Zmrożona…

Zimno. Bardzo zimno, choć u nas chyba i tak najcieplej, ale minus 11 o dziewiątej rano mimo słoneczka nie zachęca do wyściubienia nosa za drzwi. Ba! Nawet spod kołdry, jak się kicha, prycha i kaszle. W sumie katar jest najbardziej uciążliwy. Odwrotnie jak inni, ja się czuję gorzej rano, potem dolegliwości przechodzą albo są dużo łagodniejsze.

Zimno. Mniej jakby bardziej. Anemia niestety powoduje, że jestem niedogrzana i kompletnie nie przeszkadzało mi to, że na imprezie siedziałam sobie przy gorącym kaloryferze, kiedy całe towarzystwo narzekało, iż gospodarze za mocno nahajcowali w piecu 😉

Spadły mi czerwone krwinki poniżej normy, hemoglobina niewiele, ale też w dół, jeszcze to wszystko nie do toczenia, a do zwiększenia ilość  żelaza do łykania w postaci różowych pigułek… Płytki za to na granicy normy-  jest to mój najlepszy wynik od…niepamiętanych czasów.

Na izbie przyjęć byłam już przed szóstą, wywołując pielęgniarkę z dyżurki, która akurat właśnie wyciągała nogi  uważam, że dobry uczynek zrobiłam, bo jakby tak naprawdę wyciągnęła to dopiero by było  ,co nie omieszkała mi  powiedzieć, i dodała, że i owszem ma odnotowane, że jakaś pacjentka zgłosi się o siódmej, więc ona nie wie, co ja tu robię prawie w środku nocy! Odpowiedziałam, że taki miałam prykaz i nie tylko ja, bo przyjdzie jeszcze jedna. Wezwany lekarz też nie był uszczęśliwiony, że musi wygrzebać się spod kocyka i zejść na dół, bo przecież dopiero co był półgodziny temu na izbie, a tu znów musi, więc odgrażał się, że sprawdzi, kto nam nakazał o tak idiotycznej godzinie przyjść do szpitala. Oczywiście to wszystko było z uśmiechem na twarzy, zresztą medialnej, bo pan doktor Rezydent, z tych, co to się udzielali przy negocjacjach z ministerstwem zdrowia w świetle jupiterów.

Na oddziale, ach, ach, ach…dostałam łózko, więc nawet tych moich „achów” nie przyćmił fakt, że p. pielęgniarce z nocnej zmiany nie udało się wkłuć do kontrastu, pobrała krew z drugiej ręki (tej, którą ewentualnie mogę podawać do spuszczenia krwi, ale nie do podawania kontrastu czy chemii) i stwierdziła, że przyjdą „dzienne dziewczyny”, to niech się męczą. Popijałam sobie miksturę na łóżku, kiedy zostałam wezwana do dyżurki na kłucie, bo zaraz karetką mieli nas przewieźć na radiologię. Z wiarą w umiejętność dziewczyn, z mniejszą w moje żyły poddałam się próbom założenia wenflonu. Siedmiu!- cztery pielęgniarki z dziennej zmiany po razie i wezwana z bloku pielęgniarka anestezjologiczna, która po trzech podejściach skapitulowała, mówiąc, że żyły mam jak ciasto. Oskarowa się zlitowała i zadzwoniła na radiologię, że im podrzuca „gorącego kartofla”, czyli mnie i niech działają. Tam pielęgniarka, widząc moją pokutą  rękę jak u narkomana, nawet nie podjęła próby, twierdząc, że żyły mam jak u niemowlaka, od razu wezwała doktora anestezjologa. Pan Doktor podjął jeszcze próbę wkłucia się w stopę, ale tylko wizualnie sobie na nią popatrzył i…zrezygnował. Wkuł się w szyję z prawej strony. Podziękowałam i udałam się na prześwietlenie, a tam leżąc już pod tubą, podczas podłączenia mnie do kontrastu i przepłukania, oduczyłam ból i pielęgniarka stwierdziła, że nic z tego nie wyjdzie i  wysyłała  mnie z powrotem na przekłucie. Wezwany p. Doktor wkuł się w szyję z lewej strony i zapowiedział, że więcej tego robić nie będzie, więc zaklinałam w duchu, żeby tym razem moja żyła wytrzymała. Wytrzymała. Badanie się odbyło, a ja wróciłam na łóżko na oddział, aby czekać na wynik z TK i z krwi.  Chyba nawet się zdrzemnęłam, bo byłam wykończona, choć wydawało mi się, że wszystko słyszę.

