Krótka rozmowa na temat…

Kilka dni temu, odbierając Pędraczka z przedszkola, odbyłam krótką rozmowę z Panią Przedszkolanką. Bynajmniej nie na temat naszego Przedszkolaka 😉

Do tej pory, gdy tylko ukazałam  się Pędraczkowi w drzwiach przedszkolnej sali, to pędem rzucał się w moje ramiona z krzykiem: babciaaaa!- i  od razu wychodziliśmy, ledwo wypowiadając: do widzenia…:) I  tym razem okrzyk był, ale zamiast od razu ruszyć w moją stronę, zakręcił się wokół własnej osi i udając się do jednej z szafek z szufladami, oznajmił, że ma dla mnie rysunek. To dało czas Pani (byłej przedszkolance również moich dzieci) na podejście do mnie, zanim wraz z Pędraczkiem ulotniliśmy się w tempie błyskawicy 😉

Jeździ pani jeszcze do DM-  odrobinę zdziwiona słyszę pytanie, jak dla mnie retoryczne, na które od razu nasuwa mi się jedna odpowiedź: od 25.  lat nieustanie…Jednak moje szare komórki  nadżarte przez chemię;)) zaczęły intensywnie pracować, więc odpowiedziałam:

– Tak, obecnie co trzy miesiące…

Co trzy?, ja w tej chwili jeżdżę co pół roku…markery…Moja pani doktor zasugerowała, żebym zrobiła badania genetyczne, ale wie pani, ja się waham, bo jeśli byłabym obciążona, to jaki prezent bym zgotowała własnym dzieciom?

–  To nie jest dobre myślenie;  wiem, że niewiedza bywa milsza, ale wiedza daje oręż w postaci profilaktyki i łatwiejszego do niej dostępu. Gdy w rodzinie ktoś choruje, to i tak choroba dotyka najbliższych: większa  jest świadomość, znajomość i …większy strach. To czy zrobi się badania, czy nie, nie zmieni rzeczywistości, bo niezależnie od nich, jest się lub nie jest się  genetycznie obciążonym; zaś wiedza o większym ryzyku  zachorowania na dany typ nowotworu, automatycznie gwarantuje poszerzoną diagnostykę specjalistyczną i  jej regularność,  co daje większe szanse niezachorowania. Jeżeli  nie jest się obciążonym takim ryzykiem, to i tak warto się badać, bo zachorowalność na nowotwory ciągle wzrasta.

No tak, ja to wszystko rozumiem, ale dzieci są jeszcze takie młode, a tu taki prezent na starcie w dorosłość ( dzieci, są mniej więcej w wieku moich, Pani jest ode mnie 2-3 lata starsza).

Proszę nie myśleć w ten sposób;  przecież sam fakt, że zachorowała Pani, był i jest dla nich ogromnym przeżyciem, a zarazem doświadczeniem i…obciążeniem: musieli się oswoić z chorobą, skutkami leczenia, rokowaniami…  Dlatego  warto zrobić wszystko, by skutecznie zabezpieczyć się przed zachorowaniem. Młodzi również chorują, i warto o tym pamiętać i uprawiać profilaktykę. Ewentualne potwierdzenie nosicielstwa zmutowanego genu, w dużej mierze ułatwi dostęp do specjalistycznych badań w dobrych ośrodkach, a jeśli się nie potwierdzi, to i tak nie powinno to zwalniać  nikogo z czujności i dbałości o własne zdrowie, szczególnie gdy w rodzinie były zachorowania na nowotwory. Proszę uwierzyć, że z tą wiedzą da się normalnie żyć…i cieszyć każdą chwilą.

Dziękuję, bardzo dziękuję, jak to dobrze z kimś porozmawiać, teraz muszę sobie to poukładać w głowie…

Z reguły nie wdaję się w takie dyskusje i pytania odnośnie mnie i mojego skorupiaka ucinam w zarodku. Od obcych. Szczególnie tych z ( nie)mojej wsi. Jednak ta sytuacja była inna: lubię Panią, a jeszcze bardziej lubię jej Tatę, starszego przesympatycznego pana. Gdy jego córka (moja rozmówczyni) zachorowała, czasami, spotykając się w przelocie ( również w szpitalu onkologicznym) wspierałam dobrym słowem, dodając otuchy. Zresztą myślę, że samo to, iż ja już tyle lat się zmagam (o czym przecież wszyscy wiedzą ;)), bez zbędnych słów pokazuje, że niemożliwe bywa możliwym.  Zaś rozmowa, nawet krótka,   może naprowadzić na odpowiedni tor… nie tylko myślenia, ale przede wszystkim działania. Bo bierność, chowanie głowy w piasek, udawanie lub wierzenie, że mnie to nie dotyczy, to jest jak oddanie walkowerem meczu, zanim weszło się na boisko i zobaczyło, że przeciwnik nie jest taki straszny, jak go malują…

