, tyle że w mniejszym lub większym stopniu. Widmo raka, nawet wyleczonego całe lata temu, zawsze gdzieś w tyle pozostaje już do końca, i albo człowiek biega na badania kontrolne, albo ze strachu i gdzieś takiego wewnętrznego uspokojenia, ze tyle lat minęło, ich unika.

      I tak! lepiej wiedzieć, żeby zareagować w porę!

      Polubienie

        1. do lekarza!
          no tak już jest, że pierwsza myśl, to czy coś złego się nie dzieje…

          mnie oprócz zmęczenia, które się pojawiło, ale wtedy naprawdę ciężko pracowałam ( przy drugim zachorowaniu), odczuwałam ból ręki, dość dziwny…To był lipiec, a w sierpniu kontrolna wizyta na Genetyce, więc, mimo że gdzieś się myśl pojawiła, bo przecież wiedziałam o zagrożeniu, to nie poleciałam od razu- to nic już by nie zmieniło, bo przecież ja byłam pod stałą kontrolą…
          Dlatego, dla świętego spokoju ducha, wolę jak inni dmuchają na zimne…

          Polubienie

            1. ja to rozumiem,
              dlatego zamiast słów ” będzie okej”
              – BO BĘDZIE! :)- wolę zmobilizować do działania :)))
              wiem, że Ciebie nie trzeba, boś świadoma i mądra dziewczyna, ale może dotrze to do innych.

              Polubienie

              1. jak ten ból będzie trwał to na pewno pojdę do mojej cudownej pani onkolog

                z jednej strony jestem dobrej myśli
                jakoś ten ból nie kojarzy mi się z ciągłym bólem, tylko w pewnych pozycjach się pojawia, ale..

                z drugiej mam czarne mysli,

                Polubienie

              2. jest ból,
                trzeba go zdiagnozować i wyeliminować.

                Po prostu!
                A strach, który mobilizuje, nie jest takim złym strachem.

                Odganiamy złe myśli i działamy!!!

                Polubienie

    1. Moja wyobraźnia nie ogarnia tego…jak można pod hasłem „dobra zmiana” uprawiać taką propagandę.I złodziejstwo, rozdawnictwo…demolkę…etc…
      No mnie już opadło wszystko!

      Polubienie

  2. Można nienawidzić PiSu, ale faktycznie trzeba jedno przyznać- powinni dostac medal za umiejetność manipulacji narodem. Robią tyle zła, a poparcie nie maleje, wręcz rosnie. Pocieszające jest jednak to, że sondaże sondazami, ale ostatnio gdzieś w Polsce miały miejsce lokalne wybory i kandydat Pis przegrał z kretesem. Jest wiec nadzieja, że keidy dojdzie do wyborów parlamentarnych, sondaze sondazami, ale wyniki pokażą, że może jednak Polacy madrzeją. Oby:)

    Polubienie

    1. Oby!
      PIS przede wszystkim dobrze zdiagnozował to, czego ludzie oczekiwali, i realizuje swoje reformy, które zapowiedział, pod populistycznymi hasłami, które wielu łyka jak świeże bułeczki, nieważne, że robi to źle, grunt, że pod dobrym hasłem. Do tego 500plus i obniżenie wieku emerytalnego i mamy w sondażach to co mamy.
      Mój tata, ostatnio był na zjeździe ciepłowników, ot spotkanie inżynierów, potem oczywiście mały jubel. Na trzeźwo, każdy krytykował to co robi rząd, a potem, padały słowa, no wiesz, ja za rok na emeryturę, a tak musiałbym jeszcze dwa lata dłużej… Tata, też od 9 lat pobiera emeryturę i wciąż prowadzi swoją firmę. Ludzie patrzą krótkowzrocznie i przez pryzmat własnej kasy, po prostu…Mój ojciec był zszokowany.

      Nadzieja w młodych, że przejrzą na oczy, ale przede wszystkim zaangażują się i pójdą do wyborów. Bo dla nich 500 plus czy emerytury to abstrakcja, oni już wiedzą,że państwo nie gwarantuje żadnej stałości, więc o swoją przyszłość muszą zadbać sami. To co teraz PIS proponuje, czyli stałą minimalną emeryturę dla każdego, tylko zachęca do szarej strefy i zabezpieczenia swej starości we własnym zakresie.

