(Nie) do przełknięcia…

Żaba jest i nie zniknie. Największym problemem teraz jest jej połknięcie. Dosłownie.

Przez całe swoje życie Mam miała problemy z połykaniem tabletek. Modliła się nad nimi niczym jakaś mniszka buddyjska, a często zwyczajnie sobie odpuszczała. Po części nawet ją rozumiem, bo choć nie stają mi one ością w gardle, to jakoś wolałam nie pamiętać o nich- nawet kurację antybiotykową rzadko wybierałam do końca. Z niepamięci mej. U Mam z wiekiem stałych leków przybywało, a teraz ma kolejne do przełknięcia. Toczymy więc boje, bo się buntuje i podejrzewa jakiś spisek. Misiek jak typowy facet posegregował tabletki w saszetki na każdy dzień- tylko te, które są przepisane na stałe. Zrobił też ściągę, a oryginalne pudełka posegregował wedle zastosowania na przypadłości. Wydawałoby się, że nic prostszego, tylko wyciągnąć z przegródek w odpowiedni dzień o odpowiedniej porze. Dla Miśka. Dla  mnie. Dla Tuśki. Dla każdego z opiekunów. Nie dla babci. Babci, która sama dla dziadka zakupiła saszetki i od kilku lat raz w tygodniu uzupełnia je lekami. Ale nie z nią te numery!

Problem poruszyłam na wizycie u maminej doktor rodzinnej, do której wybrałam się sama z duszą na ramieniu bojąc się, że wszelkie wirusy i bakterie mnie zaatakują, jak tylko przekroczę próg i usiądę pod gabinetem ( tylko miły chłopczyk strzelał do mnie z pistoletu),w sprawie konsultacji przede wszystkim leków przeciwbólowych, ale również na nadciśnienie. Poruszyłam też problem z połykaniem, bólem żołądka (leki osłonowe), który jest mocno obciążony i oczywiście nadmieniłam o „saszetkowym buncie”. Lekarkę w ogóle ten bunt nie zaskoczył, powiedziała mi, że często właśnie to pacjentki, które przez całe życie zarządzały i rządziły, sprzeciwiają się takiemu łykaniu bez bezpośredniego wyciągania z listka, bo co wy mi tu dajecie! 

Dostałam od Pani Doktor jasne wskazówki, rozpiskę co brać, co ewentualnie odstawić, jakie leki doraźnie- omówiłyśmy różne warianty. Wyszłam z przeświadczeniem, że Mam trafiła na sensowną, bardzo w porządku i empatyczną lekarkę rodzinną oraz ze skierowaniem na pobranie kontrolnej morfologi w domu pacjentki i… ze skierowaniem do hospicjum domowego…  Jak również z lekkim nerwem, że takie dokładne instrukcje odnośnie leków każdy pacjent powinien dostać już w szpitalu przy wypisie. Ale tam oprócz wypisania recept i dawkowania nic więcej nie powiedzieli. Zresztą, gdy podczas rozmowy z lekarką prowadzącą zapytałam się, że jakby coś się działo, to czy mamy przywieźć mamę do szpitala, to usłyszałam, że najpierw do lekarza rodzinnego albo do przychodni paliatywnej. Umywają ręce. A tak miało być pięknie w onkologii. No cóż, jeśli kierownik oddziału chemioterapii, przyjmując Mam na oddział, pyta się jej, co to jest ta karta DiLO… Heloł… gdzie i na jakim etapie jesteśmy???

Z gulą w gardle pojechałam do miejsca, które głośno nawet przy Mam nie wymówiłam. I nawet nie chodzi tu o słowo „hospicjum”, bo to ośrodek, w którym prowadzi się nie tylko hospicjum stacjonarne i domowe, ale również funkcjonuje poradnia paliatywna, ale wystarczyłoby, żebym powiedziała do jakiej dzielnicy się udaję…  Wejście główne, do sekretariatu na dzwonki i ta pustka na korytarzu i panująca cisza… przejmujące. Ale bardziej przejmujące jest to, że na opiekę w domu czeka się… 2-2,5 miesiąca. I że wygląda ona tak, iż dwa razy w miesiącu przychodzi lekarz, a pielęgniarka dwa razy w tygodniu. Pani (lekarka?), z którą rozmawiałam, zauważyła, że jestem w lekkim szoku, i pewnie nie ja pierwsza i ostatnia pytam się o możliwość wynajęcia prywatnie opieki. Nie ma takiej możliwości. Tego się spodziewałam, ale jak wytłumaczyć to Tacie? On chce lekarza codziennie! L E K A R Z A!