Piguły dostałam. Wynik z TK długaśny w swym opisie, ale przezornie najpierw spojrzałam na koniec, czyli na wnioski, a te są takie, że nie odbiega znacząco od poprzedniego. Namnożyło mi się różnych takich na różnych narządach, ale na razie małe i wyglądające łagodnie. Wynik z krwi potwierdził zaś, że moje moce osłabły, więc nie ma co się dziwić, iż po 300m czuję się tak, jakbym co najmniej przebiegła półmaraton. Znając schemat powtarzający się, że po toczeniu następuje spadek, aż do decyzji kolejnego transfuzji krwi, więc za cztery tygodnie wyniki będą jeszcze gorsze, wysiadłam wcześniej, żeby odwiedzić jeden sklep (kupiłam sobie płaszczyk wiosenny i spodnie dresowe młode to w takich zapewne po ulicy by śmigały oraz oczywiście spodnie i sweterek dla Pańcia) i pieszo udałam się do mieszkania. Było to możliwe tylko dzięki temu, że miałam łózko w szpitalu i 4 godziny polegiwania dały mi możliwość odpoczęcia, oraz to, że ustał wiatr i mimo minusowej temperatury było bardzo przyjemnie. Może to głupie, płytkie i takie tam, ale idąc do Mam- gdzie czekał już na mnie obiad- z torbą z zakupami, czułam się normalnym, zdrowym człowiekiem, wystawiając twarz do słońca i uśmiechając się do przechodniów! Pewnie wyglądałam jak fariatka, co to mruczy coś do siebie szczerząc zęby jak  głodny do sera.Kiedyś wykorzystałabym to, że jestem w mieście i pewnie zaliczyłabym co najmniej kilka sklepów w centrum handlowym, dziś- jeśli już- wchodzę tylko do jednego, w konkretnym celu.

U OM sytuacja…nie do końca wiadoma. Okazało się, że to, co odczytano na usg., nie było tym. Ba! W ogóle tego nie było, ale był stan zapalny, wzięto więc wycinki do badania. Wyszło za to zupełnie co innego. Również nieleczone może zezłośliwieć, ale wszelkie decyzje co do leczenia  będą podjęte po uzyskaniu wyniku hist. Pan Doktor chce widzieć pacjenta, choć w pierwszej chwili poinformowali, że wynik przyślą pocztą. No i mimo iż zgłosił się jako pacjent prywatny, to podciągnięto zabieg pod NFZ, więc tyle dobrze, że nie musiał płacić. Klinika prywatna, ale ma podpisane na niektóre zabiegi z NFZ.  Piszę o tym, bo niektórzy nie wiedzą i czekają w ogromnych kolejkach w publicznych placówkach.

 

Słoneczka dla Was w te mroźne dni! 🙂

 

Ja dziś leniuchuję, ogrzewając się uśmiechem i przytulankami z Pańciem 🙂 Muszę odleżeć trzydniowy pobyt w DM i wczorajszą imprezkę 😉

Za wszystkie kciuki wielkie dzięki! One zawsze  mnie rozgrzewają od środka.

*

A w Hajnówce marsz Narodowców. Haniebny, gdyż według mnie (i nie tylko, bo historycznie zostało udowodnione) Bury nie był narodowym bohaterem. W miejscu, gdzie inni czczą ofiary mordu tego żołnierza wyklętego, gdzie pamięć o tym, co się wydarzyło, jest wciąż żywa.

I powiem tak, nie chcąc absolutnie porównywać, ale jeśli od władzy się słyszy, że i owszem, to nie jest poparcie wszystkiego, co tacy ludzie dokonali (przykładowe niefortunne złożenie wieńca przez Premiera na grobach żołnierzy z Brygady Świętokrzyskiej), to dziwię się, skąd się bierze to święte oburzenie na Ukraińców za Banderę, bo jak widać słowo „bohater”, ma różny wydźwięk. Często ten sam człowiek ma piękną i czarną kartę, bo historia nie tylko polska, jest trudna, i nie zero-jedynkowa. W jednej osobie mógł być i bohater i bandyta.