      Polubienie

      1. Nie zaangażują się i nie pójdą, bo ignorując politykę „od zawsze” teraz nie czują się kompetentni, a poza tym uprawiają politykę strusia. Wczoraj rozmawiałam z jednym takim… Powiedział mi, że w jego otoczeniu osoby <35 r.ż. nie oglądają TV, nie interesują się newsami politycznymi, a ich wiedza polityczna ogranicza się do tego, że partia, która aktualnie rządzi, nazywa się PiS. Oni żyją w swoim własnym świecie i odmawiają wstępu do niego jakiejkolwiek polityce, bo jest brudna i be z założenia.
        Osobiście podejrzewam, że jedyne, co by ich ruszyło, to przywrócenie obowiązkowego poboru, ale właśnie dlatego PiS tego nie zrobi.
        Poza tym dyskutowaliśmy, że PiS ostatnio ciut za często mówi o "oszczędnościach Polaków", ale młody stwierdził, że nawet ich nacjonalizację młodzi oleją z tego prostego powodu, że oni żadnych oszczędności nie mają, więc "nie dotyczy". Klapki na oczach i totalny egocentryzm, i tyle. 😦
        Dalej wierzysz, że młodzi pójdą na wybory?

        Polubienie

        1. Iza,
          a co mi pozostało???
          No moje dzieciaki chodzą, dzieciaki PT i Aliś też…ech…no wiem, że przez pryzmat własnego podwórka to za mało, szczególnie, ze to co mi mówi Misiek o swoich znajomych, nie napawa optymizmem…Bo ci co się politycznie uzewnętrzniają to Korwinowcy albo Kukizowcy, więc nie wiem co gorsze ;p

          a tu wkoło jest wesoło, propaganda sukcesu…

          młodzi nie czytają, nie drążą etc…
          no mogą ręce opaść

          Polubienie

  3. Bardzo mądry wpis, i bardzo na czasie dla mnie… Tomek właśnie wyszedł ze szpitala. On wcześniej nawet nie musiał wsłuchiwać się w siebie – wszystko miał czarno na białym – zdiagnozowane, wyjątkowo „ciężkie” wrzody. I przykaz ścisłej diety i regularnej kontroli. W czwartek w nocy pękł mu wrzód i zabrali go na sale operacyjną w ostatniej chwili. Na szczęście już wszystko OK, ale tydzień miałam wyjęty z życiorysu…
    Nie wiem, czy każdy facet tak ma, czy tylko ja na takich trafiam, ale mężczyźni w mojej rodzinie jak ognia unikali lekarzy. Albo im nie ufali, albo twierdzili że są zdrowi, albo leczyli się sami… Ręce opadają. Mam nadzieję, że Tomek dostał nauczkę i zacznie kontrolować swoje zdrowie.
    Na temat spotów o sądownictwie w ogóle się nie wypowiem. Działają na mnie tak samo, jak na ciebie.

    Polubienie

    1. mam wrażenie, że każdy
      mój brat leczył się na bóle kręgosłupa zamiast się zdiagnozować – a miał wrzody, pękł mu jeden i o mały włos a by się przekręcił…
      a mąż ma w rodzinie raka jelita grubego
      a na kolonoskopię nie daje się zaciągnąć
      ale chyba go zaszantażuję i zmuszę do tego badania po prostu

      Polubienie

      1. Rybka,
        zaszantażuj, postrasz!
        Ja to zrobiłam.
        Mój ma strach w oczach jak pomyśli o jakimkolwiek dłuższym kontakcie ze szpitalem, więc mu tłukłam, żeby tego uniknąć należy się badać!
        No i oczywiście dodałam, że unikając badań, dorzuca mi i dzieciom zmartwień…no!

        Polubienie

    2. O kurczę,
      współczuję…Dobrze, że już dobrze!

      No chyba każdy, choć ja znam jednego, to brat mojej Mam, co to od zawsze kocha latać po lekarzach…

      OM mając Rodzinną nie ma wyjścia, więc końcem października ma kolono… Wspomnę tylko, że to nie pierwsze skierowanie, ale pierwsze wykorzystane. Jeszcze musi zrobić gastroskopie, kontrolną, którą już powinien dawno zrobić, po przeleczeniu się na bakterię, szczególnie, że leki łykał jak mu się przypomniało. No i oczywiście cały czas twierdzi, że jemu nic nie jest.
      Zdrówka dla Tomka!