Zapisuję Mam do kolejki i czuję, że za chwilę mój system odpornościowy rozsypie się na kawałki… Pani robi mi uprzejmość i załatwia formalności bez dowodu pacjentki.

Dobrze, że po powrocie u Mam jest wciąż Ciocia. Mogę na chwilę zniknąć w mieszkaniu obok, skulić się pod kocem i wyłączyć dopływ jakichkolwiek bodźców zewnętrznych. Tylko że powinnam jeszcze wyłączyć telefon. Dzwoni Tata, że nie dostał wszystkich recept na swoje leki, bo brakuje zaświadczenia od specjalisty, które jest w jego czerwonej teczce. Trzeba zrobić ksero (pójść do biura) i zanieść do przychodni, bo on jest na spotkaniu i nie zdąży. Mówię mu, że przychodnia do 20… ale nie dociera. Mówię, że chwilę muszę odpocząć i to załatwię. Po chwili drugi telefon z informacją, że po teczkę przyjdzie pracownica z biura i jak wróci ze spotkania, to sam zaniesie do przychodni. Nawet nie wiem, czy czuję ulgę, że nie muszę wychodzić… A dzień wcześniej kazał już teraz natychmiast zrobić mu ściągę z dawkowaniem leków dla mamy i on będzie tego pilnował. Bossszzzz nie najpierw sam swoje ogarnie!

Te kilka dni wyczerpały mnie fizycznie i psychicznie. Psychicznie aż tak nie musiały, gdyby Mam bardziej współpracowała, a nie zachowywała się czasem jak dziecko, a Tata… Tata już się nie zmieni, choć widać, że się czasem stara ale i tak każdego dnia mamy ochotę go zmordować. Wstaje półgodziny wcześniej, żeby po sobie… zaścielić łóżko. I robi to tak, że nie muszę poprawiać. Pozostałe rzeczy bez zmian…

No, ale nikt nie mówił, że będzie lekko…

Wszystko jest do przełknięcia, ale… noszzz podgrzewana mleko tak śmierdzi, że gdyby akurat nie przyszły Dziecka Młodsze, to z pewnością by wykipiało, bo ja bym obejmowała w tym czasie muszle klozetową. Z czułością ;p

Do DM przyjechał po mnie OM, co ucieszyło syna, który mnie tylko podwiózł do niego w umówione miejsce i nie musiał gonić zaraz po egzaminie w tę i nazad, szczególnie że w niedzielę też coś zalicza. Mam zostawiłam pod opieką wujostwa, a wieczorem dojechała Tuśka. Po drodze kilka telefonów od Pańcia, który czekał, żebyśmy go zabrali do siebie. Zońcia została ze swoim tatą w domku. A w moim domu czekał na mnie soczek z buraka i… truskawki. (Iza, to przez Cię OM chyba czytał w moich myślach ;))

Do wtorku mam zamiar żyć swoim domowym życiem. (Leżeć, nicnierobić, przytulać się do Najmłodszych, obejrzeć choć jeden odcinek serialu nie zasypiając przy tym!!! i wyspać się we własnym łóżku). Choć oderwać się całkowicie nie sposób- telefoniczny kontakt nie może być przerwany, szczególnie że wszyscy mają potrzebę konsultacji ze mną.

Miłej niedzieli! 🙂

Z budujących wieści to ta, że potrafimy być solidarni, mieć silne poczucie obywatelskości i że choć ministrowi kultury i dziedzictwa narodowego udało się już jeden teatr zniszczyć, obsadzając go swoim dyrektorem, to nie uda się zniszczyć ECS. Brawo my! A Panią p.o Prezydenta Gdańska to powinno się sklonować!!! 🙂 I cudnie, że mamy takie cudowne Krawcowe w kraju 🙂

 

 

45 myśli na temat “(Nie) do przełknięcia…

  1. Oj ja tez nie jestem latwym pacjentem co do lekow, kiedy bylam w szpitalu kazda tabletke ogladalam i polykalam pojedynczo a pielegniarka stala i czekala, a tabletek bylo duzo, a jak mi spadla tabletka na podloge, pielegniarka nie chciala mi oddac, tylko szla po nowa. Robilam tez rozne teatrzyki, wlasnie zachowujac sie jak dziecko.
    Kiedy wychodzi sie ze szpitala dostaje sie wszystkie leki tak mniej wiecej na miesiac (placi sie pozniej i doslownie grosze), sam farmaceuta przynosi leki, wyjasnia i daje dokladne opisy na papierze.

