Tęsknoty mimo intensywności…

Od dłuższego czasu dzień budzi się pogodnie, więc żeby nie być gorszą, ja też.

Wychodzę boso do ogrodu po szczypior i rzodkiewkę do śniadaniowego twarożku. Rzodkiewka ma mocny ostry smak, aż zamykam oczy, tak piecze. Niestety robakom to, nie przeszkadza, ale przynajmniej wiem, że jem zdrowe warzywo 😉 Siadam przy kuchennym stole, kroję warzywa i z tyłu dochodzą do mnie głosy rozmowy. O kampanii, klientach i takie tam…Próbuję się wsłuchać, ale po chwili stwierdzam, że to już niekoniecznie moja bajka jest. Trochę żal…Ale wiem, że jak się zaangażuję, to pożałuję, bo okupię to zawodowym stresem, a przecież życie to nie sielanka i każdy dzień przynosi jakąś troskę, czasem kłopot, bywa, że niemoc i ból. Nie da się żyć pod kloszem, zresztą kto by tak chciał? Bez emocji, przeżywania, doświadczania…

W dzień leżę sobie na leżaku i się zaczytuję, czasem zamykam oczy i odpływam…nie, nie w sen. W marzenia, takie zupełnie realne, do spełnienia. Ostatnio stwierdziłam, że właściwie wiele z nich mi się spełniło, choć niektóre potrzebowały trochę czasu. Wstaję, idę do ogródka, po sałatę na obiad i nie tylko, spotykam się z Ciocią, która akurat pieli. Jak dobrze, że jest. Stoimy we dwie pod wyrosłą czereśnią, zrywając owoce i wkładając prosto do ust. Są drobne, ale słodkie. Rozmawiamy, i choć wiele nas różni, to podziwiam tę drobniutką postać za jej chęci i energię, jaką w sobie posiada. Może nawet trochę zazdroszczę…Ustalamy, która, kiedy podlewa, bo susza ma się dobrze i jak na razie to w najbliższych, a nawet tych dalszych prognozach deszcz nie jest zapowiadany.

Wspólny obiad z OM, potem znowu leżak, książka…normalnie sielanka. Kiedy tak siedzę na tarasie z tyłu domu, otulona dżunglą wyrośniętych drzew, ze skrawkiem błękitnego nieba nad sobą, w towarzystwie śpiewających ptaków, to mam wrażenie, że życie toczy się obok, czas się zatrzymał. Że nic mi więcej nie potrzeba…W takich momentach nie tęsknie za pędem, który jest, a właściwie był w mojej naturze.

Mija kolejny spokojny dzień, w którym intensywność smaków i zapachów mnie pożera, więc wieczorem padam znużona. Szczęśliwie zmęczona praktycznie nicnierobieniem. Pewnie można mi pozazdrościć. Tyle że natura człowieka jest dziwna. Często tęskni za tym, co wcześniej go być może wykańczało, ale przynosiło satysfakcję. A co na dobre już się skończyło i nie ma do tego powrotu.