Godziny tu i tam…

Wtorek, dla jednych potworek, dla drugich nie…

Budzik zadzwonił 1,5 godziny wcześniej niż zazwyczaj. Kilka minut jeszcze leżę w ciepłej pościeli. Wstaję. Mój organizm się buntuje, więc na początek dnia obejmuję muszlę. Prawie standard. Ogarniam się. Schodzę na dół, OM podtyka mi śniadanie pod nos. Martwi się, że tak mało zjadłam. Do torby pakuję książkę, okulary do czytania, telefon, suchą bułkę, pączka, i pół litra soku z buraków. Nie zapominam o okularach słonecznych. Dzwoni telefon. Pytanie- odpowiedź. Wsiadam do Julka i po chwili już jestem w domu Najmłodszych. Czytam instrukcje zostawione przez Tuśkę odnośnie posiłków, życzę Pańciowi miłego dnia w przedszkolu, bo właśnie do niego wyjeżdża ze swoim tatą. Zostajemy z Zońcią same.

W mieszkaniu jest Tuśka, Misiek i przyszła Ciocia do pomocy. Panowie z transportu medycznego przyjechali o półgodziny za wcześnie, muszą poczekać. Jest nerwowo, bo Mam się denerwuje- od czterech tygodni nie opuszczała swojego łóżka.

Wsadzam Zońcie do jej krzesełka i już wie, że będzie jadła, więc buzia się uśmiecha. Ach jaka dobra kaszka! Nie? Gdzieś w połowie miseczki Księżniczka się buntuje. Nie pomaga warzyła sroczka kaszkę…Włączam a niech mnie ukamienują  program z bajkami, akurat leci „Michałek” do którego nasza Dziewczynka zawsze się śmieje w głos. Miseczka pusta.

Dzieci z babcią już na oddziale. Tuśka się irytuje, że panuje kolejkowy chaos w czasie przyjęcia. W końcu jakaś pielęgniarka się lituje i woła lekarkę prowadzącą. Ta po wywiadzie decyduje, że muszą być dokonane prześwietlenia, więc wysyła Mam na SOR. Tuśka zostaje z torbą na oddziale, Misiek podąża za babcią i pielęgniarką na dół. Zanim się obejrzał, babcia znikła za szklanymi drzwiami, za które już nie miał dostępu. Jest i Tata, ale tak zmęczony po nieprzespanej nocy, że idzie spać do samochodu. (Nie doczekał się, więc wrócił do pracy).

Mijają godziny. Zońcia odłożona do swojego łóżeczka, zasnęła na południową drzemkę. Robię sobie kawę, wyciągam pączka, książkę. Siadam na wygodnym fotelu z podnóżkiem przy oknie, przez które zagląda słońce. Trochę czytam, piszę na WA, rozmawiam przez telefon… Tuśka w końcu schodzi na dół do brata, bo pielęgniarka uświadomiła ją, że babcia decyzją lekarza z SOR-u może znaleźć się na innym oddziale- tym co w grudniu. Dzieci się denerwują, bo nie mają dostępu do babci, a mija kolejna godzina. Udaje im się podać banana i wodę w butelce- żal im serce ściska, że babcia przez tyle godzin siedzi na wózku.

Księżniczka się budzi. Po konsultacji z Tuśką wychodzimy na spacer przed obiadkiem. Zońci to w graj. Śmieje się pełną gębusią. Pogoda cudnie słoneczna, choć wieje. Nie ryzykuję wyjścia za posesję, ze względu na własną kondycję. Wszak to mój też pierwszy od dłuższego czasu tak długi pobyt na powietrzu… Jazda wózkiem ponownie usypia dziecko. Siadam na kanapie ogrodowej, wystawiam łeb do słońca. Zamykam oczy, promienie mocno ogrzewają moją twarz. Na moment odlatuję… Jestem zupełnie w innym miejscu. Najpierw na szczycie góry, szczęśliwa, że ją zdobyłam… Cisza i spokój. Błogo. Potem idę brzegiem plaży… nie słyszę szumu morza. Skupiam się, może usłyszę choć świergot ptaków. Cisza. Otwieram oczy. No tak, choć stąd jest bliżej do lasu niż ode mnie, to jednak teren wokół naszego domu jest bardziej zadrzewiony, więc skrzydlatych sporo, to i świergolą.