    Polubienie

    1. W dzieciństwie często miałam anginy i dostawałam takie brązowe tabletki do ssania- okropne! Lądowały za tapczanem albo spuszczałam je w klozecie. Dziś do brania swoich piguł nałożyłam sobie reżim- dzwoni budzik i łykam, inaczej już dawno bym poległa. Na szczęście jest to wprawdzie 8 piguł na raz, ale tylko dwa razy dziennnie.
      Właśnie tego opisu zabrakło. Nie byłoby problemu, gdyby na jedną dolegliwość były tylko jedne tabletki, a dostała 2-3 różne. I nikt nie powiedział, że przeciw bólowe ma brać jako lek stały, a nie doraźnie.

      Polubienie

  2. Przeszłam tą drogę hospicyjną z moją mamą ,tyle że było to 20 lat temu i opieka ta, nie była taka popularna.W gdańsku jest hospicjum im.Księdza Dutkiewicza ,kiedy ja korzystałam z ich pomocy ks.Dutkiewicz jeszcze żył i pomoc w opiece nad mamą uzyskałam z dnia na dzień,również pomoc sprzętową ,osobiście ks.Dutkiewicz odwiedził mamę , zorientował się co potrzeba,wypożyczono nam łóżko p.odleżynowe ,była z nim dr Lato,która opiekowała się mamą przyjeżdżała kiedy była potrzebna, nauczyła nas jak i kiedy podawać mamie morfinę w razie nagłęj potrzeby była pod telefonem.Ale to było przeszło 20 lat temu,ks.Dutkiewicza i dr Lato nie mam już wśród żyjących zostało hospicjum jego imienia, które bardzo wspomagał prezydent Adamowicz.3 lata temu na raka umarła moja siostra,również korzystała z opieki domowej hospicjum, ale to już wyglądało podobnie jak u Ciebie.Coraz więcej chorych potrzebuje opieki z zewnątrz a nasze władze są nie wydolne ,tak potrzebne hospicja są nie dofinansowane.Od kiedy istnieje ta możliwość mój 1% wpłacam na fundację hospicyjną w Gdańsku .
    Ja również mam problem z braniem leków ,oprócz ” lekowstrętu” mam problem z połykaniem tabletek ,wiem że tak nie można ale popijam jogurtem, może Twojej mam też jakoś urozmaicicie podawanie,coś w nagrodę.
    Wypoczywaj ,ciesz się z otaczającej cię młodości , bo to naładuje Twoje akumulatory na czekający Cię czas. Krystyna

    Polubienie

    1. Słyszałam o tym gdańskim hospicjum.
      Na taką opiekę będzie coraz większe zapotrzebowanie, a lekarzy i pielęgniarek jest za mało. Mam jeszcze nie potrzebuje takiej intensywnej, ona twierdzi, że w ogóle, ale Tata się upiera, najchętniej widziałby u niej lekarza codziennie.
      Krysiu, nie wiem co miałoby być tą nagrodą, jest kłopot z jedzeniem, i to duży i jest to największy problem w tej chwili. Mam ma największy problem z połknięciem, popija wodą z butelki z dziubkiem bo inaczej nie potrafi.
      Serdeczności.

      Polubienie

      1. Roksanna może na poprawę apetytu spróbujcie MEGACE, To zawiesina, na receptę. Opieka hospicyjna przyda się. Ja swojej mamie tłumaczyłam, że w razie kiedy będzie potrzebna recepta na jakis lek, pobranie krwi itp. to nie trzeba biegac po przychodniach tylko wszystko jest pod ręką. I tak tez było u mojej mamy. Jesli będziesz miała jakies pytania to chętnie pomogę. My niestety ta walke już zakończyliśmy. Moja mama była pod opieka hospicjum dwa lata.

        Polubienie

        1. Mamy tę zawiesinę, problem pierwszy, że nie chce jej brać, drugi, że też obciąża żołądek. Od wczoraj je ciut lepiej.
          Wiem, choć przychodnię mamy na osiedlu i Rodzinna komunikatywna i pomocna, to jednak chciałabym zapewnić szerszą i stałą opiekę. Teraz uruchamiam kontakty, żeby coś/ kogoś prywatnie.
          Dziękuję, na pewno jeśli będę w potrzebie to zapytam. Na razie stajemy przed dylematem drugiej chemii…

          Polubienie

          1. Lekarz z hospicjum dostępny jest całą dobę w razie konieczności. W razie konieczności wystawia tez skierowanie do szpitala i na transport medyczny. Życzę, żeby wszystko jak najdłużej było w miarę normalnie.Ewa.

