Zwierzyniec ;)

      Nigdy nie byłam kociarą. Tak się złożyło, że to pies był towarzyszem moich zabaw w dzieciństwie, powiernikiem sekretów i dobrym pretekstem, by wyjść z domu, kiedy przyszedł czas, że koleżanki i koledzy, zwłaszcza koledzy byli ważni w moim życiu i przyjacielem dnia codziennego dorosłej już kobiety…A koty? Koty były gdzieś tam w tle, które ganiał pies. Wakacyjne z nimi spotkania u babci na wsi, króciutkie, bo one, gdy już wypiły wszystko i zjadły ze swojej miseczki, wolały czmychnąć i uganiać się za myszami…Pogłaskać? Ech trzeba było mieć szczęście i refleks. Dlatego  też jako już dorosła osoba wyprowadzając się z miasta na wieś, od razu miałam psa…domowego. Budziło to wtedy u wielu niemałe zdziwienie, bo zwierzak na wsi to zwierzak podwórkowy, a nie domowy. Jestem dumna z siebie, bo choć nie od razu, ale wielu przekonałam, by zrezygnowali z łańcucha i wybudowali  kojce dla swoich podwórkowców. Wieś się zmienia i coraz więcej ludzi  zaprasza swoich czworonożnych przyjaciół do domu, nie uważając już, że to czysto miastowy wymysł. Ale wracając do kotów. Mieszkać na wsi i nie mieć kota? No to też miałam, ale właściwie jakbym nie miała, czyli  takiego co tylko dokarmiałam, kiedy przychodził na taras i często się na nim wygrzewał. Było też tak, że, jak drzwi były otwarte, to wpadł i zwiedził sobie dom, ale każda próba zatrzymania  go na dłużej  była nieudana. Musiał wystarczyć mi pies. Lata mijały, a z moich koleżanek zrobiły się kociary. Więc bliskie spotkania z kotem były już częstsze…Niedawno też poznałam przecudowną kocią rodzinkę, słodkie i śliczne zwierzaki. Niestety mogę  je tylko oglądać na zdjęciach. To one wyzwalały we mnie chęć, by mieć takiego futrzaka w domu. Niestety. W domu króluje niepodzielnie Maks. Pies na koty. Nawet już żaden na taras nie podejdzie, bo przegonił na cztery strony. Ale to, co jest niemożliwe…może być możliwe, jeśli się chce. Ciocia z wujkiem przywieźli działkowca :); zamieszkał w domu rodziców. W tygodniu sam jest na apartamentach, a ja jeżdżę go odwiedzać…W weekendy całą rodziną go oswajamy, jadł już nawet  lody z łyżeczki…Młody już taki nie jest, ale że to kobietka wieku nie będę wypominać 😉

Proszę państwa o to Ona:  Punia vel Pusia

 

                                                                            

A to sprawca całego zamieszania, że kot musiał zamieszkać tam, a nie z nami – Maksiu, Maks, a gdy mu chcę do rozumu przemówić mówię Maksymilianie 😉