O ciszy… na wakacjach ;)

  Koniec wakacji już puka do drzwi, a właściwie bezceremonialnie  się w nie pcha… Za nim, nóżkami obutymi w kalosze przebiera niecierpliwie Jesień…Koniec lata zawsze kojarzy mnie się z pierwszym szkolnym dzwonkiem…Przynajmniej dopóki  mam dzieci uczące się. I właśnie uświadomiłam sobie, że to już ostatni taki rok. Tuśka już od kilku lat studentka przecież, Misiek właśnie rozpoczyna maturalną klasę…Za rok pewnie już będzie inaczej…

Wróciłam z miejsca, które dobrze znam z dziecięcych wyjazdów z mamą na wczasy pracownicze. Byłam świadkiem  jego przemiany przez lata, bo minęło ich 30, odkąd pierwszy raz spędziłam lato  w tej nadmorskiej  miejscowości. Później jeździły tam moje dzieci z babcią, a my- rodzice ich tam odwiedzaliśmy…I od jakiegoś czasu znowu prawie co roku spędzam tam kilka dni…Jakoś  dziwnym trafem ciągle ląduję w tej miejscowości 😉 
I tym razem było cudnie,  pogoda dopisała, dopiero w dniu wyjazdu rozpadało się na dobre i w strumieniach deszczu żegnałyśmy morze…Brzdąc okazał się nad wyraz spokojnym dzieckiem, co wzbudzało podziw nie tylko nasz 🙂 Jako turysta zdał egzamin, a jako współlokator był zabawny i nieuciążliwy. Szczerze mówiąc, jako przyszywana ciotka nie odczułam, że jestem na wakacjach z małym dzieckiem.
Za to poczyniłam trochę obserwacji rodzinki, która mieszkała obok  i tylko  cienka ściana pokoju i  ażurowa przegroda na tarasie oddzielała  nas od siebie. Miałam wrażenie, że ta rodzinka( rodzice i dwoje chłopców 3-5 lat), nie jest na wakacjach, tylko ktoś ich za pomocą czarodziejskiej różdżki przeniósł w inne miejsce. Nie zwróciłabym na nich uwagi, gdyby nie incydent w sobotni wieczór( drugi dzień pobytu), kiedy to w towarzystwie ( odwiedzili nas moi przyjaciele) siedzieliśmy na dworze i popijając wino tudzież piwo, a nawet whisky rozmawialiśmy sobie, przyznam uczciwie, że  momentami nawet dość głośno… Jednak z sąsiednich domów dochodziły nas również rozmowy, a nawet  głośne śpiewy. Drzwi od naszego tarasu były otwarte, a na łóżku smacznie spał Brzdąc. I to nas zmyliło, jak również to, że u sąsiadów drzwi były zamknięte…Do czasu, aż pojawił się w nich sąsiad z ostrą przemową na temat naszego  skandalicznego zachowania, coś tam o nieśpiących  dzieciach i groźbą wezwania Policji…
No tak mnie zaskoczył, że wybuchnęłam śmiechem…
Miał rację, ale nie takim tonem i nie groźbami…
Wystarczyłoby zwrócenie uwagi, a byśmy się  niezwłocznie uciszyli.
I tak to zrobiliśmy bez żadnej dyskusji, ale niesmak pozostał…
To nic, że wakacje, że sobota, że miejscowość turystyczna i odgłosy zabaw do rana słychać…
Cisza nocna obowiązuje…w regulaminie pensjonatu od 23 i już!
A było już wpół do dwunastej!
Na drugi dzień miałam dylemat czy nie przeprosić za hałasy, ale stwierdziłam, że przez te groźby nie zrobię tego…Mało tego, gdy dowiedziałyśmy się, że złożył na nas skargę do pani zarządzającej budynkiem, stwierdziłam, że nie mam na to ochoty, jak również na zwykłe  codzienne „dzień dobry”…Do końca naszego pobytu mijaliśmy się w milczeniu… Dość rzadko, bo rodzinka spędzała dnie w pokoju – tatuś na laptopie pracując, mamusia w kuchni pichcąc przez całe dnie, a dzieci chyba czekały aż te zajęcia się skończą, by gdziekolwiek wyjść…Na sznurkach  ich pranie rosło  i miałam takie wrażenie, że oprócz scenerii, to nic w ich życiu się nie zmieniło…mimo wakacji przecież. W sumie ich sprawa jak je spędzają, mnie tylko przeszkadzały zapachy na korytarzu dochodzące z kuchni, z której my akurat stołując się na zewnątrz, nie korzystałyśmy…Tak przez głowę tylko przeleciała mi myśl, że ja nigdy tak wakacji nie spędzałam, ani jako dziecko, ani jako dorosła osoba- bawiąc się w dom….I trochę zaczęłam współczuć 😉
Na koniec, jak zdawałyśmy pokój, administratorka nawiązując do skargi, oznajmiła, że z ich pokoju co rano (5-6) dochodziły głośne ich rozmowy z dziećmi i tupot nóg, gdy cały pensjonat jeszcze spał…Nawet my ;)….
A cisza nocna  kończyła się o 8 rano 😉
Na szczęście cudna pogoda, morze, piasek, zachody słońca, smaczne jedzonko i inne atrakcje umiliły „nieciekawe „sąsiedztwo 😉
Mam nadzieję, że uda  mnie się jeszcze w tym roku, tym razem z mężem gdzieś wyjechać…Z tego powodu biegałam dziś po mieście za nowym strojem kąpielowym, a kupiłam….
….gruby, długi, rozpinany (a’la płaszcz) – sweter!!!!
Ta…nie ma co: JESIEŃ!