Zońcia pięknie wsuwa spaghetti bolognese (tym razem ze słoiczka i bez bajki w tle). Po posiłku kładę ją na matę z zabawkami i zaczynamy zabawę. Tak właściwie to Księżniczka potrafi pięknie bawić się sama, ale ja potrzebuję wspólnego chichrania się, więc ląduję na podłodze razem z nią. Mam w tym czasie w końcu zostaje odtransportowana na górę, na oddział. Ktoś się zlitował i nakazał, mimo iż papiery jeszcze niewypełnione, a pulmonolog na oczy nie widział pacjentki. Ten sam co w grudniu, ta sama sala. Tuśka rozmawia z pielęgniarkami, bo oczywiście lekarza prowadzącego już nie ma- pracuje do 14. Jest po 15. Misiek próbuje dowiedzieć się, kto jest lekarzem dyżurującym i gdzie go można „dorwać”. To nie takie proste, bo zapytana pielęgniarka sama nie wie, kto i gdzie. Zdobywa nazwisko, ale po 40 minutach poszukiwań, poddaje się. Babcia w tym czasie już jest zaopiekowana na sali. Oprócz pielęgniarek są też dodatkowo opiekunki; dzieci mają nadzieję, że dobrze się zajmą babcią, która ma zakaz chodzenia samej do toalety, i przypilnują z jedzeniem… (Tu mają wątpliwości). Tuśka wraca do nas, Misiek do siebie…

W domu OM podaje mi kolację pod nos. Wtulam się w koc. Daję jeszcze radę obejrzeć p. Nowacką w „kropce” i wlokę się na górę. Telefon od Taty. Coś go łapie, kaszle… Mówię, gdzie jest termometr, martwię się…

Dziś…

Jeszcze jestem w łóżku, piję kawę, Zaraz pojadę do Zońci. Pańcia z przedszkola odbiera OM, zostaje u nas na noc. Misiek od rana w szpitalu. Rozmawiał z lekarką prowadzącą, która… jeszcze nic nie wiedziała na temat swojej pacjentki. Może ściągną do końca wodę z płuc (wczoraj tylko ściągnęli część), a może założą dren. Wypożycza lekarce całą dokumentację medyczną babci. Znów jest zdegustowany, bo zanim „dorwał” lekarkę, to nikt nie wiedział, gdzie ma jej szukać. Przegonili go przez oddział zakaźny, gdzie każdy w maseczce, bo gruźlica…

Tak, dzieci mają niezłą lekcję życia. Fakt. Pięknie ją odrabiają.

Jutro jadę do DM, prosto do szpitala do Mam. W piątek mam TK w swojej klinice.

26 myśli na temat “Godziny tu i tam…

  1. Jak tak się widzi swoje dzieci, które w razie potrzeby zachowują się „jak trzeba” to zaciska trochę w gardle, co nie?
    Nieustannie jestem z mocami….

    Polubienie

    1. Zaciska. Pięknie mnie zastępują, wyręczają. Miałam wcześniej jechać do DM, ale Tuśka zarządziła, że lżej mi będzie spędzić ten dzień z półroczną Zońcią. Do OM powiedziała już po powrocie: „Mama nie dałaby rady”…
      Mam przez ostatnie dni-od soboty- zrobiła się trudna, nie chciała z nikim współpracować, wszystko jej przeszkadzało- no łatwo nie było, tym bardziej jestem z nich dumna.
      Dzięki.
      😘

      Polubienie

  2. Wspaniałe masz te „dzieciaki”. Wiem, wiem, „wychowały się same” ale mimo to gratuluję Ci z całego serca, że są takimi porządnymi ludźmi ❤️
    I z całych sił posyłam MOCE, bo dużo dzieję się u Was i chyba mało masz czasu na odpoczynek 😘😘

    Polubienie

    1. No przecież… ojciec ciągle w pracy albo w barze, a matka po szpitalach- dziw, że opieka się nie zainteresowała 😉
      Dzięki ❤️❤️❤️😘😘😘
      Wykorzystuję każdą chwilkę, żeby schować się pod kocyk.