52 myśli na temat “Zmrożona…

  1. Aż mi się włos na sztorc zjeżył przy czytaniu o szukaniu miejsca do wkłucia igły. Brr! A co dopiero Ty musiałaś tam przeżywać…

    Chyba nawet wczoraj dumałam nad tym, jak to możliwe, że w kraju, który tyle przeszedł tylko dlatego, że znalazł się ktoś, kto uważał Polaków za gorszych, są ludzie (i niestety, nie kilku, a nawet nie kilkunastu, tylko więcej) mający dokładnie te same poglądy co wróg. Ten sam łeb zakuty jak konserwa, zamknięty na wszystko co inne. Czy nikt z nich nie miał dziadka czy babci, którzy zginęli w obozach? Żadnemu z nich nikogo nie wywieźli, nie zatłukli tylko dlatego, że się napatoczył? No chyba, że dziadkowie takich nazioli żyją do dziś w najlepszym zdrowiu, bo udało im się przetrwać czasy wojny, robiąc rzeczy, o których wolą nie mówić. Napaśli się na ludzkiej krzywdzie.

    A dumałam, bo oglądaliśmy „Fanatyka”. Inna sprawa, że tam nazistą był Żyd, ale za to taki zajadły, że starczyło jego nienawiści na stu innych łysych.

    Polubienie

    1. Paradoksalnie w szyję wkłucie mniej boli, i w końcu nie bolało w czasie podawania kontrastu, co miało miejsce podczas ostatnich badań TK, bo w kłucie było w cienką żyłę i musiałam zaciskać zęby i pamiętać, żeby z bólu się nie poruszyć. Ale, fakt, wyglądałam nieszczególnie cała taka poobklejana plastrami 😉 I również się tak czułam.

      O naziolach i fanatykach każdej opcji, każdej narodowości aż strach myśleć. Jest to trudne do ogarnięcia.

      Tak to jest kiedy na siłę chce się cały naród zrobić bohaterskim, zapominając, że krzywdę doznawało się również od „swoich”.

      Polubienie

  2. Wkłuwania się serdecznie współczuję. 😦 Ja w dołach łokciowych mam żyły pokazowe, można zrobić wszystko, ale szczerze nienawidzę pielęgniarek, które chcą mi „zrobić dobrze” i usiłują się wkłuć w grzbiet dłoni… co gwarantuje obrzęk, siniaki i w porywach stan zapalny. Najgorzej, jak się nie słucha pacjenta, który w końcu własną anatomię zna najlepiej. 😦 Ten sam błąd swego czasu popełniła anestezjolożka, która na moje ostrzeżenie, że w mój kręgosłup lędźwiowy wkłuć się nie da rady, więc szkoda nawet czasu, radośnie odparła, że „eee, nie takie my ze szwagrem…” No cóż, wtedy szwagier miał akurat wolne. 😛
    Te Twoje małe i łagodne też prosimy WON! Niech znikają samoczynnie jak najszybciej. Chętnie do zastąpienia przez duże, wypasione erytrocyty. 🙂
    A z tym kichaniem i parskaniem to jakaś zmora jest. Też się obudziłam zasmarkana po pachy, ale na szczęście niegrypowa. Po zużyciu połowy rolki ręczników pseudoefedryna z wapnem dała radę, a potem wyczytałam, że u mnie olchy już zaczęły kwitnąć, pyłkowa ich mać!!! Za to moja średnia ma elegancką, pełnoobjawową grypę – w 30+ tc…
    Ja poproszę już wiosnę!!!

    Polubienie

    1. U mnie jak się udawało, to tylko w grzbiet dłoni, a to bolesne, no i pękła jedna taka, więc mam siną bańkę 😦 W kręgosłup też mi się nie wkuli przed operacją, ale wtedy to ja nawet nie wiedziałam, że się nie da 😦 Dobrze, że mam lewą rękę, którą mogę dać do pobrania krwi, inaczej musieliby z portu, a nie każda pielęgniarka potrafi, nie w każdym laboratorium mają igłę, no kłopot coraz większy.
      Czerwone mile widziane, bo już są pod kreską- nie mam pomysłu i sił, żeby tak mi ich przybywało a nie ubywało.
      No ja też nie grypowa, ale zasmarkana, tak najczęściej do południa, później to już samo kichanie, również podczas badania, bo nie wytrzymałam 😉
      Kurczę u nas oprócz krokusów i przebiśniegów nic innego jeszcze wiosny nie zwiastuje, a mrozy mają trwać co najmniej tydzień. Dobrze, że choć słońce świeci!
      Współczuję Średniej tej grypy, ale jak to tak przy takich temperaturze?
      Alergia na pyłki też nieszczególnie, bo daje w kość,
      Do prośby i ja się dołączam! 🙂