Z drugiej strony- wciąż zbyt często spotykam się z takim podejściem, którego nie rozumiem, choć rozumiem, że strach może ogłupić.  Rozumiem samo rozumowanie, bo moje myśli też szły podobnym  tokiem, nawet je głośno wypowiadałam. I nawet używałam podobnych słów: prezent, dorosłość, obciążenie…Tyle że, ja nawet przez sekundę nie zastanawiałam się nad kwestią czy  dzieci mają zrobić badania, czy nie. To było oczywiste, że tak. No cóż, taki swoisty prezent na 18-kę…Dlatego, i przeraża mnie i jednocześnie wkurza, gdy słyszę, że może lepiej się nie badać, nie operować, nie leczyć się…

Na ekrany kin niedawno wszedł film pt. „Chemia”. Miałam zamiar obejrzeć, ale zrezygnowałam- może doczekam się jak będzie w TV. Wiem, że  film (dość luźno -recenzja Tuśki po obejrzeniu ) oparty jest na życiu osoby, o której kilka lat temu widziałam reportaż, a jeszcze wcześniej poznałam początek jej historii ze skorupiakiem z  programu w telewizji. Znałam więc fakt,  że w momencie, gdy dowiedziała się o nowotworze- mając w pamięci własną matkę, która  lecząc się ” chemią”  bardzo cierpiała, i w rezultacie przegrała tę walkę-  nie podjęła leczenia konwencjonalnego i szukała pomocy u uzdrowicieli. O ile dobrze pamiętam, przez około dwa lata…To ogrom czasu, który zapewne zaważył na przebieg choroby i jej rokowania. Być może dlatego, mimo w końcu podjęcia leczenia, a nawet remisji choroby,walkę przegrała po 8 latach zmagań. Pamiętam, że słuchając wywiadu, byłam zaskoczona, ale i zdruzgotana tym, że od samego początku nie zaufała lekarzom, że nie było przy niej nikogo (bliskiego, lekarza) kto by naprowadził na odpowiedni tor i nie pozwolił zejść z kursu.

Zawsze się zżymam, jak osoby chore porównują się z innymi chorymi na nowotwory i, wszystkie skorupiaki wrzucają do jednego worka.  Dlaczego? Bo to tylko nakręca spiralę strachu, czasem daje złudną nadzieję, często zafałszowany obraz. Prosty przykład z markerami: jedna osoba może mieć ten sam marker niewiele wyższy od normy albo nawet w normie, a inna kilkaset lub kilka tysięcy powyżej, a obie  mają taki sam stopień zaawansowania choroby.

Zżymam się na fachowców od siedmiu boleści, którzy „znają się” na skorupiakach, bo ileś lat temu chorował  ich wujek czy inny osobnik z dalszej rodziny, więc wiedzą, jakie objawy powinien mieć każdy chory, jak się czuć, a nawet  zachowywać, a i często, jak i czy powinien się leczyć- oczywiście konwencjonalnie.

Wiecie, ile razy spotkałam się z czymś takim, że sąsiadka, ciocia, kuzynka wujka…etc … powiedziała, i to jest świętsze od tego, co powiedział lekarz? To się wciąż dzieje!

 

 

 

 

 

 

14 myśli na temat “Krótka rozmowa na temat…

  1. Ze strachem przed chorobą bywa dziwnie. Ludzie boją się nowotworu i słysząc diagnozę popadają w panikę, a jak zachorują na cukrzycę, to jakoś strach ich nie paraliżuje. A przecież to choroba absolutnie nieuleczalna, wymagająca ogromnej dyscypliny życia,dająca bardzo przykre powikłania.
    Nie rozumiem, jak ktoś może unikać badań, żeby nie zafundować dzieciom przykrego „prezentu”, bo brak wiedzy nie spowoduje przecież, że zmutowany gen zniknie albo się nie ujawni. Rozumiem natomiast strach, kiedy czeka się na wynik. Ale na to nie ma rady. A potem albo czuje się ulgę, albo trzeba stawić czoła chorobie. Na szczęście medycyna daje teraz możliwości, których nasi przodkowie (jeszcze nie tak dawno) nie mieli i możemy wygrać z chorobą, zanim ona zaatakuje.
    Serdeczności przesyłam:)