      Polubienie

  4. Dobry wieczór, jestem tu nowa.
    Postanowiłam napisać, bo niestety w moim przypadku badania i diagnostyka zawiodły. Kiedy wymacałam sobie mały guzek w piersi pobiegłam na mammografię. Wynik był uspokajający: żadnych niepokojących zmian, Birads2. Guzek rósł, więc poszłam na USG i biopsję cienkoigłową. Wyniki uspokajały: prawdopodobnie łagodny gruczolako-włókniak, materiał pobrany w biopsji nie zawierał komórek nowotworowych.
    Guzek rósł i bolał, kolejne USG i pocieszanie: rak nie boli. Byłam naiwna i głupia, diagnozowałam się w złym miejscu. Dopiero powiększone węzły chłonne spowodowały, że zgłosiłam się do ośrodka onkologicznego. Powinnam tam pójść od razu, czyli pół roku wcześniej. Jestem w trakcie chemioterapii, czeka mnie operacja. Leczenie byłoby lżejsze, gdybym przyszła do CO z guzem 5-milimetrowym, a nie 20 milimetrowym. Zachęcam do badań profilaktycznych, ale radzę robić je w dobrych, specjalistycznych ośrodkach. Pozdrawiam serdecznie.
    Marianna

    Polubienie

    1. Marianno,
      cieszę się i dziękuję za Twój komentarz. Napisałaś to, o czym ja wiele razy już pisałam. i w postach. i w różnych komentarzach, a w tym tego nie ujęłam, i to błąd! Bo bardzo ważne jest gdzie i u kogo się badamy, jak również, zawsze warto skonsultować diagnozę.
      Kochana, wiem jaką ulgę można odczuć, kiedy lekarz mówi, że wszystko jest okej. Jak można się tego uchwycić, mimo że mamy swoją świadomość, że może być inaczej.
      Ty zrobiłaś wszystko co mogłaś, trafiłaś jednak na niekompetencję. Napiszę Ci historię mojej Mam: guzek malutki, biopsja nic nie wykazała, lekarz jednak decyduje o operacji, histopatologiczne śródoperacyjne badanie, wykazuje złośliwe komórki czwartego stopnia, wybudzają Mam i lekarz informuje, że mogą usunąć tylko guz, ale jeśli on miałby decydować, to usunąłby całą pierś na co Mam się zgadza.. Ma 31 lat, a działo się to w latach 70. W tym roku Mam skończyła 74 lat :)) nie miała chemii tylko samą radioterapię- i ogromne szczęście, że trafiła na dobrego lekarza.

      Po tym jak Mam zachorowała, a potem jej mama a moja babcia na raka jajnika, ja miałam świadomość, że mogę też, i zgłosiłam się na Genetykę jak tylko powstała w moim mieście. A tam lekarz kwalifikujący stwierdził, że nie jestem w grupie ryzyka i nie zlecił badań. Trafiłam tam po pięciu latach już z guzem, który sama wymacałam, a badałam się- usg i mamo- systematycznie. Miałam lat 34. Oczywiście okazało się, że mam BRCA, od tamtego czasu jestem pod kontrolą, a i tak nie uniknęłam kolejnego zachorowania, 9 lat po pierwszym, tym razem- rak jajnika, i to w stadium zaawansowanym.
      Dlatego zawsze dodaję, że trzeba mieć też odrobinę szczęścia. Ale nic nie robiąc, nie pomagając mu, nie mamy na nic wpływu.
      Napisałaś „powinnam”…, wiesz, ja też mogłam zdecydować się na usunięcie jajników wcześniej, bo miałam to w zaleceniach i zrobić to zaraz po ukończeniu 40 lat, a nie czekać i kiedy już postanowiłam uzgodnić termin, to na badaniu kontrolnym wykryto mi guz, który miał już 7cm, a 10m wcześniej badanie było ok…Moja pani Doktor, powiedziała,że te genetyczne to potrafią z piątku na wtorek, czyli nagle wystrzelić… Nie obwiniałam się, bo co to da? Zawsze można byłoby zrobić coś więcej. Tak myślę.
      Dlatego piszę to do znudzenia, powtarzam swoją i czasem innych historię, nie żeby straszyć, tylko pokazać, że swoje życie trzeba brać w swoje ręce.

