To ostatnia wizyta…

Może powinnam postawić znak zapytania, jednak moje doświadczenie podpowiada mi, że tak…ewentualnie przedostatnia.

Pan Tomek, „uparł się” w kwestii  moich włosów, a ja wręcz odwrotnie, więc poddałam się jego wizji, że za trzy miesiące będę miała na głowie…boba. Prędzej Boba Budowniczego, wszak papiery mam. Ale! Niech ma! Dopóki ja je mam, bo przyszłość ich niepewna, a raczej pewne jest, co nastąpi. Wizyty w salonie z ich powodu nie będą mi w głowie ani na. Raczej. Bo któż to wie, co…postanowię. Czasem jakość jest ważniejsza niż długość- i nie o włos tu chodzi.

Wczoraj z LP (przy okazji zabrania swojego auta z mojego podwórka i wypiciu wspólnie kawy) zgadałyśmy się o zakupie kwiatów. Mam prawie po sąsiedzku taką możliwość, ponieważ kilka lat temu sprowadził się do naszej wsi hodowca sezonowych kwiatów doniczkowych i rabatowych; wybór satysfakcjonujący w ilości gatunków i jakości. Jednak, mimo że blisko, to przez te lata, byłam tam może ze trzy razy. Dlaczego? Wprawdzie wyznaję zasadę, aby  w miarę możliwości dawać zarobić „swoim”, ale są pewne granice. Obsługujących znałam już wcześniej, zanim zaczęli pracować przy kwiatkach, i nic do nich nie mam. Jednak Pan Właściciel stworzył taką atmosferę rygoru podszytą  strachem, że nieprzyjemnie się tam przebywa, pomimo pięknego i pachnącego anturażu. Klient musi stać jak słup soli, nie wolno mu niczego z bliska obejrzeć, o dotykaniu w ogóle nie ma mowy. Tylko osobie obsługującej wolno przemieszczać się pomiędzy regałami, na których stoją kwiaty. Ta zaś, co chwilę zerka nerwowo, czy klient nie zrobił jakiegoś nieodpowiedzialnego kroku ( mimo wyartykułowanego zakazu) i nie zbliżył się do cennego towaru. Jeśli tak, to zaraz połajanki, bo „Wielki Brat” patrzy; później im się obrywa, a zdarza się i przy klientach. Zapach strachu przed pracodawcą zabija zapach kwiatów. Może komuś to nie przeszkadza- ja wolę kupować w innej atmosferze, nawet jeśli muszę pojechać dalej. Czasu nie zaoszczędzę, ale  oszczędzę sobie niechcianych wrażeń. Szczególnie że znam miejsce, gdzie sam właściciel i cały personel jest miły i bardzo pomocny w wyborze.

Przede mną absolutny zakaz jedzenia, co najmniej przez 1,5 doby. Byłoby to nawet do przełknięcia, gdyby nie nakaz wypicia rozrobionego proszku w 4 litrach wody; jeden litr w ciągu godziny albo szklanka co 15 minut…Dam radę, bo już to kiedyś przerabiałam, ale…Chyba podejmę środki ostrożności i odgrodzę się od bodźców zewnętrznych, tak , aby mnie nie denerwowały lub stresowały, bo w takich momentach mój apetyt wzrasta, nogi prowadzą do kuchni, a ręka sięga do lodówki lub po coś słodkiego…I to byłaby dopiero udręka…;)

A jak już jestem przy temacie, to muszę nadmienić, że LP ścieszona do imentu tym, że przez noc schudła ( kupiłam genialną wagę! ;)), ale przede wszystkim tym, że  waga udowodniła jej mężowi, iż waży ponad stówę, a nie 10-15 mniej, co wmawiał nam wszystkim 😉 Także tak.

 

27 myśli na temat “To ostatnia wizyta…

  1. Jak facet handlujący kwiatami może tworzyć tak niesympatyczną atmosferę? Dla mnie to jakiś okropny dysonans. Nigdy nie robię zakupów w sklepach z niemiłą obsługą, bo niby dlaczego mam znosić czyjeś fochy?