            Polubienie

            1. Dlatego się nie zastanawiałam i zgłosiłam Mam do przyjęcia- będą dzwonić. Ale drugim torem też poszukuję dostępnej medycznej opieki. Wszystko łatwiejsze by było, jakby żyli nasi Profesorowie, ale to pokolenie rodziców- byli od nich starsi tak ok.
              10 lat.
              Ewa, bardzo dziękuję.

              Polubienie

      2. Lekarzy medycyny paliatywnej jest o wiele za mało – wyczytałam, że niecałe 500 w całym kraju, a wg MZ powinno być ponad 1000, co pewnie oznacza, że tak naprawdę ponad 2000. W sumie trudno się dziwić brakowi chętnych… nie dość, że kasa mniejsza niż w innych specjalnościach, to szans na poczucie sukcesu w postaci wyleczonego pacjenta brak. Inne sukcesy pewnie i owszem, ale… mało jest ludzi wystarczająco silnych psychicznie na taką pracę nie chwilowo czy okazjonalnie, tylko przez całe życie. Leczenie bólu też leży, tak nawiasem – co oglądałam w miarę niedawno na moim kliencie z silną neuropatią po wypadku.

        Z tym jedzeniem – nutridrinki trochę dokarmiają pacjentów z zanikiem łaknienia. Spróbujcie może? Jeśli Mam lubi jogurty, to ten numer przejdzie zupełnie bezboleśnie. A każda przełknięta (i zatrzymana) łyżeczka ma dużą wartość…

        Trzymaj się tam… ❤ ❤ ❤
        I nie zamorduj Taty, bo nie ma czasu na zabawę z aresztem tymczasowym, nawet jeśli później sąd by Cię uniewinnił na 100%. 😀

        Polubienie

        1. Wszystko to niestety smutna prawda 😞
          Co do leczenia bólu, to na razie nie nam zastrzeżeń, to raczej moi bliscy ( Ciocia i Misiek) chcieli uchronić mamę przed opioidami. Ale nie wiem, jak będzie dalej…
          Nutridrinki ( fuj, fuj 🤑) są w użyciu. Była króciutka przerwa-bunt- , ale z powrotem wróciły do codziennego menu, choć przestały smakować, bo są za słodkie.
          Areszt rozważę, bo to lepsze niż bycie Wandą co nie chciała Niemca, tyle że zamiast Wisły byłaby Odra- jak widzisz, mam różne myśli 😜
          😘😘😘❤️❤️❤️

          Polubienie

              1. Spróbuj na sobie, czy taki dokwaszony cytryną nutridrink jest bardziej jadalny. 🙂
                Genialne to one nie są, ale jogurt przypominają… I fakt, słodkie są masakrycznie. Ale moja teściowa słodkie lubiła ogólnie, więc nie to było problemem, tylko ogólny brak łaknienia. No i meta w wątrobie…

                Polubienie

              2. Iza,
                NIE WIERZĘ, że mi to proponujesz👿 Jestem jednostką wybitnie nie przystosowaną do takich prób. On mi zalatuje jakimś proszkiem i tego przebić się nie da! Ja też kubię słodkie!!!! Nawet drinki 😜

                Polubienie

              3. Miałam na myśli jedną-jedyną łyżeczkę kontrolną, jaki to daje efekt… 🙂 No dobra, nie jesteś dostosowana, nie ma tematu.
                A „zalatywanie” opisałam delikatnie, przez „genialne nie są”. 😛 Wiem, jakie są, robiłam za królika doświadczalnego, ale problem słodkości nie istniał.

                Polubienie

              4. Efekt może być spektakularny ;p Też kilka zaliczyłam. Najszybciej wchodziły na zimno, ale wtedy gardło wysiadało. A potem basta, odrzuca do dziś… a może w całym mym dożywianiu mnie (po operacji i w czasie chemii) wypiłam 5-6 sztuk… Jogurtów nie pijam, chyba że są to naturalne i dodane do własnych owoców.

                Polubienie

  3. Roksano,przytulam:) Wiem sporo na ten temat – nie mam już rodziców.
    Cudownie,że masz takie kochane dzieci, no i słodziaki do przytulania 🙂
    Odpoczywaj zatem,dużo słonka,mimo wszystko..

