Dni mi się mylą. W tamtym tygodniu w czwartek myślałam, że to wtorek. Dziś ,że piątek. Skołowana jestem natłokiem myśli ,ale i pracą. Oprócz normalnych swoich obowiązków wykonuję pracę innych. Jestem łataczem dziur. Bo to albo urlopy, albo choroby i ten remont…Zmęczona już jestem…Budzę się zmęczona…Najgorsze jest to ,że gdzieś tam głęboko drąży mój umysł to ,że sobie odpuściłam, olałam, to co powinno być w mojej sytuacji najważniejsze. Nie wsłuchuję się w siebie by nie usłyszeć…Po co ? jak i taka nie zareaguje, przynajmniej nie teraz… Za oknem drzewa biją pokłony do samej ziemi. Wczorajszy dzień zimny, ale burzowy, po upalnym poniedziałku , normalnie szok termiczny…Gdzieś z dala dochodzą do mnie wiadomości, że w Kalifornii pożary, na południu Europy wściekłe upały. Pewnie gdzieś tam w świecie są powodzie i inne kataklizmy. A ja narzekam…Tak cichutko w duchu…by nikt nie usłyszał. I wtykam nos tam , gdzie powinnam dawno skontrolować by teraz się nie rozczarować. Jestem po prostu, po ludzku zwyczajnie zmęczona….WSZYSTKIM…