Już za chwilę to one będą wiodły prym w naszym menu. W różnych kolorach, w odświętnym przybraniu będą się dumnie panoszyć na stole.
Ale jakie jaja?
Tak wiem, jestem szczęściarą i nie znam (bom zapomniała, tak dawno to było) smaku jajka fermowego. Na szczęście.
A Wy?
Kupujecie w sklepie czy może na rynku, od zaprzyjaźnionego dostawcy? A kupując zwracacie uwagę na to, jaka cyfra znajduje się na jajku, i czy wiecie, co ona oznacza?
Czy w ogóle zwracacie uwagę na wygląd, a potem na smak, czy też nie ma to znaczenia i tylko liczy się cena ?
No i jak odróżnić dobre jajo od tego fermowego, gdy w sklepach najczęściej są podróbki. Sprzedaje się nam( wam) fałszywki, gdyż wielkie fermy co innego pakują, a co innego wypisują na etykiecie. Ot, taki polski zwyczaj. A najlepiej napisać, że to są te najmodniejsze, czyli od kur z zielonymi nóżkami. Ludzie się nabiorą i kupią. Wszak te jaja są nie tylko eko- czyli zdrowe, ale też i najsmaczniejsze. I tak producenci nabijają konsumenta…w jajo!
Kurza twarz!
No i jeszcze ta cena! Ta od zielononóżek- najwyższa! A tu jeszcze Unia wymogami klatek zaserwowała nam( wam) podwyżkę jaj, nawet od kur zniewolonych.
No, bez jaj!
Na osłodę dodam, a może i nie…;) że przeciętny zdrowy człowiek może jeść jajka codziennie! Bo nie mają nic wspólnego z podwyższaniem złego cholesterolu.
Kolejny mit obalony, oczywiście przez Amerykanów 🙂 Za to znajdują się w nich witaminy: A, D, E, B-12; kwasy tłuszczowe omega-3 i omega-6; beta- karoten oraz co najcenniejsze chyba, egzogenne aminokwasy, których organizm sam nie syntetyzuje.
Ale nie lecicie od razu do lodówki i nie róbcie sobie jajecznicy z 10 jaj. Bo to wyczerpie tygodniowy zdrowy limit. Zresztą najzdrowiej jajo spożywać na surowo (żółtko) albo gotowane na miękko.
Smacznego!!!