Głośno bez wstydu!…

Nic mnie w środę tak nie ucieszyło, jak deszcz, który przegonił mnie z ogrodu. Wprawdzie padało może z 20 minut, ale synoptycy i niebo obiecywało na więcej. Burza przyszła późnym popołudniem i choć grzmiało okrutnie i złowieszczo, to ominął nas porywisty wiatr i ulewny deszcz. Popadało, może z półgodziny, ale intensywniej niż do południa… Ale! Na tym nie koniec, bo wieczorem zaczął padać równy, spokojny deszcz, taki jakiego oczekuje się po wiosennych opadach. No miód na moje serce i urodę roślinności i wszelakiego zielska. Jak mi przyjemnie było leżeć przy otwartym oknie i wsłuchiwać się w deszczową muzykę, jednocześnie czytając książkę. Często czytam przy włączonym telewizorze, ale tym razem wyłączyłam, bo zagłuszał deszcz. Lubię. Bardzo.

To był fajny dzień, rozpoczęty kawą i rozmową z przyjaciółką przez telefon, która w nocy wróciła z wakacji. Przez jakiś czas miała kiepski net na kontynencie afrykańskim, więc nadrobiłyśmy zaległości. Było o wakacjach, wnukach, pracy, emeryturze i oczywiście relacja z moich zmagań szpitalnych i domowych… i tak przy okazji podzieliłam się obserwacją, jaką poczyniłam ostatnio, że spotykam coraz więcej kobiet i to nie na terenie szpitala, jak dotychczas, ale w mieście, na ulicach, w sklepach w chustkach na głowie. I nie tylko w DM, ale ostatnio też i w Miasteczku. Czasy się zmieniły, choroba nowotworowa nie jest już tematem tabu. Czymś wstydliwym, co większość pacjentek ukrywa. Piszę pacjentek, bo utrata włosów, przybranie na wadze od sterydów bądź widoczny spadek wagi nie jest już przeszkodą, by wyjść na zewnątrz z głową w stronę słońca, ale na pewno dla kobiet jest to trudniejsze niż dla mężczyzn. Zaakceptowanie siebie w innej wersji. Żyjemy w czasach kultu zdrowia i piękna, nie każdą chorobę widać na zewnątrz, a często skorupiak, ale przede wszystkim leczenie onkologiczne nas stygmatyzuje.

Dzięki różnym kampaniom społecznym i socjal mediom, gdzie ukazują się szczere wyznania znanych i (nie)lubianych, cenionych, których dopadł skorupiak, temat został oswojony, Pojawiła się otwartość. Ma to bardzo pozytywny wydźwięk, gdyż oprócz zwierzeń jest też zachęta do profilaktyki. Mimo iż źródeł wiedzy jest sporo, to wiedza wciąż na temat przebiegu choroby, leczenia u wielu osób jest archaiczna, niekompletna, mylna bądź w ogóle jej nie ma, o czym się przekonałam, dyskutując z niektórymi na blogach.
I w tym samym dniu, jakby na potwierdzenie naszej rozmowy, wpadła mi okładka Angory. Artykułu nie czytałam…

Tak! Rak nie wybiera! Rak to nie wyrok! Oklepane już hasła, ale prawdziwe. Choć u wielu osób choroba budzi uzasadniony strach, gdyż nadal jest zbyt często śmiertelna, to jednak coraz częściej jest przewlekła, tak jak u mnie. Trudy leczenia dokładają swoje. Setki tysięcy pacjentów dzielnie poddaje się leczeniu, podwyższając statystyki wyleczenia. Bohaterowie dnia codziennego, kreatorzy własnych małych sukcesów. Niemedialni, w domowym zaciszu, często wciąż pracując, dają piękne świadectwo rozprawienia się z chorobą, bądź tego, jak żyć mimo wszystko…

Uważam, że poruszanie tematów zdrowotnych w socjal mediach jest dobrym trendem. O ile ktoś nie pokusi się w „bawienie się” w lekarza, psychologa, uzdrowiciela etc… Przebieg, leczenie, przemyślenia, uczucia… to chory jest własnym cenzorem. Oprócz wiedzy o przebiegu choroby, metodach leczenia i ich skutkach, również tych ubocznych, to często dla innych chorych jest to duża dawka nadziei, bo jeśli ktoś dał radę, to dlaczego nie ja? Drogowskazem w którą stronę iść…

W edukacji zdrowotnej jest jeszcze wiele do zrobienia. Osobom rozpoznawalnym, którzy sami przechodzą bądź przeszli chorobę onkologiczną jest łatwiej przekonać innych do badań, wskazując ścieżkę, jaką ma pójść pacjent. Nie chowanie głowy w piasek, szukanie alternatywnych rozwiązań, tylko medycyna konwencjonalna i podjęcie leczenia, ale najpierw cykliczne wykonywanie badań profilaktycznych, bo wczesne wykrycie daje największe szanse radykalnego wyleczenia.

Czwartkowy poranek pochmurny z kroplami deszczu, idę zrobić sobie śniadanie i kawę, by się na dobre rozbudzić. Za niedługo przyjdzie LP ogarnąć chałupę, potem jadę po Najmłodszych, czyli kolejny intensywny dzień, po którym oczy kleją mi się już o 22, więc pospałam dziś 9 godzin…W końcu!

I słyszę, że intensywniej zaczęło padać. No radość!