Daremny trud…

Syzyfowa praca, szczególnie kiedy umysł adwersarza jest zamknięty na cztery spusty i pogrążony w odmętach głupoty i absurdu, homofobii, nietolerancji…

Nie ma sensu odpowiadać ludziom, którzy na widok koczujących migrantów na granicy mają tylko jeden problem: dlaczego młodzi mężczyźni nie zostali w kraju, walcząc i broniąc go przed Talibami. Nie zrozumieją. Dla nich nie jest najważniejszy człowiek.

I to dotyczy każdych kwestii. Tych fundamentalnych i tych błahych.

*

Wybierałyśmy się tam z LP od tygodni, choć to tylko rzut beretem od naszej wsi. Oczywiście nie po to, by zażywać kąpieli- wodnej czy słonecznej- ale w pięknych okolicznościach przyrody wypić kawę i coś przekąsić. Odkąd Tuśka dała mi cynk, że karmią tam całkiem nieźle, postanowiłyśmy przetestować na własnych kubkach smakowych.

To jedno z tych jezior, nad którym przebywaliśmy dość często w przeszłości z dzieciakami i przyjaciółmi, którzy do nas przyjeżdżali na wakacje. Z upływem lat coraz rzadziej, bo zrobił się wokół niego mały kurort, innymi słowy tłocznie. W okolicy mniej więcej w podobnych odległościach jest co najmniej 6 jezior, jest w czym wybierać 😉 To nie był koniec naszej „wycieczki”, bo spontanicznie postanowiłyśmy udać się, co wcale nie było „po drodze”, do ŚM do centrum ogrodniczego. I w ten oto sposób zaopatrzyłam się w dwie laurowiśnie i kolejną hortensję. LP pomogła mi je zapakować i wypakować, a ja ochoczo zabrałam się za pogłębianie dołków… po czym szybko sklęsłam… Ale! Z łapanki (spod sklepu) dorwałam pewnego jegomościa, który zgodził się dokończyć dzieła. I tak udało mi się przed piątkowym deszczem (eufemizm, bo to był deszczyk ledwo zauważalny, ale mjut na moje serce i korzonki roślinek ;)) wkopać krzewy. Hortensja wciąż czeka na swoją kolej, a raczej na odpowiednią ziemię. Dołączyłam do grupy „inspiracje ogrodowe”, i czaszka mi dymi..;p Od wiedzy. Sprzecznej. W temacie. Ale o ile jest przyjemniej czytać komentarze o roślinach, kwiatach, krzewach i drzewach niż o bieżącej rzeczywistości ;pp

A tu ostatni wkop…i ilustracja do moich komentarzy pod poprzednim postem…

dalej w szeregu są dwie budleje, za nimi wcześniej mieliśmy szpaler kilku dorodnych świerków, zostały po nich korzenie plus korzenie, które przechodzą od sąsiada, więc trudno cokolwiek tam wsadzić…dlatego cieszyłam się z bluszczu…do czasu 😦

Te dwie pierwsze laury wiśniowe to świeżynki. Dzięki LP mogłam kupić okazy wielkością zbliżoną do tych, które już u mnie zimować będą trzeci sezon. I jak widać na załączonym obrazku, że mam co zasłaniać, choć muszę przyznać, że wiosną było zielono i kwitnąco na żółto przez roślinkę bliżej nieokreśloną, która przedarła się od sąsiada…

A tu jesteśmy całkiem zasłonięci… uwielbiam ten widok. Z kanapy, siedząc przy stole w pokoju czy kuchni, mieszając w garach… wystarczy podnieść wzrok i gęba się cieszy 😉 Myśka też lubi i ma swoją miejscówkę na leżaku 😀