    Polubienie

    1. Może dlatego, że rak, kojarzy się wciąż ze śmiertelną chorobą, niezależną od nas. Bywa chorobą przewlekłą i wciąż zbyt rzadko, ale jednak chorobą wyleczalną- o czym w momencie usłyszenia diagnozy, dużo osób nie myśli. Cukrzyk zaś wie, że wiele od niego zależy, i wie, że może mieć kontrolę nad nią.
      Tak, strach jest wszechobecny, bo trudno bagatelizować wynik badania, ale nie badać się, to grzech zaniedbania, który może się okrutnie zemścić. Czasem nawet badając się można nie wykryć odpowiednio wcześnie, ale przynajmniej nie ma się do nikogo, a przede wszystkim do siebie uzasadnionego żalu…Nie tylko pod kątem nowotworów, ale ogólne badania powinno się robić regularnie.
      Ciepło pozdrawiam 🙂

      Polubienie

  2. Jakaż byłam zdziwiona, że lekarz córki, która chciała zrobić badania,gdy dowiedzieliśmy się, że jestem chora- zdziwiony pyta – a po co badanie? Tak to u nas wygląda. A na moje wyniki ze Szczecina czekałam 2 lata, bo mój wniosek – zgoda gdzieś się zagubiły[[?? Dopiero po mojej interwencji dostałam wynik.
    Pozdrawiam serdecznie, życząc zdrowia wszystkim!!!

    Polubienie

    1. Tak to wygląda, o czym już kiedyś pisałam. Dlatego trzeba być upartym i mieć świadomość zagrożenia. A jakby co, to zmienić lekarza, na takiego, który da skierowania tam gdzie potrzeba, i nie zbagatelizuje problemu. Tuśkę na Genetyce też jeden młody profesorek potraktował nieprofesjonalnie ( bo młoda), na szczęście ja znam tam lekarzy, i jak tylko coś w wyniku było nie tak, skierowałam córcię do odpowiedniego na konsultację.
      Dziękuję, i Tobie też dużo, dużo zdrówka!!!
      Serdeczności 🙂

      Polubienie

  3. Jestem po badaniach na markery.( listopada mam wizyte kontrolna na onkologi .Walcze juz 2 lata.Strach mam ale nie taki ktory by mnie paralizowal,zniechecal do dzialania.Boje sie ….dostalam od orzecznika Zusu orzeczenie do niezdolnosci do samodzielnej egzystencji na 3 lata .Mam skierowanie na operacje do szpitala i powiedzialam ze sie boje .Powiedzial mi jak sie Pani boi ,to niech ten rak Pania zezre.No i co poplakalam sie .Ale wiem ze postapilam dobrze .,zreszta za zgoda mojej Pani doktor Robilam tomograf no i teraz sie rozstrzygnie co dalej.Nikt mi nie zapweni ze bedzie dobrze…a zyc trzeba no to zyje .Pozdrawiam serdecznie ,chociz troszke nie w temacie .Badania genetyczne trzeba robic!

    Polubienie

    1. Sama sobie musisz zapewniać każdego dnia, bo żyć trzeba!!!
      Nie wiem czy dobrze Cię zrozumiałam, ale za zgodą swojej lekarki nie poddałaś się operacji? Trudno mi to skomentować, ale mam nadzieję, że to nie strach Cię powstrzymał, tylko rzetelna opinia lekarza, który wie co robi. Orzecznik niekoniecznie musi wiedzieć, bo przeważnie jest innej specjalizacji, a jeśli nawet jest onkologiem, to niekoniecznie chirurgiem…Mam nadzieję, że jesteś pod fachową opieką. Trzymam kciuki za dobre wyniki TK.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Polubienie

    1. Iza, ale na krótko! Rozum musi dojść do głosu! Ja rozumiem strach, ale silniejsza powinna być chęć zrobienia wszystkiego, również wyposażenia dziecka w wiedzę, by mogło o swoją przyszłość zadbać.

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do ~roksanna Anuluj pisanie odpowiedzi