Jestem przykładem…

Pewnie nie jedynym, na to, że  markery mogą być w normie, a skorupiak ma się dobrze. I żyłabym sobie w tej niewiedzy  pewnie jeszcze  jakiś czas, gdybym z powodu własnej intuicji i czuja pani Doktor, nie zrobiła w międzyczasie PET-a. PET robiony był 22 marca, ostatnie markery trzy tygodnie później  a ich wartości  wskazują, że wszystko jest ok. Wstrętne oszukańce!  Biorąc pod uwagę jeszcze styczniowy wynik TK,  który nie wykazał żadnych cech nowotworowych- powinnam wciąż spać spokojnie. Tyle że nie ze mną te numery…

To ważne (dlatego o tym piszę), żeby pamiętać, że wynik markerów nowotworowych nie zawsze jest w pełni miarodajny. Bywa tak, że wysokie wartości wcale nie oznaczają od razu toczącej się choroby, a niskie jej nie wykluczają. Czego jestem dowodem. Nie po raz pierwszy zresztą. To badanie jest badaniem pomocniczym, a nie rozstrzygającym.

Byłam bardzo ciekawa wyników. Tylko ciekawa: w normie czy nie. Obstawiałam normę, mimo wiedzy, iż skorupiak już ucztuje. One i tak nic nie zmieniły w dalszym postępowaniu.

W sumie to szczęśliwa nie byłam, że musiałam  odbierać markery w piątek, bo uważałam, że spokojnie mogłabym  to zrobić, kiedy przyjadę z wynikiem badania, które ma zadecydować o operacji.  A tak zafundowałam sobie kilkugodzinne czekanie w zatłoczonej poczekalni. Książki nie wzięłam, czego żałowałam już po pięciu minutach. Cholera gruba, ciężka, wielka, z twardą okładką i małymi literami, a ja ślepa nawet w okularach do czytania, gdy oświetlenie do dupy. W momencie przyjścia byłam piąta albo szósta a weszłam jako  pińdździesiąta któraś- straciłam rachubę. I z tego powodu, że kolejka nie miała nic wspólnego z ustaloną kolejnością, a przez jakiś czas osoby, które przyszły na końcu wchodziły jako pierwsze- to zawrzało,  a co poniektóre, krewkie, na oko starsze panie się zagotowały!  Najbardziej dostało się młodej dziewczynie, która podała swoje dokumenty pani Ilence (pielęgniarka z gabinetu pani Doktor), i po chwili została wezwana do gabinetu. Poza kolejką. Nie będę cytować co poleciało w kierunku jej chłopaka/partnera/męża, ale: wy młodzi bezwstydni, potraficie tylko wykorzystywać bezczelnie- było najłagodniejsze. Nie wytrzymałam i zwróciłam pani od najdłuższej tyrady uwagę. Na co usłyszałam, że: ona tu nie jest pierwszy raz, i tu tak zawsze etc...Zamilkła, kiedy odpowiedziałam, że ja bywam tu od 2008 roku, i owszem, bywa różnie, ale to nie wina pacjentów, że organizacja jest do de, więc nie ma co swej żółci wylewać na innych, a tak w ogóle to nikt tu nie czeka, by poprawić sobie urodę, tylko ze zdrowotnych powodów, i jest to przychodna przykliniczna, a nie gabinet prywatny. I tak w ogóle, to młode osoby też chorują. Na co cała poczekalnia zamruczała z aprobatą, a pan towarzyszący młodej osobie, która w tym czasie była w gabinecie, podszedł do mnie i zaczął się tłumaczyć (całkiem niepotrzebnie, ale pewnie z własnej potrzeby), że dostali pilny telefon, iż mają się zgłosić natychmiast po wyniki i z tymi wynikami do pani Doktor…

Nieraz narzekałam na brak jakiejkolwiek logistyki w tej przychodni. Można byłoby usprawnić przyjmowanie pacjentów, ale i tak nie wyeliminowano by tych bez kolejki. Taki urok każdej szpitalnej przychodni. Szpital wysyła do konsultacji nawet wtedy, gdy p. Doktor o tym nic nie wie. Dlatego nigdy nie wiem, ile czasu tam spędzę.

W międzyczasie do poczekalni weszła kobieta z dzieckiem na oko dwuletnim w wózku spacerowym. Po prośbie (drugi raz na nią trafiłam w tym miejscu), mówiąc, że ma ośmioro dzieci i potrzebuje na jedzenie. Starsze panie ( te same co wcześniej się awanturowały) zaczęły głośno wyliczać: osiem razy po pięćset,  zaraz kupę kasy  dostanie… Ale do swoich portfeli nie sięgnęły. Dostanie, ale i tak nie przestanie żebrać- w głosie usłyszałam nutki pogardy i oburzenia.

