W miarę możliwości…

Staram się.

Coś taka zasapana?– pyta się Aliś, do której oddzwoniłam, słysząc mój głos.

A bo wróciłam z kuchni ze śniadaniem na górę– odpowiadam i słyszę, że trzeba było zostać na dole i nie forsować się tak. Nie zgadzam się, tłumacząc, że specjalnie nie zabieram ze sobą wszystkiego ( telefon, książkę…), po to, żeby kursować po tych schodach jak najczęściej. Dla kondycji.  Mogłabym rano zejść na dół i tam zalegnąć, ale tego nie robię.

Niestety, muszę stanąć twarzą w twarz z prawdą. Wziąć ją na klatę. Nazwać po imieniu. Unikałam tego, bo nazywając, to tak jakbym akceptowała, a ja wciąż nie chciałam dopuścić myśli, że to się właśnie dzieje- neuropatia. Mija dwa miesiące od skończenia brania cytostatyków i pojawienia się objawów, a dolegliwości nie tylko nie mijają, ale i nie zmniejszają się. I nie wiem, czy piguły je nasilają albo przynajmniej uniemożliwiają poprawę.  Pomijam fakt, że neuropatia wywołana chemią jest trudna do wyleczenia, aczkolwiek może minąć sama. Wcześniej, podczas poprzednich trzech chemii nie miałam takich dolegliwości, może jakieś krótkie, sporadyczne, ale niezapamiętane przeze mnie.

Odsuwałam od siebie tę prawdę aż do soboty.  Dopiero jazda Julkiem uświadomiła mi, że naprawdę nie jest halo… Jeszcze mam nadzieję, że to przez Emu na nogach, wyczucie pedałów było kiepskie, choć krótka jazda ( 900 m) do domu Rodziców, obnażyła to, co skrzętnie ukrywałam w meandrach własnych myśli. Strach. Lęk przed tym, że nie będę mogła być mobilna. Przynajmniej nie na starych zasadach.

Twoi i tak jeżdżą w tę i z powrotem tak często, więc nie wygłupiaj się i nie wsiadaj jeszcze za kierownicę, bo ma kto cię wozić- to słowa Aliś na moje, że tym razem chciałabym sama przyjechać do DM, a było to jeszcze przed sobotnią jazdą.

Zobaczymy, bo mam jeszcze dwa tygodnie do wyjazdu i również od pogody będzie zależała moja decyzja. I nie chodzi o warunki jazdy. Mam też zamiar pojeździć po okolicy i „nauczyć się” wyczuwania, przetestować się, bo bez walki nie odpuszczę. Jeśli ulepiłam wraz z  Mam milion dwieście pierogów w ramach rehabilitacji, to poradzę sobie też z Julkowymi pedałami ;p

***

OM wrócił w sobotę w czasie mojego drugiego śniadania, czyli łykania 8. piguł. Z opowieściami, zdjęciami w swym archaicznym telefonie, bo nie wziął Nikusia 😉 Z ciekawostek, co samego zaskoczyło, to akt urodzenia własnego ojca i jego brata bliźniaka  po łacinie i w języku ukraińskim. Widział też akt ślubu dziadka swojego dziadka, czyli prapradziadka, imiennika naszego syna 🙂

Dwujęzyczność ( polski i łemkowski) na zdjęciu  tablicy miejscowości, w której bywałam jako dziecko u rodziny Przyjaciół moich rodziców i mojego, a potem już z OM, uświadomiła mi, jak dawno nie byłam w tamtych stronach. Ponad 10 lat…

Zdjęcia z Przemyśla i okolic, i zaprzyjaźnionej Rodziny jeszcze za czasów DM…ech… wywołały szalone, studenckie- i nie tylko- wspomnienia. Nie mają  tam teraz, jako społeczność,  łatwego życia. Od roku. Od kiedy ONR ma ciche przyzwolenie od władz…

Zamknęłam oczy i przywołałam sanockie okolice…Wioskę, w której urodził się Tata i mieszkał cztery lata, zanim zostali wysiedleni. Górę, na której stał jego rodzinny dom, po którym zostały tylko nieliczne ślady. Nowy dom dalszej rodziny, którą odwiedzaliśmy, ile razy byliśmy we trójkę na wakacjach w Bieszczadach. Smak pieczonego chleba z masłem od czerwonych krów.

Weekend mroźny i wietrzny. Nieprzyjemny. Śniegu już od dawna nie ma, zresztą w tym roku praktycznie go u nas nie było. Co innego na zdjęciach OM. Nawet na mikroskopowym ekranie, bez powiększania, zobaczyłam to prawdziwe piękno zimy. OM westchnął: tam to jest dopiero zima. A ja westchnęłam z żalu, że mnie tam nie było.