      Polubienie

      1. U nas też niewiele wiosnę zwiastuje, bo pąki zatrzymały się w rozwoju – trafił się kolejny tydzień nocnych mrozów, a i opadów nie było za dużo w zimie, wszystko suche jak pieprz. Od środy nocne mrozy mają zostać zastąpione przez tydzień deszczu, to może coś ruszy. Szkoda, że nie jestem kwiatkiem i nie lubię podlewania.. ale dla perspektywy kwitnących drzew się poświęcę i stłumię jęczenie. 🙂
        Alergię to głównie podejrzewam – kiedyś miałam na leszczynę, tak silnie, że każdej wiosny spędzałam parę tygodni na zwolnieniu, aż w końcu laryngolog się wkurzył i zaaplikował mi końską kurację z hasłem „umrze albo wyzdrowieje”. Jak widać, wyzdrowiałam. 😀 Ale leszczyna z olchą to alergeny krzyżowe, więc pewnie dopadła mnie teraz olcha – nie widzę, co innego by mogło. Szczególnie, że na pseudoefedrynę zareagowało i poszło sobie precz (odpukać!!!).
        Według autorskiego określenia Średniej, jest „ostatnia na taśmociągu wirusowym”. Znaczy, reszta rodziny już odchorowała swoją kolejkę, a teraz na nią przeszło. Ehhh… no co pan zrobisz, jak nic nie zrobisz? Na początku zimy złapała ropną anginę i na tejże zasadzie poszedł antybiotyk…

        Polubienie

        1. Gdyby nie wiatr to ten mróz plus słońce byłby całkiem przyjemny.
          Chwalebna postawa wobec spragnionej roślinności- będą Ci dozgonnie wdzięczne ;p
          Ja ze swoją alergią na leki jestem szczęśliwa, że nie mam na nic pylącego! No bo takich leszczyn przy moim domostwie kilka jest, mogłabym się pozbyć, ale wtedy nie miałabym orzeszków!!! i tak już jaśminu nie posadziłam ze względu na łzawiąca i kichającą PT 😉
          Czasem końskie dawki są „raz na zawsze”i porem człowiek długo żyje bez nawrotu- tak moją Mam wyleczono z anginy; po kuracji kazano najeść się lodów do wypęku!
          Dla Średniej zdrówka!
          Dla Cię, niech wszelkie pyłki omijają szerokim łukiem!

          Polubienie

  3. nie powinnaś w tej sytuacji mieć portu?

    czuję się taka bezradna wobec tolerancji dla tych pseudo narodowców
    i wobec tej całej popieprzonej zmiany
    żal Polski..

    Polubienie

        1. witaj w klubie! 😉
          coś o jakiś końcówkach gadali, ale ja ostatnio jestem bystra inaczej to może coś pokręciłam,
          w każdym razie według tego co zrozumiałam nie mają odpowiedniego kranika,
          być może nowsze porty to mają, ale tego też nie jestem pewna- jak to ja, ostatnio mało co zapamiętuje co się do mnie mówi ;/

          Polubienie

            1. cieszę się, że po pierwsze nie uległam sugestiom, żeby go wyciągnąć jak minęło 5 lat, a po drugie, ze wciąż działa, bo gdyby tak, tfu, tfu się zbuntował, to musieliby szukać nowego miejsca,

              Polubienie

  4. Witaj ja tez mam klopot z kontrastem …..wkuwaja sie gdzie moga ale jest jedna pielegniarka ktorej zawsze sie udaje (no prawie zawsze) .Bez porta bym zginela,Wyniki tez mam nieciekawe .Najgorzej ze po podaniu irinotecanu nie moge jesc, boli brzuch ,zoladek .Zobaczymy co powie dr w srode Podejrzewam ze wiecej chemii nie wezme …a wlosy po pierwszej trace,Jest mi zle ,smutno…nic nie cieszy …..Pozdrawie Cie serdecznie

    Polubienie

  5. Wszystkim zmianom mówimy NIE i dajemy im zdecydowany odpór! Takoż anemii!

    W szyję to mi się jeszcze nikt nie wkłuwał, ale ręce i stopy jak narkoman po przejściach miewałam.

