M…jak maj, jak matura!

To był maj… najbardziej pamiętny w moim życiu, choć minęło sporo lat. Pamiętam ścisk żołądka i niemożność opuszczenia łazienki. Gdy wskazówki zegara nieubłaganie wskazały godzinę wyjścia, w pełnej mobilizacji wraz z Przyjaciółką najpierw udałyśmy się do pobliskiego kościoła. Tam w ręce Boga złożyłyśmy naszą przyszłość i już raźniejszym krokiem udałyśmy się do szkoły. Otoczone wianuszkiem biało-granatowo- czarnych stworzeń tak samo podenerwowanych jak my, poczułyśmy się prawie jak w domu. Szczególnie że obie nasze mamy ostro działały w komitecie robiącym kanapki i nas wspierającym. Wszystkich, bo klasa 20- osobowa i bardzo dobrze znana naszym rodzicielkom. Moment wylosowania ławki tez dobrze pamiętam…środkowy rząd, druga…Przyjaciółkę miałam po prawej stronie od ściany też w drugiej. Uszczęśliwione, że możemy chociaż wzrokiem się porozumiewać i dodawać sobie otuchy czekałyśmy na tematy. Uff…Pozytywizm…mogłam się rozpisać, więc to zrobiłam, nie zdążając z przepisaniem z brudnopisu…A później była tylko radość, że to już koniec…i zdziwienie, gdy zobaczyłam tatę czekającego pod murami szkoły.

W ten piątek to moje starsze dziecię usiądzie w ławce maturalnej. Moja Mam dzwoniąc do mnie, oznajmiła, że od kilku dni spać nie może. A Ty, pyta się, nie denerwujesz się? Jeszcze nie, odpowiadam. Tata za to,co chwilkę albo Ją, albo mnie męczy ”no kiedy mam się zacząć denerwować ?”…Córcia już mi oznajmiła, że stres Ją dopadł…i że nie zda…A ja…a ja im na to: nie przejmujcie się, najwyżej będziemy razem śpiewać ”Już za rok matura”…;))

P.S. odpukuję i całe blogowisko proszę o trzymanie kciuków za wszystkich maturzystów 🙂