Idziemy…

…do zoo, zoo, zoo (kto ma małe dzieci pewnie zna)- ta piosenka nam towarzyszyła przez całą długaśną drogę z Karpacza do Wrocławia. Długaśną, bo 130km jechałyśmy ponad trzy godziny. Za to mimo siąpiącej z nieba mżawki widoki miałyśmy nieziemskie, pomykając miejscami serpentynami. Pierwszy raz jechałam tą drogą, więc ja z Najmłodszymi syciłam oczy cudnymi okolicznościami przyrody, a Tuśka była skupiona na drodze i nawigacji. Dzieci były podekscytowane, szczególnie Zońcia, która cały czas pytała się o słonia… Dzięki niesprzyjającej pogodzie w ZOO nie było tłumów. Deszcz raz padał raz nie, ale nawet jak padał, to tak niezauważalnie.

W poszukiwaniu słoni…

na początku przywitaliśmy się z żyrafami…
wilki podglądane przez szybę…
lwy przedstawiły nam cudny spektakl,…
ale Zońcia była bardziej zachwycona lemurami 🙂

To oczywiście nie są wszystkie zwierzęta, jakie widzieliśmy, spędzając w ZOO cztery intensywne godziny. Byliśmy też w Oceanarium (Afrykarium), które robi wrażenie, a dzięki (nie)pogodzie, nie było do niego tłumów i ominęła nas kolejka przy wejściu. Pani przy wejściu zwracała wszystkim uwagę, żeby założyli maseczkę, ale w środku widziałam, że sporo osób już jej nie miało na twarzy. Ot, nonszalancja i cwaniactwo….

tak sobie wyobrażam wkurzoną rybenkę ;pp

I na sam koniec w końcu dotarliśmy do słoni…

Dzieciom bardzo się podobało, Pańcio był nie raz w zoo, nawet w tym wrocławskim już po raz drugi, ale świat zwierząt, nawet w niewoli jest fascynujący. Zońcia w sklepiku z pamiątkami wybrała sobie zestaw figurek zwierząt z farbami do pomalowania.

*

Na FB czytam post przesympatycznej, wesołej, mądrej, uzdolnionej i kreatywnej artystycznie kobiety, o postrzeganiu jej osoby. O wizycie, którą odbyła, bo tak trzeba, a w zamian usłyszała, że jest za gruba, nie takie nogi…etc… Znam B. osobiście, bo jest rodziną do OM, więc i moją. To, co napisałam o niej w pierwszym zdaniu, to moje subiektywne spostrzeżenie jej osoby. Nigdy mi jej tusza, z którą walczy od lat, nie przeszkadzała, była wręcz niezauważalna… Co się dzieje z tymi ludźmi, że dają sobie prawo oceniania, strofowania czyjegoś wyglądu? W swoim wiejskim grajdołku dowiaduję się o porzuceniu przez męża innej fantastycznej kobiety…z tuszą. Takie rzeczy się zdarzają. Zdrady. Rozstania. Rozwody. Ale jak słyszę od innych kobiet, że się nie dziwią, bo gruba, i po domu chodzi w tiszercie i dresach…no to mnie wkurw bierze. Na te baby paplające farmazony.

OM dziś w ŚM manifestował w obronie wolności słowa i wolnych mediów. Wieczorem odwiedził nas przyjaciel wieszczący, że ta władza ma się już ku końcowi. Z racji wykonywanego zawodu ma kontakt z wieloma ludźmi o różnych poglądach i właśnie oznajmił, że dwóch biznesmenów z naszej wsi, do tej pory zagorzałych zwolenników miłościwie nam panującej partii, dostało lekkiego wkurwu na ten pisowski ład… No cóż… policzyli…