    Mam nadzieję, że wiosenny płaszczyk ma czarodziejską moc sprawczą i przywoła wiosnę!

    Pozdrawiam, na przekór pogodzie, wiosennie😘

    Polubienie

    1. Staramy się, staramy!!!
      No to wiesz jak mniej więcej wyglądam 😉 U mnie to nie był pierwszy raz w szyję, więc się nie bałam.
      Po to go kupiłam!!!
      Jest ładnie, słonecznie i gdyby nie ten mroźny wiatr, to z tej cieplejszej strony okna wygada jak wiosna :)))
      Buziaki 🙂

      Polubienie

  6. Cieszę się bardzo, że już wróciłaś z krótkiej wizytacji szpitala;)
    Zawsze mam myśli,że tyle zmieniło się w medycynie ale niektóre zabiegi pozostały niestety nadal wybitnie nieprzyjemne i bolesne, jakby nie można było tego zmienić :-Ooo Uff, dobrze,że w końcu się udało, chociaż ciężko czytać ile po drodze musiałaś przejść.
    Ja po blisko dziewięciu tygodniach chorowania też unikam skupisk ludzkich bo czuję, że teraz jeszcze łatwiej coś się do mnie może przykleić.
    Naszej rzeczywistości nie mam już siły komentować. I nawet nie to, co wyczyniają „elity”rządzące ale to, jakie mają poparcie najbardziej mnie dołuje.
    Sciskam :**

    Polubienie

    1. Dzięki 🙂
      Gdybym przyszła z ulicy, to pewnie nikt by się nie przejął, że nie można wkłuć, a jako szpitalna pacjentka, której badanie musi się odbyć, byłam potraktowana inaczej. Ale i tak się bałam, ze jak się nie uda, to będą wkłuwać się centralnie i wszystko się odwlecze.

      Długo Cię trzymało…i słusznie, że uważasz na siebie. Podobno tak do połowy marca ma trwać apogeum grypowe.
      To prawda, że to poparcie jest przygnębiające, jak to, ze obecna polityka ma wpływ na relacje międzyludzkie, i bynajmniej nie chodzi tylko o spór o partie…
      Buziaki :***

      Polubienie

      1. No właśnie,już kiedyś pisałam; nawet jakby do władzy doszli mądrzy ludzie (skąd ich wziąć?), to czy da się w ogóle (i ile będzie trwało) zjednoczyć społeczeństwo. Skala rozłamu i wzajemnej niechęci jest moim zdaniem dramatyczna. Po raz pierwszy chyba polityka różni czasem nawet rodziny…..
        I jeszcze to zimno prawie wiosną ::pp
        Pozdrowienia dla kontrastu gorące :*
        I Ty też się chroń!

        Polubienie

        1. Boję się, że nie, przynajmniej nie tak szybko. Wczoraj się czegoś dowiedziałam, i chodzi mi to po głowie, bo jest takim przykładem, jak nastroje za tej władzy eskalują wobec inności. Smutne i przykre, ale również przerażające.
          Widząc jak za oknem drzewa mi się kłaniają w pas, nie mam zamiaru dziś wychodzić, choć chciałam do lasu- minus 5 w tej chwili, ale z tym wiatrem to pewnie czy razyzimniejj;)
          Grzeję się w pozdrowieniach i odwzajemniam również cieplutkie spod koca :)***

          Polubienie

    1. Było minęło, jest pokłuta, sina ręka i szyja, ale wyniki satysfakcjonujące na tę okoliczność. Na inną to już bym drążyła temat…
      Odpozdrawiam z mroźnej, acz słonecznej j wsi :))

      Polubienie

  7. Wspolczuje tych trudnosci z wkluwaniem sie w zyle, mowisz ze w szyje nie boli, nigdy tak nie mialam, nie probowali,bo ja naleze do tych ktorym trudno pobrac krew, czy inne zabiegi ze znalezieniem zyly. W dlon boli ale z dwojga zlego wole w dlon niz w stope. Okropne mam wspomnienia, teraz mam ten koszmar tylko czasami.