    Polubienie

    1. Dziecka są kochane i stają na wysokości zadania. Otrzymali dużo miłości od dziadków, więc teraz to naturalne, że są przy nich.
      Łapię każdy promień, kolekcjonuje nawet półuśmiechy jaj bezcenne skarby…
      Dziękuję.

      Polubienie

      1. Dzieci masz wspaniałe . Aż ciepło się robi na sercu gdy piszesz jak pomagają i uczestniczą w życiu Dziadków ❤️
        Roksanko 😘❤️😘❤️

        Polubienie

  4. Roksano,
    Dobrze, że jesteście. Masz fajną rodzinę, która się jedniczy w pomocy.
    Mój tata był pod opieką hospicjum, najpierw domowego, potem stacjonarnie. Domowe niestety, wyglądało tak, jak u Was.
    Gdy już nie mógł wytrzymać z bólu zdecydował się na stacjonarne. To był dobry wybór. Czuł sie zaopiekowany, my byłyśmy spokojniejsze. Na weekendy wychodził do domu.
    Współczuję Wam teraz tego trudnego czasu. Oby udało się go w miarę spokojnie przejść.
    Dużo sił!

    Polubienie

    1. Na stacjonarne jest jeszcze za wcześnie. Mam nadzieję, że dużo za wcześnie. Na razie ból jest całkowicie opanowany dwiema tabletkami na dobę. Jeśli występował, to był od żołądka- pomogły kropelki. Wczoraj po jedzeniu nie wystąpił, może zadziałały podwojone osłonowe.
      Gdyby Mam się nie broniła tak przed tymi tabletkami, byłoby łatwiej… i jej i nam…
      Dziękuję.

      Polubienie

  5. Kilka lat temu w DM moja koleżanka opiekę hospicjum domowego dla mamy dostała z dnia na dzień. Raz w tygodniu przychodziła opiekunka na osiem godzin, żeby córka mogła odetchnąć . Dostała też opiekę psychologa. Lekarz pojawiał się na żądanie. Nie pamiętam, jak było z opieką pielęgniarską, ale nie kojarzę, żeby się na nią skarżyła. Widac dużo się od tego czasu zmieniło. Szkoda…

    Moja Mama też miała problem z połykaniem tabletek. Stawaly w gardle, krztusila się nimi. Ponieważ problem dotyczył tylko ich, więc wszystkie tabletki zagniatała w chleb. Z połknięciem chleba problemu nie było. Wszystko kryje się w mózgu…

    Z mlekiem mam tak samo. Brrrr! Mogę pić zimne, lekko podgrzane, ale nigdy zagotowane! I co śmieszne – za nic nie wypiję ciepłego mleka z kubka, a owsiankę zalaną mlekiem zjem bez problemu. A niech bym poczuła, że sąsiadka gotuje mleko! Echmózg…

    Przytulaj się do Księżniczki i Pańcia! Czerp energię, skąd się da. Podsyłam Ci też swoją! 🌞😃💜

    Polubienie

    1. Drugie dla dorosłych jest na Pomorzanach, tam też trzeba czekać. Można załatwić też opiekę z MOPS-u, ale to nie o taką nam się rozchodzi.

      To prawda, mózg czasem staje nam na przekór 😉

      Dzięku za energię, w potrzebie jestem ogromnej…💕😘

      Polubienie

    1. Ech…
      względny ten spokój…
      Ale samo to, że dziś z łóżka wychodzę tylko na jedzenie, jest zbawienne 😉
      I dziękuję za tulipany💐
      Muszę kupić dla Mam, bo te od dzieciaków już zwiędły, a lubi cięte kwiaty. Jak wyjeżdżałam to ostał się ino bukiecik od Pani, która przyszła sprzątać.
      Serdeczniści Livio😘

      Polubienie

  6. Rzeczywiście nie masz lekko. Dobrze że dzieci i wnuki są blisko. Wyobrażam sobie jak kochasz te maleństwa.

    A ja zapraszam Cię znowu do Krainy Łemków…
    Serdeczności i przytulenia …

    Polubienie

  7. Niedawno, 2 miesiące temu, załatwilaiśmy dla Dziadka hospicjum domowe i w ciągu tygodnia była pierwsza wizyta. Pielęgniarka miała przyjeżdżać 2 razy w tygodniu ale gdy potrzebowaliśmy częściej to dzwoniliśmy i przyjeżdżali.