***

Pospałam. Zmieniając rytm poranka. Wyrwana ze snu, walcząc z zamykającymi się oczami, zeszłam na dół i chwyciwszy pół bułki z salami, zrobiłam tylko wodę z witaminą C i wróciłam na górę i zakopałam się w kołdrę. Po godzinie znowu budzik, więc znowu na dół po szklankę wody, i  nie włączając wspomagacza, rozprawiłam się z pigułami i…zakopałam w kołderkę. Obudziłam się po dwóch godzinach. Wyspana i z uśmiechem, że mogę wypić już kawę (post zupełnie inaczej się pisze z parującym kubkiem kawy ;)), tak, jak kiedyś zaraz po obudzeniu się 😉 Przy okazji zrobiłam sobie porządne, zdrowe śniadanie: jajko, pomidor, kiełki…

A teraz rozważam pracę: uprzątnięcie ozdób świątecznych. Chyba czas najwyższy! 😉

Miłego tygodnia!

16 myśli na temat “W miarę możliwości…

  1. Witam u mnie dolegliwosci zwiazane z neuropatia minely po chyba 3 miesiacach. Byly uciazliwe nie moglam utrzymac szklanki ,wszystko lecialo z rak.,z lodowki nic wyjac…..masakra jakas! Teraz napewno po chemii bedzie tak samo…dobrze ze nie mam prawa jazdy ,tylko prywatnego kierowce Wozi mnie tam gdzie chcę.A ze za bardzo nie chcę wiec ma spokoj.
    Pozdrawiam serdecznie

    Polubienie

    1. Więc jest nadzieja…Liczę, że miną albo się zmniejszą…

      Ja wcześniej nie miałam, jeśli nawet to krotko, które nawet nie kojarzyłam z powikłaniami. Ot, zwykłe mrowienie. Teraz to wygląda poważnie. To, że leci z rąk już się pogodziłam, choć najgorzej jak zrobiona kanapka nie ląduje na talerzu tylko obok albo na podłodze 😉 Jednak sprawa samodzielnej jazdy to rzecz priorytetowa!
      Uściski 🙂

      Polubienie

  2. Może to nie neuropatia tylko stan przejściowy, reakcja na przyjmowane leki? Tej wersji się trzymajmy.

    Bieszczadzkie, łemkowskie korzenie to często smutna i tragiczna przeszłość. Często latami przemilczana, bo bolało, bo lepiej było milczeć. Oby historia się nie powtórzyła…

    Pojedziesz tam latem. Będzie jeszcze piękniej, niż teraz!
    Zima najpiękniejsza jest na fotografiach;)

    Miłego dnia i tygodnia:)

    Polubienie

    1. Masko, to nie jest najlepsza wersja, bo ja te leki już do końca…albo one mój organizm wykończą albo skorupiak się obudzi. Jest jeszcze trzecia opcja- MZ coś namiesza.

      Tak, oby historia się nie powtórzyła! Boję się jednak, że obecna władza sprzyja nacjonalistycznym zachowaniom.

      Latem i jesienią jest tam najpiękniej. Ja nie lubię zimy, ale w górach jak najbardziej powinna być 😉

      Buziaki!! Tobie równiej miłego!

      Polubienie

    1. Serio! Bo co to za zima bez śniegu? A ten spadł 6.01. pokrył centymetrową powłoką ziemię i tyle. Potem już tylko coś nieco sypało i topniało 😉 Zimno i mroźnie, ale nie biało.
      W moim DM bliżej morza było więcej śniegu niż u nas!

      Polubienie

  3. Dawno się nie odzywałam, ale byłam przez jakiś czas pozbawiona komputera – wymiana twardego dysku. Przeczytałam u Stardust – blog – bez odwrotu, że jedynym sposobem na neuropatię po chemii, to jest chodzenie i ćwiczenie dłoni dość miękkimi piłeczkami. Zajrzyj na Jej blog, lub napisz na priv.
    Mieliśmy trochę kłopotów z najmłodszą Wnusią, ale idzie ku lepszemu. Jutro mam przy Niej dyżur przed południem, bo Młoda idzie do lekarza.
    Ściskam i wierzę, że za dwa tygodnie będziesz pomykała Julkiem. 🙂

    Polubienie

    1. Cieszę się, że jesteś ( już się zastanawiałam i trochę martwiłam ) i, że sprzęt działa :))
      Dziękuję za cenne wskazówki! Ja wcześniej poszukałam w necie, ale też wiedziałam od pacjentek na oddziale, które to miały. Odsuwałam od siebie, ale uginanie się nóg i wykluczenie to kiepskimi wynikami, spowodowało, że zaczęłam działać.
      Ja ściskam gumowe serducho, staram się jak najwięcej coś palcami robić. Tak naprawdę najbardziej boję się o stopy, chodzę, ale jak na razie tylko po domu, więc…No wierzę, że to minie, o ile nie jest to spowodowane obecnymi pigułami.

      Dla Wnusi dużo, dużo zdrówka i wszystkiego co najlepsze!
      Ściskam serdecznie 🙂

      Polubienie

      1. Znalezione jeszcze w internecie – drewniane rolki z wypustkami, do ćwiczeń stóp, u chorych, którzy nie mogą chodzić. Wypustki podrażniają zakończenia nerwów i potrafią zlikwidować neuropatię stóp. 🙂

        Polubienie

Dodaj odpowiedź do ~roksanna Anuluj pisanie odpowiedzi