Nuszki, które nawet nie drgną i pogryziony tyłek…

Ponad 12 godzin poza domem w tym jazda do i z powrotem oraz po mieście… I nie byłoby to tak uciążliwe, gdybym nie obudziła się o 4.30, nie wiem po jakiego grzyba tak wcześnie, kiedy budzik był nastawiony na 7. Sen się ulotnił jak kamfora, ja zła, bo niewyspana, a zastanawiałam się, czy nie wziąć tabletkę, bo coś tak czułam, że sterydy (ostatni dzień) mi ten sen zaburzą, ale obawiałam się, że po tabletce mogę być nieprzytomna. No to byłam i bez wzięcia wspomagacza. Kawa za bardzo nie pomogła, ale z każdym kilometrem rozbudzałam się, a na ustach błąkał się uśmiech… bo w dłuższą drogę jechałam sama pierwszy raz po kilku miesiącach. Jak mi tego brakowało! Dojechałam półgodziny przed czasem, ale pod gabinetem czekałam może tylko z 5 minut, a wyszłam po 20 minutach. Pani doktor wnikliwe przeczytała mój wypis po pierwszym cyklu, dopytując mnie o różne rzeczy, potem postukała mi w oba kolana- zero odruchu- sprawdziła równowagę… i uznała, że kolejnego EMG robić nie ma sensu. Po wizycie pomyślałam sobie, że w następnym wcieleniu zostanę lekarzem- 25 lat praktyki już mam za sobą😉 W sumie to przewidziałam, jak ta wizyta będzie wyglądać i że niczego się nowego nie dowiem. Pani doktor mnie tylko upewniła, że neuropatia pochemiczna się nie cofnie, leki nawet nie spowolnią, czyli nic nie da się zrobić, oprócz łagodzenia dolegliwości. Taaa problem tylko taki, że leki zawierają wit. B6 i B12, więc ja ich w domu nie biorę, tylko w szpitalu, ale się do tego nie przyznałam. Pani doktor powiedziała, że jak mi będzie mocniej dokuczać, to można zwiększyć do 2 tabletek, albo próbować innego leku. Wtedy spytałam się, czy inne leki też zawierają witaminy z grupy B. Zawierają. No to mam obiekcję. I wtedy lekarka spytała mnie się, że jeśli już i tak biorę, to jaki problem będzie zamiast 1 brać 2. No to jej odpowiedziałam, że teraz przy chemioterapii biorę, bo chemia działa, gdy komórki się dzielą, więc wit. B przyspieszając ten podział działa jakby pro, a gdy skończy się leczenie to powstanie ryzyko nawrotu, gdyż skorupiak rozwija się przez podział komórek. Pat. Usłyszałam, że mam to omówić ze swoimi onko. Co uczynię za niecałe dwa tygodnie. Poszłam oczywiście do swojej poradni, a tam czarno od ilości pacjentek, więc nie chciałam jeszcze się wtryniać bez kolejki po to by zamienić kilka zdań z doktor i poszłam jak człowiek do rejestracji, żeby umówić się na jakiś termin. No ale rejestratorka stwierdziła, że pójdzie do gabinetu z kserowanym wynikiem PETa i się zapytao termin mojej doktor, bo może trzeba na cito. Tłumaczę, że mi dziś na wizycie nie zależy, bo wynik jest dobry, ale muszę się umówić na rozmowę, bo niedługo kończę leczenie na hematologii. Uparcie nie chciała sama wyznaczyć terminu, więc dałam za wygraną i chwilkę poczekałam, zanim poszła do gabinetu- wizytę mam 3.06. I git. Przed przyjęciem na oddział hematologiczny, które planowo mam na 5.
I tak mając na 10. 45 wizytę w poradni neurologicznej, zaliczając w pewnym sensie poradnię onko, klinikę opuściłam już o 11.08😅 Byłam pod wrażeniem, więc stwierdziłam, że należy mi się drugie śniadanie i kolejna kawa…

wyboru za dużego nie było, za to w ciastach, ach, ech no, ale jeszcze te sterydy, więc nie uległam pokusie i wzięłam tosty z chlebka razowego z warzywami

a przy okazji kolejny kapelusz i dorzuciłam krótkie spodenki bawełniane, by w razie upałów mieć w czym leżeć następnym razem na oddziale. Przyznaje trochę połaziłam po sklepach… I idąc do auta na straganie uległam pokusie…

Do mieszkania już z parkingu odprowadzały mnie ciężkie krople deszczu. Przyszedł Tata, pogadaliśmy, ale mnie tylko zdenerwował… no bo przyznał się, że cukier mierzy sobie co 2-3 dni! Posiedział z godzinę i pojechał… na budowę. A odradzałam mu, bo zaczęło już grzmieć, padał nawet grad, ale tak anemicznie, nie to co tiwi pokazywała w Gnieźnie. U nas też popadało, co mi doniósł OM, jak sobie leżakowałam i odpoczywałam przed powrotem. W drodze zajechałam do Lidla, potem jeszcze w jednej miejscowości weszłam do niewielkiego centrum handlowego, bo mi się woda skończyła, a przy okazji kupiłam zdrowe orzechowe batony bez cukru…

Miałam niecałe 20 km do domu, gdy mnie przypiliło. Ale! Jak wystawiać tyłek komarom do pożarcia, to tylko w takich okolicznościach…

OM już czekał na mnie na zewnątrz, pomógł zabrać klamoty z auta, bo przecież nawrzucałam ciuchów i butów, gdyż pogoda zmienna, a ja też nie byłam pewna powrotu w tym samym dniu… Zmęczenie poczułam w momencie wysiadania, trudno mi było złapać równowagę… ustać na nogach. Tak jakby po przekroczeniu bramy puściła koncentracja, ryzy w jakich trzymałam się, by szczęśliwe dojechać…

Dałam radę! I naprawdę jechało mi się dobrze. Pogoda mi sprzyjała. A zmęczenie? No cóż, zdrowa osoba pewnie też by je odczuła po takim intensywnym dłuuuugim dniu…

A dziś nicnierobienie, tylko najpierw przed skwarem muszę pojechać do apteki i pilnować się, by ze zastrzykami nie przywieźć jakichś kfiatkuf ;p