      Polubienie

  3. To duże szczęście móc ze spokojem i podziwem przyglądać się poczynaniom dorosłych dzieci.
    Sposób przyjmowania do szpitala tragiczny, brak słów na tą rzeczywistość.
    Jak dobrze , że masz tą słodką i grzeczną terapeutkę pod ręką 😉
    Roksanno moce i siły na nadchodzące dni :***
    (uważaj na siebie! wiem, wiem …ale chociaż się postaraj :**)

    Polubienie

    1. Ech, to wcale nie jest permanentny stan (też mają swoje za uszami i potknięcia), ale kto nie popełnia błędów? Matki zawsze się martwią, jedne tylko bardziej, inne mniej 😘
      Na chemioterapię przyjmują na oddziale, ale już na inne, pacjent musi przejść przez SOR, a tam sodoma i gomora 😱
      Oj tak! Choć dziś już tak słodko nie było, za to słodko zasnęła wtulona we mnie, bo zostawiona w łóżeczku płakała i obudziła się z płaczem, a właściwie z darciem się na całą wieś. Winny był brzuszek, bo powykupkaniu się uśmiech powrócił 😀
      Staram się starać się 😘😘😘

      Polubienie

  4. Dzieci to skarb. Mądre, empatyczne dzieci to wielki skarb. Takie wychowaliście, takie macie. 👏👏👏
    Są gwarancją tego, że Pańcio i Zońcia, a w przyszłości dzieci Miśka, też będą dobrymi ludźmi. Wzrusza mnie takie naturalnie dobre zachowanie ludzi.

    Korzystaj z tej lutowej wiosny, z Zońciowych uśmiechów, ze spotkań z Pańciem. Ładuj akumulatory przed czwartkiem i piątkiem.
    Moce najgorętsze przesyłam!💜💜💜

    Polubienie

    1. Pewne rzeczy wydają się naturalne-zakładamy, że tak trzeba i już- ale dopiero jak zaczynają się dziać i widać ile wysilku trzeba włożyć w reorganizację życia, ile emocji to kosztuje, to zaczynamy doceniać pomoc, każdy gest… i to bycie razem w tym wszystkim.

      Dziś po powrocie do domu, chłopaki już w nim byli, klapłam na kanapę, a Pańcio do mnie: wymęczyła cię Zosia. Zaprzeczyłam i opowiedziałam, co robiłyśmy, pokazałam dzisiejsze zdjęcia. Od razu kazał sobie je przesłać, bo wiesz babciu, to moja siostrzyczka, a ja ją tak bardzo kocham 😍No i jak tu się nie wzruszać.

      Moce potrzebne w ilości hurtowej! W piątek szczególnie- niech TK niczego nowego nie wypatrzy!
      Buziaki 😘😘

      Polubienie

  5. Dobrze, że ma Cie kto wyręczyć, bo ja zaczynam już warczeć, na połamańca. 😦 Dziś mi oznajmił, że nie smakuje mu mazidło do pieczywa, a i chleb również, więc mam mu kupować tam, gdzie on to robił. 😦 Możesz sobie wyobrazić, co usłyszał… Końcówka była tylko jedna – spadaj sam do sklepu – noga od piątku w gipsie od czubka stopy, aż prawie do pachwiny… 😦
    Zosia, jako rozweselacz jest najlepsza… 🙂 🙂 🙂

    Polubienie

    1. No przecież, nie wiedziałaś? Chleb Musi być TEN a nie inny i do tego finuu, a jogurt tylko Augustowski. Na szczęście chleb i mleko kupuje Tata, wie gdzie😀
      Łatwo nie jest.
      To długo z tą nogą, a potem jeszcze rehabilitacja pewnie. Nic tylko uzbroić się w cierpliwość.