      Życzę dużo sił w walce, optymizmu, i wytrwałości. Doskonale wiem, że łatwo nie jest, ale wszystko jest do przeżycia, i wszystko ma też swój koniec, leczenie również. A potem powrót do zdrowia i normalności. Powodzenia!
      Serdeczności 🙂

      Polubienie

      1. Dziękuję za tak długi list. Zaczęłam czytać twego bloga przez przypadek jakiś rok temu, kiedy teoretycznie byłam jeszcze zdrowa, a przynajmniej za taką się uważałam. Spodobał mi się spokój i mądrość, z jaką pisałaś o swojej niełatwej sytuacji. To może dziwne, ale ja też swoją chorobę traktuję ze spokojem. Diagnoza po tak długim czekaniu właściwie mnie nie zdziwiła. Nawet nie płakałam. Zdaje mi się, że moje otoczenie- mąż, dzieci, siostry były bardziej przerażone, niż ja sama. Sporo wiedziałam na temat leczenia, bo moja najlepsza przyjaciółka odchodziła przez dwa lata na raka jajnika-badała się co roku, a mimo to odkryto bardzo zaawansowaną postać choroby. Pamiętałam ją bez włosów, coraz słabszą, a mimo to uśmiechniętą. Nasze córki urodziły się w odstępie dwóch tygodni, prawie jednocześnie wyszły za mąż, tylko, że ja doczekałam się wnuków, a Ewunia swoich nie zobaczyła. Tak więc wiedziałam co mnie czeka i bardzo bałam się chemioterapii, piętna łysej głowy, złego samopoczucia, nudności. Ale też bardzo chciałam się leczyć, prosiłam o jak najszybszy termin pierwszej kroplówki, aby ten bolesny guz przestał wreszcie rosnąć. Tym bardziej, że trafił mi się trudny rodzaj raka- potrójnie ujemny. Lekarze nie mogą tu zaproponować nic oprócz chemii, no i radioterapii. Pocieszam się, że ta chemia działa, bo guz zniknął już po czwartej AC-„czerwonej” Przede mną jeszcze 6 z 12 PCL- taksanów. Leczenie przebiega bez powikłań, czuję się nieźle, moja lekarka powtarza, że mam wierzyć w wyleczenie, że to możliwe. Nawet operacja może będzie oszczędzająca, bo przecież chyba w tym celu wszczepili mi znacznik guza. Jestem chyba pod dobrą opieką-warszawskie CO na Ursynowie to stary, trochę przygnębiający szpital, ale mają tu niezłych lekarzy i długie doświadczenie. Wszystko toczy się powoli, bez fajerwerków, ale i bez zgrzytów. Tak więc właściwie nie mam na co narzekać, mimo że według statystyk moje rokowania nie są najlepsze. Właściwie jedynym pozytywnym czynnikiem jest tu mój wiek (58) i to, że jestem po menopauzie. Pani doktor wpisała mnie w program badań genetycznych, choć w mojej rodzinie nie było dotąd przypadków raka piersi ani jajnika.
        Roksanno, mój list jest trochę chaotyczny, to chyba z nadmiaru emocji. Bardzo Ci dziękuję za słowa wsparcia i otuchy. Ja też podsyłam dobrą energię, abyś zachowała swoją siłę i spokój.
        Pozdrawiam serdecznie, Marianna.

        Polubienie

        1. Bardzo Ci dziękuję, że tak obszernie opisałaś swoją sytuację, swoje przeżycia. To bardzo ważne- tak myślę- żeby się dzielić swoimi doświadczeniami, przemyśleniami. Bo każdy człowiek w chorobie jest inny, organizm różnie reaguje na leki, a i rak bywa nie taki sam przecież. Dobrze, że skorupiak reaguje na leczenie, i święte słowa Twojej lekarki, że należy wierzyć w wyleczenie. I w medycynę!
          Cieszę się, że mimo niełatwego leczenie masz w sobie spokój, bo on dużo ułatwia.

          Dziękuję, że jesteś, ze się odezwałaś 🙂
          Ściskam Cię serdecznie 🙂 I ciepłymi myślami otaczam, życząc jeszcze raz wytrwałości i spokoju ducha w tej niełatwej walce.

          P.S. rak jajnika i rak trzustki są niestety słusznie nazywane „cichymi zabójcami”, najczęściej wykrywane zbyt późno, mimo regularnych badań- również w moim przypadku. Mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni…

          Polubienie

Dodaj odpowiedź do ~roksanna Anuluj pisanie odpowiedzi