Zmulona i wzruszona…

Kolejną sobotę z noclegiem przed moim szpitalem, Pańcio spędził u nas 🙂 Tym razem do DM zawozili mnie jego rodzice, a on został z dziadkiem. Kiedy po powrocie odbierali go do domu, to Tuśka zapytała się, czy się cieszy, że w końcu go odebrali, a Pańcio: nie, bo ja się będę cieszył dopiero jak babcia będzie zdrowa.To i nagrana wiadomość: kiedy wrócisz?; babcia kocham cię– rozwaliły moje kanaliki łzowe na maksa.

Tradycyjnie syndrom szpitala, czyli po kawie ciśnienie 90/48. I dobrze, bo ponad 2,5 godzinne czekanie na izbie przyjęć zniosłam w miarę spokojnie. Gorzej moje koleżanki- pacjentki, które czekały nawet 5 godzin. Tradycyjnie w niedzielę nie miał kto się wbić mi w port, ba, nawet do żyły wzywały jakąś superhiper pielęgniarkę z innego oddziału. Udało się: z jednej ręki pobrała krew, w drugą podłączyli kroplówkę osłonową. Chemię miałyśmy podawaną z opóźnieniem i nie wiem, czy miała z tym coś wspólnego wtorkowa wizyta PAD-a na Genetyce. Z okna widziałyśmy ten cały szpaler aut, Borowików  i nawet psa. Po co i na co się zjawił- nie wiem.

Muli mnie przeokropnie.  Czekam aż nadejdzie lepszy czas…Cieszy mnie, że będę miała teraz dłuższą przerwę z powodu TK. Z nadzieją na wzmocnienie. Również dzięki zastrzykowi. Jak dobrze mieć wokół siebie przyjaciół. Mam zadzwoniła do swojej przychodni, która jest rzut beretem od bloku, więc miałabym najbliżej, a tam jej odpowiedziano, że jeśli nie jestem ich pacjentem, to nie mogę skorzystać z zabiegowego, nawet odpłatnie. Uważam to za absurd, ale…Dobrze, że była Aliś u mnie i sprawy się tak potoczyły, że przyszła do mnie nasza koleżanka z podstawówki, która wciąż mieszka w tym samym bloku, tylko kilka pięter wyżej i jest pielęgniarką. Dawno się nie widziałyśmy, ale z moją Mam czasem mijają się i zamieniają kilka słów. Sama przeżywa ciężkie chwile, bo jej syn choruje na nowotwór i leczony jest już tylko paliatywnie. Mimo wszystko to było uśmiechnięte spotkanie.

26 myśli na temat “Zmulona i wzruszona…

  1. Wyczytałam, że (p)rezydent był łaskaw uświetnić swoją obecnością inaugurację roku akademickiego na PUM. Dobrze, że nie ma mnie w DM, bo jeszcze i ja bym się natknęła na tę kawalkadę. Wszak to moja dzielnia!
    Kolejny idiotyzm z tą przychodnią i zastrzykiem! Ręce opadają! Ale tak jest chyba od dawna,bo kilka lat temu miałam serię zastrzyków, których mi nie chcieli zrobić w przychodni na Pomorzanach, bo rodzinną mam w szpitalu przy Jagiellońskiej. Skończyło się na tym, że sama sobie je robiłam.
    Trzymam kciuki, żeby Pańcio jak najszybciej mógł się cieszyć! Ściskam Cię mocno!

    Polubienie

    1. Może przy okazji na Genetyce odznaczał Profesora, bo takie słuchy chodziły.
      Nie rozumiem dlaczego pacjent ze skierowaniem nie może skorzystać z gabinetu zabiegowego, w końcu pieniądze idą za pacjentem. A co właśnie z pacjentami spoza miejsca zamieszkania, którzy potrzebują pomocy?
      Ściskam bardzo serdecznie.

      Polubienie

      1. Fajnie, że już dochodzisz do siebie:) Zawsze czekam na pierwszy wpis po chemii, a potem na komentarze do komentarzy i cieszę się, kiedy się pojawiają, bo wiem, że są oznaką polepszenia samopoczucia. Dużo zdrówka Ci życzę:)))
        A teraz o tym, jak to bywa z pomocą lekarską na obcym terenie.
        Raz mnie użarła dolnośląska osa. Było to niedaleko szpitala, więc syn mnie tam zawlókł ,bo jestem uczuleniowcem. Najpierw Pan doktor nie chciał mnie w ogóle przyjąć, więc zapytałam czy mogę sobie w kąciku na korytarzu po cichutku i spokojnie umrzeć, a mój syn tymczasem zadzwoni do tvn albo innej „Uwagi”. Pomogło o tyle, że się mną zajęli, ale Pan doktor średnio co kilka minut mi przypominał, że jak do końca dyżuru nie dostarczę książeczki zdrowia, to taki mi wystawi rachunek, że tę osę do końca życia zapamietam.
        Więc w obcym mieście lepiej nie chorować, nie łamać się, nie dać się niczemu użreć, żeby nie musieć jechać do swojego lekarza rodzinnego po skierowanie np. do chirurga. Świat zwariował. Jestem tego pewna!
        Buziaki:)))

        Polubienie

        1. Staram się jak najszybciej się zmobilizować- dla Was. Nie zawsze się udaje, bo niestety to tak nie działa, że z każdym dniem jest lepiej. Najczęściej na 3-4 dzień przychodzi kryzys i jest fatalnie przez. 2-3 dni. Od wczoraj z takim walczę. Jak mija, to już potem z każdym dniem faktycznie jest lepiej 🙂
          Dziękuję:*** staram się chpć przez tel. dać znać, że się jakoś mam.

          Można byłoby się pośmiać z Twojej ” przygody”, gdyby to straszne nie było i nie zagrażało życiu… wrr..

          Buziaki:))

          Polubienie

  2. Witaj! wnuki sa balsamem na nasze potargane dusze.Moje tez chca abym byla tylko zdrowa.Ciesze sie ze jestes w domu ,czekalam na wiesci.Z ta sluzba zdrowia coraz gorzej albo nam juz brak cierpliwosci Sciskam

    Polubienie

  3. Kochana na pewno w koncu bedziesz zdrowa i szczesliwa 🙂 trzymam za Ciebie kciuki i jestem przy TObie myslami, choć niestety nie mamczasu byc na biezaco z Twoimi notkami 🙂 ale na pewno bede tu zagldac jak tylko czas mi na to pozwoli i Maluszek Kochany 🙂 :*

    Polubienie

Dodaj komentarz