Jak wiecie, nie jestem miłośniczką projektu 500+ z różnych powodów, których nie będę po raz któryś przytaczać. Jednak widząc tę kobietę, nawet przez myśl mi nie przeszło to, co te panie wyartykułowały. Sięgnęłam do torebki, dałam nawet więcej niż za pierwszym razem…

Słonecznego i uśmiechniętego weekendu 🙂 Mój się taki zapowiada 😀

 

 

 

 

 

 

12 myśli na temat “Jestem przykładem…

  1. Być może mijamy się na którymś ze szpitalnych korytarzy, bo bywam ostatnio świadkiem podobnych scen. Jestem przypadkiem odwrotnym do Twojego – marker wysoki i nikt nie wie dlaczego.
    Trzymaj się dzielnie!

    Polubienie

    1. Szkoda, że w nas(ludziach) tak mało cierpliwości i życzliwości dla innych, z drugiej strony czasem trudno się dziwić…
      Trzeba powtórzyć za jakiś czas, ale pewnie już to zasugerowano, o ile -na szczęście
      !!!-diagnostyka nic nie potwierdza.
      I niech ten Twój marker się nie wygłupia i niech spada! w dół!

      Trzymam się, na razie wciąż dzielnie.
      Uściski serdeczne.

      Polubienie

  2. Jesli chodzi o ta kobietę z osmiorgiem dzieci, jakoś nie dziwi mnie oburzenie tych pan, bo przepraszam bardzo ale kto jej kazał tyle dzieci sobie robić? Rozumu nie miała? Nie wsparlabym takiej osoby, mimo ze wspieram chore dzieci czy zwierzaki w schroniskach.

    Polubienie

    1. Mnie oburzenie w takim wydaniu zniesmacza, choć właściwie nie dziwi, że się pojawia. Dawać nikt nikogo nie zmusza (ja też generalnie jestem za inną formą pomocy, ale czasem ulegam)- jednak mimo świadomości, że różne patologie (wielodzietność wcale nią nie jest) korzystają i wykorzystują wszelką pomoc państwa, czyli nas, to jednak daleka jestem od oceny konkretnej osoby, której życiorysu nie znam. Nawet nie wiem, czy faktycznie ma ósemkę dzieci, czy to zwykła ściema. I na co przeznaczy te pieniądze- widzę dziecko i mam nadzieję, że kupi mu coś do jedzenia. Daję albo nie, bez publicznego komentarza- to zostawiam ewentualnie na dyskusję prywatną albo na blogu ;)-jako przykład pewnych zachowań.

      Polubienie

      1. Rownież publicznie bym nie skomentowała ale mimo wszystko nadal uważam ze te panie miały prawo publicznie skomentować działalność tej kobiety polegająca na żebraniu właśnie dlatego Se robiła to w miejscu publicznym.

        Polubienie

        1. Prawa nikomu nie odmawiam- może mnie się to podobać lub nie. W tej konkretnej sytuacji nie- nie jest winą tej kobiety, że PIS uchwalił taki projekt, który min. wspomaga patologię…
          Trudno żebrać w innym miejscu, niż publiczne.

          Polubienie

  3. Ja nigdy nie daję pieniędzy,mogę coś kupić,dzisiaj podeszła do mnie kobieta która prosiła by jej kupić świece bo nie ma prądu w domu i siedzi po ciemku.Pieniądze można wydać na alkohol,wolę kupić np. jedzenie.

    Polubienie

    1. Masz rację. Pieniądze niekoniecznie muszą być wydane zgodnie z tym, na co prosi żebrząca osoba – chyba nikt nie jest aż tak naiwny, by nie brać tego pod uwagę.
      Raczej unikam takiego dawania, gdy ktoś mnie zaczepia, albo proponuję zakup jedzenia, jeśli jest taka sposobność. Trudno jednak to wykonać, gdy czeka się w kolejce do lekarza. Można tylko odmówić albo nie.

      Polubienie

  4. Przyznam szczerze, że nic bym pewnie nie powiedziała (w sensie komentarza), ale nie sięgnęłabym po portfel. Tutaj mam podobne stanowisko do Izy.

    Skorupiak naprawdę zasługuje na porządnego kopniaka prosto w korpusik. Takiego, żeby nawet do głowy mu nie przyszło wrócić.

    Polubienie

    1. Spróbujemy mu dokopać!

      Do samego wyciągania ręki „ po”^ mam podobne zdanie, z tym że zdanie to jedno, a w różnych okolicznościach czasem ulegam-miejsce i czas często ma na to wpływ.
      Sadzę, że ten komentarz dał też impuls.
      Dziecka mi szkoda, bo w mej pokrętnej logice, wymyśliłam, że może kobieta ma limit dzienny, i jak go uzbiera, to już nie musi ciągać dzieciaka…

      Polubienie

Dodaj komentarz