W poszukiwaniu spokoju…

Czekam na wiatr co rozgoni…

Ciemne skłębione zasłony…

Jak na razie z każdej strony napierają na człowieka. Bronię się przed negatywnymi myślami, udaje mi się nie wściekać. Nie daję przyzwolenia złości. Jednak jest dużo troski i niepokojów. Poukładany mikroświat zmienia swe oblicze… agresywnie.

W weekend uciekłam we wspomnienia. Przeglądałam zdjęcia, albumy, stworzyłam kolejny… dla Pańcia. Dla Zońci już czeka z jej drugiego roku życia. Dostaną na Mikołaja. Obejrzałam też ciurkiem miniserial Gambit królowej. Polecam! Jest też książka, ale ja akurat nie czytałam. To serial na dzisiejszą rzeczywistość, choć rzecz dzieje się w latach 60. ubiegłego wieku. Pokazuje słabość i siłę kobiety.

W międzyczasie polowałam z okna na wiewiórki. Szybkie i sprytne, przemieszczające się tak zwinnie z jednego drzewa na drugie, że nie ma szansy na dobrą fotkę. W takich momentach żałuję, że nie mam aparatu fotograficznego, nawet najlepszy w telefonie nie podoła, niestety.

Rudzielce odwiedzają mnie codziennie.

I z cyklu lepiej późno niż wcale– rząd ogłosił wsparcie finansowe dla lekarzy walczących z covidem. Rodzinna wróciła już do pracy. Bez ponownego testu. Miśkowi lepiej, ale z mieszkania wyszedł tylko na spacer… Tuśka czeka na rozporządzenie, żeby zarządzić częściową prace zdalną.

DOPISEK:

Dziś MZ poinformowało o łącznej liczbie zakażeń 414 844 od początku pandemii. To średnio ok. 1700 dziennie. Albo coś tu nie gra, albo ja nie potrafię liczyć…