Nowe…

Wchodząc przez otwarte, stare drzwi  szpitalnego budynku, który lata swej świetności miał w poprzednim stuleciu, i to tak gdzieś w jego połowie, uderzyła mnie pustka na wejściu. Normalnie to już za drzwiami kłębił się tłum smutnych, przygnębionych diagnozą i  chorobą ludzi.

– O jak tu dziś pusto- usłyszałam za swoimi plecami.
– To dobrze, znaczy się, że społeczeństwo mamy zdrowsze niżby się wydawało- odpowiedziałam  automatycznie i na wyrost  optymistycznie.
Minęłam pusty hol  gdzie zawsze do tej pory przed drzwiami gabinetów czekali chorzy i to najczęściej z osobami towarzyszącymi i udałam się na oddział. I tu też  uderzyła mnie pustka, już wiedziałam, że coś jest nie tak. Zajrzałam przez uchylone drzwi do sali- była bez łózek. W dyżurce pielęgniarek – nikogo, choć tam jeszcze jakieś ślady bytności były zauważalne.
Przenieśli się – odkrywcza myśl jak pomysłowemu Dobromirowi uderzyła mi do głowy.
No tak, ja, jak ten koń z klapkami na oczach prosto do celu, a na pewno jakaś informacja na wejściu wisi.
Wisiała.
Czytanie jej już było zbędne. Przecież wiedziałam, że budują nowy obiekt, nawet widziałam. Przez cztery lata  przyzwyczaiłam się do budowy, a raczej do utrudnień z tym związanych na terenie przyszpitalnym i szpitalnym.
No i wybudowali!
Jak na skrzydłach poleciałam do nowego budynku. Nowoczesnego, jak przystało na państwo w nowoczesnej Europie.
Niestety, już na wejściu  pełnego ludzi…
No tak, tego akurat można było się spodziewać.
Czytam tablicę informacyjną i mniej więcej wiem gdzie mam iść. Potrzebuję jakikolwiek gabinet zabiegowy i informacji jak kania dżdżu.
 Gdzie jest moja p. Basia i dziewczyny pod jej zarządzaniem, które raz w miesiącu płuczą mi port?
Jak do nich trafić w labiryncie korytarzy, pięter, drzwi otwierających się tylko z jednej wewnętrznej strony.
Pukam do pierwszych drzwi z tabliczką: gabinet zabiegowy. Otwierają się i wyłuszczam problem. Za chwilę  siedzę na fotelu i mam płukany port.  Obok troje pacjentów z podłączonymi kroplówkami. Nie muszę czekać 1,5h w kolejce, aż skończą. Pielęgniarka robi mi to w międzyczasie i mówi, że od teraz mam przychodzić do tego gabinetu, ona już mnie wciąga w rejestr, a kartę sobie odszuka. Dowiaduję się, że pani Basia i jej zespół jest piętro wyżej, na oddziale.  Jak również to, że moja pani doktor już nie ma pacjentów na oddziale tylko w przychodni.
Zmiany. 
Wychodzę. Pacjenci siedzący przed gabinetem i czekający na swoje wlewy zasypują mnie pytaniami. Nie potrafię na nie odpowiedzieć, bo nie rozglądałam się, nie podglądałam, ile zostało w kroplówce tym, którzy znajdowali się w gabinecie.
Czas. Tu się nic nie zmieniło.
Kolejki.
Tyle że już nie w obskurnych, ciasnych pomieszczeniach.
 
*****
O poranku i wieczorem jesień już całą gębą.
I smutno mi, bo mi zawsze jest szkoda lata…

29 myśli na temat “Nowe…

  1. Hej! Czasem nawet to co „nowe”, nie zakryje „starego”… Oraz mnie tam lata nie szkoda, bo jeszcze go miesiąc – kalendarzowego znaczy się, ale jakoś tak wolę jesień z jej barwami, niż upał i smród asfaltu latem 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂

    Polubienie

    1. To prawda, jak to, że w starym nie wszystko było takie złe ;)A ja lubię lato w mieście, jest leniwe, kolorowe…Tak mało dni upalnych, ze da się przeżyć…ha, łatwo mi mówić jak ja zawsze mogę z powrotem uciec do siebie na wieś ;PBuzia.

      Polubienie

  2. I mnie szkoda lata ale póki co to korzystam na całego. Szkoda, że to nowe nie jest nowe w całym zakresie. Byłoby lżej chorym ludziom przy innej organizacji przyjęć.Serdeczności

    Polubienie

    1. Zawsze podziwiam (o ile trafię ) dobrą logistykę w szpitalach. Bo da się! Wiem bo czasem doświadczam i się zastanawiam dlaczego wszędzie tak nie można? Ale najsłabszym czynnikiem jest człowiek, nawet nie system, tylko własnie człowiek.Ja w ramach zatrzymania lata, wyruszam nad morze. Nasze, więc będzie to karkołomny wyczyn;)Uściski 🙂

      Polubienie

  3. Oby to nowe spowodowało, że będą mniejsze kolejki, większy komfort leczenia dla chorych i większy komfort pracy pielęgniarek i lekarzy.A jesień… Cóż… też za nią nie przepadam. Napawa mnie jakąś taką nostalgią. Żeby mi lato nie uciekło całkiem, zrobiłam trochę malin w słoiczkach, a na baklonie posadziłam zimozielony bluszcz. Taka namiastka lata;) Pozdrawiam serdecznie:)))

    Polubienie

    1. Oby! Co do kolejek, tu jestem sceptyczna, bo żeby je skrócić to trzeba byłoby więcej personelu, czyli więcej pieniędzy, a jak jest to każdy wie…A zachorowań coraz więcej. Jednak komfort ma ogromne znaczenie, dla obu stron. Lubię jesień ciepłą i kolorową, najlepiej w górach :))) W tamtym roku taka właśnie była, gdyby tak powtórka….ech, to nie byłoby tak źle. Jednak jesień to drzwi otwarte dla zimy, a o tej to nawet myśleć nie chcę! brrrJadę nad morze, morze jakieś resztki lata uda mi się złapać? A po powrocie zrobię maliny, bo u nas mamy dość późne, aż do listopada owocują.Serdeczności 🙂

      Polubienie

  4. zawsze człowiekowi raźniej i lepiej, jak słońce towarzyszy od rana do wieczora… jesień chyba każdego w mniejszym lub większym stopniu przygnębia…

    Polubienie

    1. No właśnie, to nie o upały chodzi, czy wysokie temp, może być chłodno, oby tylko słonecznie, wtedy całkiem inny dzień!! Więc jak najwięcej słońca tej jesieni!!!!

      Polubienie

  5. Biorąc pod uwagę moją niechęć do chodzenia po lekarzach, albo raczej przychodniach, zdziwiłam się, jak mnie zaciekawił początek notki – jak z opowiadań, jakie lubię. Ale to nie opowiadanie a rzeczywistość. Chciałoby się, by była lepsza, a jest… prawie jak było, tylko estetyczniej.

    Polubienie

  6. Przez miesiąc bity jeździłam do szpitala 3 razy w tygodniu, więc wszelkie „medyczne” wzmianki jeżą mi włos na głowie.Szkoda lata, szkoda ciepła. Ja tak lubię grzać się na słoneczku jak jaszczurka :)))

    Polubienie

Dodaj komentarz