    Polubienie

    1. Według mnie nie boli, a na pewno mniej i wkłucie następuje bardzo szybko – czuć tylko ukłucie skóry. W dłoń czy stopę boli najbardziej, mnie jeszcze tak ściskają, żeby te żyły wylazły, że dodatkowo mi cierpnie i okrutnie boli cała ręka, zanim się zdecydują wkłuwać. Dość wytrzymała jestem, ale nie jest to przyjemne,

      Polubienie

  8. dobrze, że jest już po tych niezbędnych zabiegach i możesz odsapnąć. Też nigdzie nie wyłażę, żeby nie nałapać się grypowych innowacji. Może się uda, chociaż wnuki domowe, właśnie w drodze do lekarza. A co do tych innych „spraw” ? … życie człowieka to wzloty i upadki i wtedy dla jednych jest się bohaterem, a dla innych bandytą. Tylko dobry Bóg rozsądzi, jak to tam z nami jest. „Błogosławieni pokój czyniący”. Tylko że u nas ani pokoju, ani spokoju. I można nad tym wszystkim tylko westchnąć, a historia toczy się kołem… A na Podlasiu młodzi są „szybcy i wściekli” i tacy pewni swoich racji, że ciarki chodzą po skórze. I jest ich całkiem sporo. Dowiozą swoje mamy i babcie i pokażą, w którym miejscu postawić „X”. Metoda – „na wnuczka”.

    Polubienie

    1. Oj tak! Cztery tygodnie spokoju, a właściwie trzy, bo w tym czwartym to moja psyche już się buntuje przed wyjazdem w wiadomym celu.
      Plusy są takie, że obie nie musimy wychodzić 😉 Dla wnuków zdrówka, i niech nie zarażą babci! Ja właśnie się dowiedziałam, że Pańcio profilaktycznie nie poszedł do przedszkola.

      Ech….Życiorysy niektórych bywają skomplikowane, jak czasy, w których im przyszło żyć. Nie wszystkim udaje się być przyzwoitym przez całe swoje życie, a już co tu mówić o bohaterstwie.
      Prawdę piszesz, i smutna to prawda niestety.

      Polubienie

  9. Roksanna współczuję tego dziabania! Miałam ostatnio podobnie w szpitalu. Jeszcze przy lekach przeciwzakrzepowych robią mi się potworne sińce, więc wyglądałam, jak by mnie kto maltretował przez ostatni miesiąc! 😀

    Co do wyników… Jest chyba dobrze, przynajmniej na tyle na ile może być w tej sytuacji. Cieszmy się!
    Ściskam Cię mocno z mroźnego LU! :*

    Polubienie

  10. Ja od siebie dodam że dużo zdrowia życzę 🙂 Co do marszu, to skandal że w ogóle do tego dopuszczono, by w Polsce w 21 wieku w biały dzień nieśli sztandary sławiące zbrodniarza, bo Bury niewątpliwie takim był. Ale to już nie pierwszy taki wyskok narodowców, a obecna władza temu sprzyja.

    Polubienie

    1. Dziękuję 🙂
      Przerażające jest to przyzwolenie, spychanie na margines, wtedy, gdy powinien z góry pójść wyraźny sprzeciw. Ale „góra” ma problem kto wróg, kto przyjaciel, kto ofiara, kto bandyta…

      Polubienie

            1. i powiem, że ma to skutki uboczne, nie tylko w specyficznym postrzeganiu „bohaterów” przez społeczeństwo, ale również przez ich pryzmat, na wszelką inność, mam tu na myśli, że wszelkie takie zachowania plus bagatelizowanie ksenofobii, rasizmu, etc prowadzi, że nagle sąsiad, koleżanka staje się obiektem pogardy, agresji słownej…to się dzieje.

              Polubienie

  11. Witam. Mam dokładnie podobny problem i czasem jestem tak pokłuta, że kłuć już nie ma gdzie. Została mi jedna dyżurna żyła ale jest już tak twarda, że czasem się buntuje i krwi nie puszcza. Wszystkie inne są jak papier i pękają od dotyku igły a ja chodzę potem posiniaczona jak ofiara przemocy. Biedne te pielęgniarki, które sobie nieraz pod nosem siarczyście zaklną :-). Pozdrawiam

    Polubienie

    1. U mnie właśnie sine przechodzi w żółć 😉
      jest to ogromny problem, mnie ratuje port, ale są sytuacje, gdzie nie można alb ktoś nie potrafi…
      Na mój widok od razu uciekają, licząc, że koleżanka ich wyręczy 😉

      Serdeczności 🙂

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do Renata Anuluj pisanie odpowiedzi