    Polubienie

    1. Niechcący nacisnęłam „opublikuj”. Chciałam dopisać że pewnie w mniejszych miejscowościach czas oczekiwania jest krótszy. I Bogu dzięki bo jak byśmy mieli czekac 2,5 -3 miesiąca to byłoby za późno a pomoc była potrzebna.

      Polubienie

  8. Moja Wika to tak nienawidzi tabletek, że… je rozgryza. Sensu mi w tym brak, ale ona zawsze była inna 😀
    Tekstu o truskawkach udam, że nie widziałam.
    Trzymajcie się wszyscy, bo trzeba to jakoś ogarnąć (no, dobra: tata nie musi :-D)
    Uściski 🙂
    P.S. Chyba do wiosny już z górki, co? Może nawet bliżej do tej Biedroniowej 🙂

    Polubienie

    1. Wspominaliśmy z moją Aliś, która bała się połykać tabletki, więc Mama kładła jej na język i pstrykała prosto do gardła 😆Dopiero jak zachorowała na żółtaczkę i znalazła się w szpitalu, to tam pielęgniarka nauczyła ją połykania i dziś może łykać garściami- dosłownie.

      Truskawek nie żałuj, były hmmm… trochę bezpłciowe 😉
      Dobrze by było, jakby Tata się ogarniał po całości 😉

      Powiało cieplejszym wiatrem, radością i optymizmem, ale i ogromnym populizmem- wystarczyła mi obietnica 30 dniowych kolejek do specjalisty, a po tym wizyta prywatnie, za którą płaci NFZ. Może i kasa by się znalazła, wszak można bardziej zadłużyć kraj, ale skąd weźmie tych specjalistów??? Teraz prywatnie czasem czeka się miesiąc do konkretnego.
      Buziaki😘

      Polubienie

      1. Tak, ja też zastanowiłam się nad tymi 30 dniami… Myślę: odbierze 500 plus, ale nie! On jeszcze dołoży 😀 Także, tego…

        Naparwdę wpstrykiwała jej tabletkę do gardła??? To dosyć niebezpieczne…

        Polubienie

  9. Jak ja Twoją mamę rozumiem!
    U mnie to genetyczne, babcia, mama taty, nie połknęła żadnej tabletki, wszystko rozpuszczała, łacznie z tymi, których nie można, zmarła na skręt jelit, ale w 86 wiośnie, więc nie można narzekać
    mój tato łyka, ale niechętnie
    ja jako dziecko przeżywałąm katusze
    w przychodni pokazywali mnie palcami, bo jako małe dziecko wolałam zastrzyk z antybiotyku niż straszną białą tabletkę:pp

    i tulę nieustannie…

    Polubienie

  10. Roksanno, proszę nakrzyczeć na chochlika, który wczoraj ukrył Twój wpis, a może ja byłam ślepa, bo głucha się zrobiłam, po wirusówce i w sobotę szukałam laryngologa, który mógłby mnie przyjąć i dać leki. Jeden szpital, nie bo trzeba skierowanie – w sobotę od kogo? pogotowie – dobra zmiana zniosła kontrakt na lekarzy specjalistów w wolne dni od pracy, a internista nie podejmuje się podania mi leków, kolejny szpital, przyjęto mnie i zbadano. Masakra.
    Ja mam to samo z moją Mam, z braniem leków. Zawsze była w tym samodzielna, ale ostatnio nie przyznała nam się, że miała z lewej strony na żebrach wysypkę – półpasiec i teraz walczymy z bólem, który nie chce przejść, a Jej trudno wytłumaczyć, że skoro ma zmienione przeciwbólowe, to nie może brać starych. Ufff, ulało mi się ciut. przepraszam.
    Trzymaj się cieplutko i odpocznij trochę w objęciach maluchów.

    Polubienie

    1. O ranciu,
      współczuję. Mam nadzieję, że leki zadziałały u Cię. I dla Twej Mam szybkiego pozbycia się półpaśca, choć to wcale łatwe nie jest, ech.. No, moja do tej pory tez była samodzielna, choć ja nabrałam podejrzeń czy aby na pewno brała wszystkie zalecane leki. Bo teraz to masakra, choć Tuśce się już nie buntowała, ale sama z siebie nic nie wzięła, mimo iż miała przyszykowane- trzeba podać, pilnować.
      Już muszę się zbierać do wyjazdu, ale te dwa dni były cudne.

      Polubienie

Dodaj komentarz