Gdy na świat przychodzi pierwszy wnuk czy wnuczka, to radość jest przeogromna, i nie mniejsze od niej nasze zaangażowanie- nasze, czyli babci i dziadka. Nareszcie jest maluch do kochania, rozpieszczania, hołubienia 😉
A jak to jest, gdy rodzą się kolejne wnuczęta?
Czy jednak pierworodna, czy też pierworodny skrada większą część serca dziadków?
A może nie pierwsze, tylko to następne, ale od ukochanej córki lub syna. Od pierworodnego swojego dziecka albo i nie, ale najbardziej kochanego.
Rodzice starają się jednakowo kochać swoje dzieci. Na równi je traktować, sprawiedliwie obdarowywać tym, co mają im do zaoferowania. To jest trudne. Czasem niemożliwe, mimo ich starań. Jednak najczęściej twierdzą, że tak jest. Subiektywnie. Być może konfrontacja z odczuciami dzieci w niejednej rodzinie pokazałaby całkiem inny obraz. Szczególnie z perspektywy czasu.
Wracajmy do babci i dziadka. Czy są w stanie kochać jednakowo i jednako poświęcać czas? Czy w ogóle jest to możliwe? Czy jednak ich serce zarezerwowane jest dla najbardziej oczekiwanego, czyli pierwszego, niezależnie od płci, albo z nią związane; a może najbardziej jest istotne, kto urodził to dziecko. Córka czy synowa.
W tej rodzinie chłopcy pojawili się w odstępie kilku tygodni, więc właściwie niewielka jest między nimi różnica. Wieku.
Różnica polega, że jednego urodziła córka a drugiego synowa. Od córki jest „nasz”, a od synowej jest „ten”. Subtelna różnica, ale zauważalna.
Mylenie imienia, ale tylko w jedną stronę. Przejęzyczenia- zdarzają się. Właściwie ktoś by pomyślał, że jest to czepianie się i wyolbrzymianie.
Szczególnie że dziadkowie bardzo się starają i kontrolują, by traktować ich jednakowo. Dużo o tym mówią.
Chłopcy prezentami obdarowywani są sprawiedliwe. Bardzo o to dbają.
A jednak nie wszystko mają pod kontrolą. Bo łatwiej jest dać jednakowe sumy pieniędzy, kupić podobne prezenty, niż zapanować nad prawdziwymi uczuciami.
Dlatego jeden jest „nasz”, a drugi „ten”.
Wypowiadane bezwiednie słowa dają pewne świadectwo.
To nie jest przykład drastycznego faworyzowania jednego z wnuków. Lub niekochania któregoś. Ale pokazanie, że jednak istnieją różnice, choćby subtelne, ale jednak. Zauważalne dla rodziców, ale i dla otoczenia. I myślę, że w wielu rodzinach jest podobnie.
A Wy jakie macie odczucia ?
Ja sama, choć tego nie pamiętam, byłam najukochańszą wnuczką dziadka, ojca mojej mamy, który zmarł, gdy miałam 5 lat. Ale do tej pory w rodzinie na ten temat dużo się wspomina. Nie byłam pierworodna, ale pierwszą dziewczynką i to od ukochanej jedynej córki pośród trzech synów. Dziadek oszalał ze szczęścia i dobitnie dawał to odczuć otoczeniu.