      Polubienie

  6. Że masz super zgraną i cudowną rodzinę to już po prostu nie będę się powtarzać.
    Każdy dobrze wie, że dobra bajka zaostrza apetyt 😀 My sobie czasami oglądamy Gesslerkę do kolacji, dla wzmocnienia efektu 😀 Tamaluga ostatnio oglądała do śniadania jak Mickey coś tam gotował, i stwierdziliśmy z Tomkiem, że to dziecięcy odpowiednik Gesslerki 😀
    Dużo sił i wytrwałości życzę. I zdrowia wam wszystkim.

    Polubienie

  7. jakbym czytała historię choroby mojej mamy. Teraz kiedy już Jej nie ma ponad trzy lata, przypominam dzień po dniu. Trwało to w sumie osiem miesięcy…czuwania w szpitalu i w domu. W pojedynkę i bez „zmienników”, było bardzo trudno. To wielkie szczęście, gdy jest komu zastąpić, choć na kilka godzin. Oszczędzaj się, choć troszkę. Nie zatrzymasz przeznaczenia. Takie jest życie. Moje teraz też pełne „wrażeń”. Jak jedno wychodzi dobrze, to zaraz „za progiem” czyhają następne niespodzianki. Pocieszam się, że może z wiosną nabiorę więcej sił. Czytam na bieżąco i myślami jestem wciąż przy Tobie. Modlę się, by dobry Bóg dał Ci siły byś mogła to wszystko co zsyła los, jakoś przetrwać i cieszyć się życiem, dziećmi i wnukami. Niech moc będzie z Tobą.

    Polubienie

    1. Fizycznie sama bym poległa. Dziś nawet nie miałam siły podsunąć Mam wyżej na łóżku… Nie wyobrażam sobie opieki bez „zmienników” tym bardziej podziwiam. Bo to i fizycznie i psychicznie niezmiernie trudne.
      Oby z wiosną było lepiej i siły do Cię wróciły. Człowiek jeszcze tyle by chciał, a ciało odmawia i to jest frustrujące. Mnie złość bierze i zazdrość podszyta podziwem, jak widzę dużo starsze osoby, które są żwawe i sprawne, a tu jeszcze nie lata, żeby być taka mimozą 😉
      Sofi, bardzo Ci dziękuję za to że jesteś, za Twoje myśli, modlitwy- to wiele dla mnie znaczy. Jesteś ze mną właściwie od początku 😘❤️💕
      Dużo zdrowia dla Ciebie! Niech wiosna piękną będzie pod każdym względem!

      Polubienie

  8. W trudnych chwilach widać, czy rodzina jest silna, mocna miłością.
    Pamiętam jazdy z mamą po sorach. Oj, bywało bardzo ciężko, długo. Nieważne, że siostra znała diagnozę. Oni musieli po swojemu, czasami niepotrzebnie przedłużając. Ehhh…
    Dobrze, że masz takie dzieci. Może i same się wychowały:) ale miały skąd czerpać wzorce. Brawo Wy!
    Przesyłam moce na piątek!
    Dużo sił!

    Polubienie

    1. SOR to jakieś zuo. Już masz wchodzić do gabinetu i lekarz znika. Albo czekasz kilka godzin, żeby specjalista przyszedł z oddziału. Bywa tez tak, ze bada Cię ktos, kto ma całkiem inna specjalizacje i odsyła do domu…

      Dzięki 😘💕

      Polubienie

  9. I znowu nie napiszę nic mądrego, nic głębokiego, wzniosłego. Napiszę tylko, że ślę (a mam w końcu z czego – u mnie pięknie, słonecznie i ciepło) moc wielką mega przeogromniastą pozytywnej energii.

    Polubienie

Dodaj komentarz