    Może i ja powinnam kupić nową wagę?…

    Serdeczności przesyłam:)

    Polubienie

    1. Mnie też się to kłóci…ewidentnie widać, że nie lubi ludzi, szczególnie do podwładnych ma specyficzny stosunek.
      Kwiaty to taki szczególny towar- ja zawsze potrzebuję trochę czasu na podjęcie decyzji, dlatego chcę mieć możliwość dokładnego obejrzenia. Nigdzie indziej nie spotkałam się z czymś takim, że klient sam sobie nie wybiera tego, co chce zakupić. Owszem, mogę pokręcić nosem i sprzedawca pogna pomiędzy regały kolejny, kolejny i kolejny raz- ale
      mnie to nie odpowiada.

      A co do wagi. Kiedyś nawet pisałam jak mnie stara oszukiwała, odejmując co nieco, więc może się zastanów 😉

      Serdeczności 🙂

      Polubienie

  2. Mnie zdarzyło się raz wejść do takiego sklepu ogrodniczego. Wyszłam po 2 minutach z komentarzem, że zamiast roślin w tym sklepie mają chyba porcelanę.

    Polubienie

      1. To ja Ci wyrażę głęboki podziw, bo takiej ilości płynów mój organizm by nie przyjął i tyle, po 3. szklance nastąpiłby nieodwołalny „stop”. W obliczu tych 4 litrów samo badanie to już pikuś… no, prawie. Jesteś dzielna. 🙂
        Zaś co do wagi, to z naszą (względnie) nową wagą konkuruję o uczucia mojego męża – ja nie mam wbudowanego wyświetlacza, który by mu ochoczo i przy każdym kontakcie pokazywał 25 kg mniej niż pół roku temu. 😀 Przewagę zyskuję tylko wtedy, kiedy mu się przypomni, że do pełni szczęścia potrzebuje jeszcze -10, a ta małpa póki co pozostaje przy 25… 😛

        Polubienie

        1. Jestem po pierwszej szklance i…już mam dość…Głowa mi pęka i bez myśli, że przede mną jeszcze 15 takich- nie wiem jak mi ta dzielność wyjdzie 😉 Oby tylko nie jednym otworem za dużo…;)

          Pół roku = -25 – jak tu się nie zakochać w takiej wadze ;D Mnie by wystarczyło -2,5 😉

          Polubienie

  3. U mnie na osiedlu jest sklep z materiałami budowlanymi , a właściciel toczka w toczkę jak te Wasze „kwiaciarze”. Sprzedawców/pracowników on nie ma, bo jak z takim debilem wytrzymać. Byłam u niego dwa razy i były to moje ostatnie razy 😛
    …chciałam kupić uszczelki 3/4cala do rurek wodnych…i mówię „proszę taką porządną garść” (a niech leżą w zapasie i jeszcze dla znajomego co się skarżył na przecieki). A gość do mnie: „po co Pani tyle tego?” JA mu na to „zupę sobie ugotuję!”
    To tylko część dialogu…ja już byłam wściekła i złośliwa bo gość sprzedaje takie a nie inne artykuły a ja musiałam się naprodukować że ja chcę takie podkładki i już! On zawsze coś komentuje, wypytuje a po co, a na co, a dlaczego…no ja pierdziele.

    …no wiem i ja, że kolonoskopia miłym przeżyciem nie jest. Jak trza to trza 🙂

    Polubienie

    1. I się przeżyło, prawie nic nie czując i nie wiedząc, co się dzieje.

      Wykrakałam w odpowiedzi na Izy komentarz- najpierw był chlust górą – całe 5 szklanek… potem poszło według instrukcji tylko w dłuższym czasie.
      A potem jeszcze chlust po badaniu- górą- taki mam urok 😉

      Polubienie

  4. Przypominam sobie sytuacje w sklepie: „czego?” no to ja na to „kilo magi do zupy” ot taki dialog…;} Pozdrawiam cieplutko i życzę znośnego picia:}

    Polubienie

    1. Było nieznośne i z przebojami…ale już za mną, badanie też.

      „kilo magi do zupy”-to i tak kulturnaś, bo mnie od razu ma myśl przychodzi- „gówna psiego”

      Dziękuję i serdeczności ślę 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz